Przepis na świętego

Tygodnik Powszechny 44/2010 Tygodnik Powszechny 44/2010

Ile kosztuje proces, dlaczego lepiej być męczennikiem niż wyznawcą, czy można wycofać się z decyzji o wyniesieniu na ołtarze i co to są „sprawy milczące”. A także: co z procesami Jana Pawła II i arcybiskupa Romero?

 

Sprawa wydawała się oczywista: śmierć męczeńska. Grób Romero stał się celem pielgrzymek, on sam – ludowym świętym. Mnożyły się cuda. A w Rzymie o procesie nikt nie chciał słyszeć. Następca Romero, abp Arturo Rivera, nie zgodził się początkowo nawet na umieszczenie tablicy w miejscu zabójstwa. Wyjaśnienia szukał Kenneth Woodward, autor „Fabryki świętych”. Według jego informacji Watykan miał obawy, że kanonizowany Romero mógłby trafić na sztandary partyzantki komunistycznej. To rozsierdziłoby juntę i wzmogło prześladowania. Lepiej było poczekać na koniec wojny. Myśl taką miał wyrazić – według ks. Jesusa Delgado, któremu abp Rivera na wszelki wypadek nakazał gromadzić materiały o życiu Romero – sam Jan Paweł II.

Należało też pokonać trudności teologiczne. Abp. Romero łączono ze zwalczaną przez Watykan teologią wyzwolenia, jednoczącą zasady Ewangelii z czynną walką polityczną o sprawiedliwość społeczną. Pytano, czy zginął za wiarę, czy za zaangażowanie na rzecz idei politycznej. Podobne pytanie Kościół zadawał sobie w przypadku ks. Popiełuszki. „Uznanie, że Romero był męczennikiem za Kościół właśnie dlatego, że był (...) męczennikiem za sprawiedliwość społeczną, wymagałoby od urzędników kościelnych myślenia w nowy sposób” – pisał Woodward.

Proces diecezjalny ruszył w 1993 r., po zakończeniu działań wojennych. Cztery lata później dokumentacja trafiła do Rzymu. Według kard. Saraivy Martinsa udowodnienie męczeńskiej śmierci ułatwiłoby... przesłuchanie mordercy. Sęk w tym, że nie wyjaśniono, kto nim był.

Jan Paweł II trzy lata po śmierci Romero (wbrew woli części miejscowych biskupów) odwiedził jego grób. Według relacji o. Bartolomea Sorge z „La Civilt? Cattolica”: „rzucając się na kolana (...), z ramionami symbolicznie obejmującymi cały Kościół, Papież, jak sam to później wyjaśnił, chciał uwolnić heroiczną ofiarę pasterza od ideologicznych instrumentalizacji”. Kard. Roberto Tucci wspominał, że Jan Paweł II podczas tej wizyty wielokrotnie powtarzał: „Romero jest nasz”.

Opinię tę podziela Benedykt XVI, który w 2007 r., wspominając o „męczennikach, którzy zabici zostali za sprawę Ewangelii”, wymienił m.in. abp. Romero. Później nazwał go „wielkim świadkiem wiary” i podkreślił, że „zasługuje na beatyfikację”. Zwrócił przy tym uwagę, że arcybiskup był wolny „od wypaczeń ideologicznych, występujących u tych, którzy próbują upodobnić się do niego ze względów politycznych”.

Może więc już wkrótce...

Królowa Jadwiga, czyli dlaczego warto być kardynałem

Czasem osoby, których obecność w katalogach świętych wydawałaby się oczywista, wiele lat czekają na chwałę ołtarzy. Nawet kilkaset – jak w przypadku Królowej Jadwigi. Ukochana przez lud i elity kraju, zmarła w 1399 r. w opinii świętości. Wychwalano jej miłosierdzie wobec chorych i ubogich: królowa fundowała szpitale, ułaskawiała skazańców. Przy surowym Jagielle była uosobieniem dobroci. Jej kult rozpoczął się od razu po śmierci; począwszy od średniowiecza, źródła określają Jadwigę jako Sancta, Beata albo Diva.

Arcybiskup gnieźnieński Andrzej Jastrzębiec (niegdyś kanclerz Jadwigi) w 1426 r. powołał komisję do zbadania cudów za wstawiennictwem Królowej. A źródła z połowy XV w. dowodzą, że w Rzymie toczyło się postępowanie kanonizacyjne. Niestety, według Długosza, fundusze przeznaczone na proces zostały roztrwonione – prawdopodobnie na wojny z Krzyżakami. Kolejni Jagiellonowie zaniedbali sprawę.

Swoje zrobiło też błędne rozumienie prawa kanonicznego: w Polsce uważano, że w świetle dekretów Urbana VIII niemożliwe jest kontynuowanie kultu Jadwigi. Na szczęście kult nie wygasł: Jadwiga – wedle drukowanych u nas katalogów świętych – była patronką lokalną.

Zainteresowanie nią wróciło w czasach rozbiorów. Dla publicystów, kaznodziejów, a nawet historyków oczywiste było nazywanie jej świętą. W 1909 r. bp Sebastian Pelczar, podając jako powód oddawaną jej cześć, prosił Piusa X o beatyfikację. Już w niepodległej Polsce, w 1934 r. episkopat oficjalnie wznowił proces, zatrzymany wkrótce przez wybuch wojny.

Do prac wrócono po 1949 r. Wskutek słabej znajomości prawa pracujący nad dokumentacją nie zgromadzili jednak dostatecznych dowodów na żywy kult. Starania wzmógł po 1967 r. kard. Karol Wojtyła.

– Bez godności kardynalskiej trudno cokolwiek załatwić w Watykanie – podkreśla ks. Scąber. – W Kongregacji Wojtyła dowiedział się, że należy sięgnąć po dekret Urbana VIII z 1634 r., na mocy którego należało zalegalizować kult tych wszystkich, którym oddawano cześć przed 1534 r.

W listopadzie 1972 r. wznowiono proces diecezjalny, by dowieść istnienia kultu przed datą wyznaczoną przez Urbana VIII. Badacze szukali m.in. hagiograficznych określeń królowej w literaturze czy jej wyobrażeń z aureolą. W 1974 r. kard. Wojtyła zatwierdził istnienie kultu od niepamiętnych czasów.

Działania kontynuował kard. Franciszek Macharski. W 1979 r. zwrócił się do Watykanu o zatwierdzenie formularza Mszy św. oraz modlitw brewiarzowych ku czci bł. Jadwigi Królowej. Wkrótce potem Kongregacja dekretem uznała legalność kultu.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...