Radość ukazana przez taniec czy pieśń ma korzenie w kulcie bóstwa i Bóg cieszy się z takiego wyrazu wdzięczności. Dlatego lubię tańczyć i śpiewać.
Więc Bóg nie potępia?
Oczywiście że nie, to my sami odrzucamy Jego miłość. Niektórzy kaznodzieje ciągle straszą piekłem – to tresura z użyciem kija, a nie nauczanie. Bóg daje nam do wyboru życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Nigdy, nawet gdy postąpimy źle, nie będzie nami manipulować.
Piekło powstaje wtedy, kiedy ludzie uzurpują sobie władzę boską nad innymi.
A co z Judaszem?
Jak to co – myślę, że jest zbawiony... Jego tragedia polegała na tym, że chciał zastawić pułapkę na Jezusa, by Ten pokazał boską moc – i jeszcze na tym zarobić. Pułapkę zastawił, srebrniki dostał, ale Jezus dał się aresztować. Judasz wpadł w rozpacz, bo zdał sobie sprawę, że wydał niewinnego, a Jezusa przecież na swój sposób kochał. Wyraz jego nawrócenia polegał na tym, że oddał pieniądze. Potem z rozpaczy popadł w depresję, w której nie potrafił obiektywnie ocenić tego, co uczynił. I postanowił się zabić (nie mam żadnych oporów, kiedy ktoś prosi o pogrzeb samobójcy). Być może Judasz wyniósł z domu wyłącznie obraz Boga sprawiedliwego sędziego, a nie Boga, który jest miłością. Piotr też zdradził, ale uwierzył, że Jezus mu przebaczy.
A co ze słowami, że „lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził”?
W ten sposób Jezus podkreśla, jak bardzo współczuje Judaszowi – wie, ile go kosztuje doświadczenie zdrady. Z kolei „syn zatracenia” to idiom hebrajski mówiący o człowieku bez charakteru i woli. Nie oznacza potępienia. Jezus nikogo nie potępia i Kościół też nie wypowiada się nawet o największych zbrodniarzach.
Ksiądz Biskup na pewno poznał ludzi, których życie jest od początku niesprawiedliwe, którzy nie dostali nawet iskry nadziei. Mówienie im o radości wydaje się nie na miejscu.
Kiedy Żydzi byli w niewoli, mówili: Bóg nas opuścił, nie kocha nas. Ezechiel przekonywał wtedy, że niewola wystąpiła z ich winy, bo się sprzeniewierzyli miłości Boga. A znakiem obecności Boga jest on, prorok. Ja w „Betanii” mówię podobnie: może z winy słabości, np. rodziców czy współmałżonka, doświadczyłeś braku miłości, ale my cię tu kochamy. I w żadnej sytuacji nie przestaniemy, choćbyś nie wiem, jak wierzgał.
Żydzi mówili, że Bóg ich opuścił. Ale co z tymi, którzy czują, że Boga nigdy z nimi nie było?
Wiara jest darem, który można utracić i ja nie mogę nikogo zmusić, aby uwierzył. Przed przyjęciem do „Betanii” nikogo nie pytamy, czy wierzy. Narkomanowi mogę tylko pokazać, że jest człowiekiem, a człowiek jest największym skarbem u Boga. Nie na nawracaniu polega misja terapeuty katolickiego. Ghandi mówił: jeśli chcesz głosić Boga, który jest miłością, to najpierw zapytaj człowieka, czy nie jest głodny. Brat Albert przynosił bezdomnym jedzenie, dał im miejsce do spania i sam z nimi zamieszkał. Na tym polega chrześcijaństwo.
Pewien ksiądz opowiadał mi o przedwojennej hrabinie filantropce. Pojechała bryczką do slumsów i jej pierwsze pytanie brzmiało: czy odprawiacie pierwsze piątki miesiąca? I pewien bezrobotny obrócił ją, kopnął w tyłek i wywalił za drzwi. Bo to byli ludzie głodni i bez pracy.
Ale może być taki moment, że nawet u wierzącego chrześcijanina pojawi się rozpacz. Bo nie radzi sobie z grzechem, więc zawodzi Boga.
To znaczy, że nie ma w nim prawdziwej miłości do Boga. Jeżeli uświadamiam sobie, że źle robię, ale opanowuje mnie słabość, to muszę zdać sobie sprawę, że nie chodzi o moją perfidię. Mówimy tu o mechanizmach nałogów – to nie jest świadoma decyzja o grzechu. Najczęściej to dotyczy spraw seksualnych; ludzie nieradzący sobie np. z nałogiem masturbacji często przyznają, że nawet przyjemności z tego nie mają. Mówię wtedy: nie myśl o tym tyle, bo to nie jest najważniejsza dziedzina twojego życia. Skup się na tym, żeby solidnie pracować, zajmij się żoną czy mężem, pomóż innym. Trzeba zmienić sobie hierarchię wartości. No bo, panowie, na którym miejscu jest przykazanie „nie cudzołóż”?
Na szóstym.
Więc czy jest najważniejsze? To też kwestia złego ustawienia fizjologii człowieka przez spowiednika czy wychowawcę. Często wydaje się niektórym duchownym, że przy spowiedzi najważniejsze są sprawy seksualne. W konfesjonale nigdy o to nie pytam. Nie pytam też: dlaczego to, człowieku, zrobiłeś – skoro zrobił, to znaczy, że mógł. Pogłębiając w człowieku wyrzuty sumienia, można go całkowicie pogrążyć i pozbawić radości. Jeżeli już stało się coś, czego nie mogę odkręcić, to nie wolno mi popaść w depresję. Muszę przeprosić Boga i pozytywnie iść dalej przez życie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.