Część teologów uważa, że oglądanie Mszy w telewizji może być prawdziwym uczestnictwem w sakramentalności Eucharystii. Przeszkodą w takim udziale – podkreśla się – nie może być niemożność przystąpienia do Komunii, wszak wiadomo, że autentyczna partycypacja w sakramentalności Mszy nie musi wiązać się z przyjmowaniem konsekrowanych postaci chleba i wina.
Szwajcarski teolog uzasadnia możliwość telekomunii pneumatologicznie. Widzi konieczność dowartościowania roli Ducha Świętego w Eucharystii oraz proponuje, by rozumieć symbolikę fal elektromagnetycznych jako fizyczny znak Ducha Świętego. Jeśli chleb i wino – twierdzi – symbolizują obecność Jezusa Chrystusa, to dlaczego nie przyjąć, że fale radiowo-telewizyjne symbolizują wszechobecność Ducha Świętego, który sakramentalnie przemienia eucharystyczne postaci zarówno w świątyni, jak i w miejscach, gdzie Mszę się ogląda czy jej słucha. Chappuis porównuje fale elektromagnetyczne do „fal wody” podczas chrztu, uzasadniając możliwą analogiczną skuteczność sakramentalną. Tak jak fale wody niosą łaskę chrztu, podobnie fale elektromagnetyczne mogą stać się narzędziem, środkiem teleobecności. Teolog odrzuca ewentualny zarzut, że Eucharystię zmediatyzowaną traktuje magicznie. Pisze: „Fale nie stanowią «świętego fluidu», który działając na odległość, skutkowałby ex opere operato [«na podstawie dokonanej czynności» – tak w teologii określa się obiektywną owocność i skuteczność sakramentów, niezależną od postawy szafarza czy przyjmującego – J.M.] cudowną przemianą zwykłego chleba i zwykłego wina”.
Stanowisko Chappuis spotkało się z po- ważną krytyką, o czym można przeczytać w Eucharystii zmediatyzowanej. Sam ks. Draguła – podobnie jak zdecydowana większość teologów – krytycznie ocenia liturgiczno-sakramentalną wykładnię zarówno telewizyjnej, jak i radiowej transmisji Eucharystii. Mszę w mediach można uzasadnić jedynie praktycznie, traktując ją jako (bardzo niedoskonałą, ale pożyteczną) pomoc duszpasterską, przede wszystkim z myślą o osobach chorych, które nie mogą bezpośrednio uczestniczyć we Mszy. Jednak oglądanie/słuchanie transmisji nie jest tożsame z wypełnieniem przykazania kościelnego o świętowaniu niedzieli i dni świętych. W przykazaniu tym Kościół nie domaga się oglądania czy słuchania Mszy, ale realnego i bezpośredniego – cielesnego – uczestnictwa w konkretnej Eucharystii.
Draguła przypomina rzecz nie bez znaczenia: o ile transmisja Mszy w radiu spotykała się z rezerwą ze strony Magisterium Kościoła, o tyle transmisja w telewizji szybko zyskała jego aprobatę. Dotychczasowe wypowiedzi Magisterium zdają się przedkładać transmisje telewizyjne nad radiowe. Te pierwsze pozwalają nie tylko „usłyszeć” Eucharystię, ale również ją „zobaczyć”. Draguła uważa jednak, że tak dalece aprobujący stosunek do transmisji telewizyjnych jest uzasadniany duszpastersko, lecz bez wystarczająco głębokiego namysłu nad kryteriami teologicznymi i antropologiczno- -komunikacyjnymi. Autor Eucharystii zmediatyzowanej pisze: „Zarzuty wobec Mszy św. telewizyjnej są wielorakie, wszystkie można jednak sprowadzić do jednego: ekran wykazuje «właściwości» idolatryczne, a obraz, jaki się na nim pojawia, […] traci swój referencyjny związek z rzeczywistością”. Innymi słowy: elektroniczny obraz Eucharystii „nieustannie narażony jest poprzez swoją spektakularność na popadnięcie w pułapkę idolatrii”. Takiego obrazu nie da się wpisać w teologiczną koncepcję „obrazu świętego”, ponieważ obraz elektroniczny – podkreśla Draguła – jest po prostu martwy. Więcej, zbliża się do obrazu-idola, który uwagę odbiorców skupia na sobie samym zamiast na idei (jak obraz, który jest ikoną) lub na rzeczywistości (jak obraz, który jest imitacją).
Medialna transmisja Eucharystii ze swej istoty też, uważa Draguła, prowadzi do teatralizacji liturgii, a tejże teatralizacji właściwa jest – niezgodna z naturą liturgii – opozycja: aktor–widz. Liturgia jest rytuałem, a rytuał nie poddaje się transmisji i domaga się aktywnego współuczestnictwa wszystkich: celebransa i wiernych – bez podziału na aktorów i widzów. W transmisji dochodzi do rozbicia jednorodnej czasoprzestrzeni na dwie odrębne: na czasoprzestrzeń aktywnego zgromadzenia (aktorzy) i czasoprzestrzeń pasywnych odbiorców (słuchacze, widzowie). O ile transmisja radiowa redukuje strukturę komunikacyjną liturgii tylko do warstwy fonicznej, „o tyle transmisja telewizyjna przekształca liturgię w zupełnie nową jakość gatunkową, jaką jest film o liturgii. Komunikacyjnie najbliższa Mszy św. transmitowanej jest transmisja gry, w której biorą udział zarówno uczestnicy aktywni, jak i uczestnicy pasywni. Aby pokonać naturalny proces teatralizacji relacji międzypodmiotowych podczas Mszy św. transmitowanej, teologia wypracowała pojęcie partycypacji intencjonalnej […], która wyraża stosunek odbiorcy (słuchacza, widza) do rzeczywistości sprawowanego misterium Mszy św., a w którym on sam z powodów obiektywnych nie może uczestniczyć”. Oglądanie (słuchanie) Mszy może więc być duchowo owocne, ale nie jest uczestnictwem w liturgii.
Ks. Andrzej Draguła krytyczną teologiczną i antropologiczno-komunikacyjną ocenę Mszy telewizyjnej w zasadniczym stopniu opiera na analizie „psychodynamiki widzenia i słyszenia”. Wykorzystuje tu koncepcję i ustalenia Waltera Onga, amerykańskiego jezuity, klasyka antropologii komunikacji, jednego z filarów szkoły komunikacji z Toronto (Harold Innis, Marshall McLuhan, Jack Goody i inni). Autor Eucharystii zmediatyzowanej przyjmuje dwa ważne założenia, które mają uzasadnić takie właśnie „psychodynamiczne” spojrzenie na Mszę telewizyjną. Po pierwsze – w jego oczach telewizja to (zasadniczo) tylko obraz, któremu po stronie odbiorcy odpowiada widzenie. Drugie założenie Draguła formułuje w następujący sposób: choć Ong „skupił się na opozycji oralność– piśmienność, to wydaje się jednak, iż wiele z jego wniosków można także zaadaptować do opozycji słowo–obraz, albowiem obraz, podobnie jak pismo, percypowany jest wzrokowo”. Problem w tym jednak, że taka adaptacja jest nieuzasadniona, bo suponowana przez Dragułę psychodynamiczna analogia między medium pisma i medium telewizji nie istnieje.
To prawda, że słowa napisane są obrazami (do tego – podkreślmy – obrazami statycznymi), które się widzi i które angażują psychodynamikę „samego” widzenia, niemniej jednak to, co się transmituje w telewizji, to nie tylko obrazy (do tego – w przeciwieństwie do pisma – są to obrazy dynamiczne, ruchome!), ale i słowa mówione, mowa. Transmisja telewizyjna angażuje jednocześnie widzenie i słyszenie, a nie – jak chce autor Eucharystii zmediatyzowanej w tych partiach swojej książki, gdzie analizuje psychodynamikę widzenia i słyszenia – wyłącznie widzenie.
Walter Ong – jestem przekonany – nie zgodziłby się na wykorzystanie przed Dragułę swojej koncepcji. Psychodynamika tylko i wyłącznie widzenia, jak w przypadku samego pisma, ma zupełnie inny charakter niż psychodynamika widzenia i jednocześnie słyszenia (widzenia-słyszenia), jak w transmisji telewizyjnej. Takie (redukcyjne) jedynie „obrazowe” potraktowanie przez ks. Dragułę transmisji telewizyjnej służy mu do uzasadnienia krytycznej oceny Mszy telewizyjnej. Nie twierdzę, że właściwa psychodynamiczna analiza takiej Mszy – od strony jednocześnie widzenia i słyszenia – z konieczności musi prowadzić do negacji takiej oceny. Nie musi, ale przecież może.
Józef Majewski– doktor habilitowany teologii, mediolog, profesor Uniwersytetu Gdańskiego. Redaktor WIĘZI, publicysta, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor, współautor i współredaktor ponad 20 książek. Opublikował ponad 700 rozpraw i artykułów naukowych, popularno naukowych, publicystycznych i dziennikarskich. Żonaty, dwoje dzieci. Mieszka w Gdańsku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.