Matka Teresa. Cudowne historie to książka dla tych, którzy Matkę Teresę oglądali z daleka i byli zbyt sceptyczni, żeby do niej podejść. Tak jak sam autor – Leo Maasburg.
I...?
– W ciągu trzech miesięcy spisałem to, co pamiętałem. W lipcu 2004 r. byłem ponownie gotowy do oddania książki do redakcji. Aby mieć pewność, że kopia nie zostanie skradziona, poprosiłem o wrzucenie jej do sieci. Zanim jednak informatyk to zrobił, mój komputer wydał dziwny dźwięk i więcej się nie włączył. Gdy zastanawiałem się, czy Bóg w ogóle chce, żeby ta książki powstała, zaczęliśmy publikować pojedyncze historie w gazecie naszej organizacji misyjnej. Stanowiły one znaczną część wydania, więc trzeba było tylko dopisać resztę.
Rozumiem. W ręce czytelników trafia wersja perfekcyjnie dopracowana.
– To zapewne zasługa tłumacza polskiej wersji, ale i zaprzyjaźnionego dziennikarza, który pomógł mi tak przerobić historyjki, by powstała z tego książka. Pogrupował je w rozdziały i nadał im odpowiednią kolejność. Siadał ze mną i mówił: „Jestem starszą osobą, jestem niewierzący, jestem biedny – opowiedz mi teraz tę historię”. Pozwolił treści rządzić, a on ją tylko układał. Ja umieściłem rozdział o aborcji na początku, a on zasugerował przesunięcie go dalej. Jeżeli ktoś trafiłby na ten rozdział na początku, mógłby być zszokowany i porzucić lekturę.
Czytelnicy mogą liczyć na kolejne tak dobrze napisane pozycje?
– Jestem zbyt pochłonięty bieżącą pracą, żeby zabrać się teraz za pisanie książki, a później – zobaczymy. Pojawiła się sugestia od wydawcy, żeby przerobić wydaną właśnie pozycję na wersję dziecięcą. To dobry pomysł, więc się nad nim zastanowię. Niczego większego nie zamierzam jednak pisać.
Ojca misja się zakończyła, ale misja samej książki dopiero się rozpoczęła. Wierzę, że ona jest nie tylko o Matce Teresie, ale o tym, że każdy jest powołany do świętości, choć oczywiście nie każdy w takiej samej formie.
– Ona była nauczycielką małych dzieci. Zajmowała się najbiedniejszymi z biednych. Zawsze powtarzała: „To, co może być zrobione przeze mnie, nie może być zrobione przez was, a to, co może być zrobione przez was, nie może być zrobione przeze mnie. Razem możemy zrobić najwięcej i dać światu coś pięknego”. Matka Teresa nigdy nie chciała, żebyśmy robili to samo, co ona, tylko byśmy byli bliżej Boga, a wtedy najlepiej będziemy wiedzieli, co należy robić. Należy pamiętać, że Bóg nie napełni ducha, który jest już wypełniony, np. miłością do samego siebie. To są bardzo proste, ale ważne zdania.
Czy Ojciec dowiedział się czegoś o sobie, przebywając w towarzystwie Matki Teresy lub pisząc o niej książkę?
– Mam taką nadzieję. Na pewno dzięki jej świętości odkryłem, jak bardzo grzeszna jest moja natura. Odkrywałem też swoją misję, bo ona zawsze powtarzała, że nie chodzi o to, żebyśmy robili to, co ona, ale by każdy z nas podążał swoją drogą do świętości, bo do tego zostaliśmy powołani. Świętość występuje pod różnymi postaciami, ale nigdy pod postacią grzechu i ona wiedziała o tym bardzo dobrze.
Jaka opinia na temat publikacji najbardziej Ojca zaskoczyła?
– Na początku wszystko było dla mnie zaskoczeniem, bo nie spodziewaliśmy się takiego oddźwięku. Najbardziej ucieszyła mnie reakcja pewnej kobiety, dla której treść książki stała się jedną z przyczyn powrotu do Kościoła katolickiego. To mi wystarczy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.