Od kilku tygodni istnieje już raport MAK, który jednak nie jest ujawniony opinii publicznej. Wiadomo, że Polska ma wnosić od niego odwołanie, ale nie wiadomo dlaczego.
System przekazywania informacji był bardzo chaotyczny. A niewłaściwe informacje wpływają na samo dochodzenie i pozwalają nim manipulować. Światowa prasa była przekonana, że katastrofa była błędem pilota, że piloci nie mówili po rosyjsku. To drugie nie jest prawdą, a to pierwsze nie jest w żaden sposób udowodnione. Jeszcze nic nie zostało wyjaśnione, więc jak można oskarżać w ten sposób człowieka, który nie jest w stanie się bronić?
W procesie godzenia się ze śmiercią bliskich podobno ważny jest zwrot rzeczy, które do nich należały. Mówię „podobno”, bo nam nikt tych rzeczy nie zwrócił. To tylko jeden z przypadków zupełnego braku empatii, który zdarza się w tym śledztwie.
Chcę przedstawić formalny wniosek do Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej i Rady Europejskiej z prośbą o zapewnienie, że w śledztwie zachowane zostaną najwyższe standardy prawne oraz będą chronione prawa obywateli europejskich, jakimi są rodziny ofiar katastrofy w Smoleńsku.
Antoni Macierewicz
Szef parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej
Mija osiem miesięcy od największej katastrofy w dziejach świata. Nigdy jeszcze całe kierownictwo państwa nie zostało unicestwione w jednej chwili i to w czasach pokojowych. Nasza obecność tutaj nie zastępuje zwrócenia się do władz polskich. Najpierw złożyliśmy 330000 podpisów na ręce marszałka Sejmu Grzegorza Schetyny, potem – premiera Donalda Tuska, a następnie – prezydenta Bronisława Komorowskiego. Bez żadnego odzewu poza odmową działania ze strony premiera Tuska.
Już w pierwszych minutach po katastrofie spotkaliśmy się z przygotowaną perfekcyjnie akcją dezinformacyjną ze strony państwowych mediów rosyjskich. Żadne tezy o naciskach prezydenta Kaczyńskiego, generała Błasika itp. nie zostały potwierdzone, ale jednocześnie funkcjonują wśród posłów do PE, parlamentu kanadyjskiego czy Kongresu USA. Już nawet sami twórcy tych informacji nie próbują ich podtrzymać w bezpośredniej konfrontacji, ale wciąż stanowią one wygodne narzędzie dezinformacji w stosunkach z państwami trzecimi. Kontrolerzy rosyjscy w swoich pierwszych zeznaniach przyznawali, że lotnisko w Smoleńsku jest lotniskiem wojskowym, obowiązują na nim procedury wojskowe i tylko kontroler mógł wydać zgodę na lądowanie.
1 września 2009 r. prezydent Kaczyński, w obecności kanclerz Angeli Merkel oraz premiera Putina, stwierdził, że Katyń był zbrodnią ludobójstwa, która nigdy się nie przedawnia, nie przedawni się też w polskiej pamięci. To wtedy zapadła decyzja, aby w kwietniu 2010 r. doprowadzić do dwóch odrębnych wizyt i skupić cały wysiłek na wizycie premiera Tuska. Miało to ogromne konsekwencje, gdyż wizyty prezydenta Kaczyńskiego nie otoczono należytą troską.
Jak mogło dojść do tego, że służby bezpieczeństwa Polski nie były ani razu na lotnisku w Smoleńsku przed lądowaniem Prezydenta RP? Nie było ich tam także w trakcie lądowania. Zlekceważono wszelkie procedury bezpieczeństwa. Nie było zapasowego samolotu dla Prezydenta RP, choć był dla dziennikarzy. Ten dla dziennikarzy przydał się, gdyż podstawowy samolot się zepsuł i dziennikarzy trzeba było przesadzić. Ale już wyciek wody z tupolewa, którym miał lecieć prezydent Kaczyński, nie wzbudził niczyich podejrzeń i nawet nie poinformowano o tym pilota.
Nasz zespół nie formułuje żadnych ostatecznych wniosków co do przyczyn katastrofy, ale wskazuje na wyraźne naruszenia. Np. poczynając od 10 kilometra przed pasem Tu-154 M nie był ani przez moment na ścieżce lądowania. Był 75 m w bok i 800 m za blisko. Być może dlatego, że karty dostarczone pilotowi prezydenta Kaczyńskiego były zupełnie inne niż te dostarczone pilotowi premiera. Były zdecydowanie mniej dokładne, a także inne było na nich umiejscowienie pasa startowego. Porównując zdjęcia satelitarne z miejsca katastrofy sprzed i po katastrofie, widać także, że nie jest prawdą, jakoby samolot przekręcił się przed uderzeniem w ziemię – na zdjęciu widać bruzdy wyryte przez podwozie. To nie jest ostateczny dowód, jedynie przesłanka. Ale nikt w Polsce nie robi nic, aby te dowody przekazać opinii publicznej.
Nie wiadomo także, co działo się przez 16 minut od czasu katastrofy. Dopiero bowiem o 8.56 zawyły syreny, które oznajmiły początek akcji ratunkowej, ale według ministra Sasina, który był na miejscu – nawet pół godziny po katastrofie jeszcze nie było akcji ratunkowej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.