Niektórzy chrześcijanie życie oddali za to, że nie pozwolili się użyć do usuwania znaków świętych z przestrzeni publicznej.
Tak się jakoś składa, że działania przeciwko obecności religii w życiu publicznym prawie zawsze prowadzą do ataków na wolność religijną w sytuacjach najzupełniej prywatnych. Już rewolucja francuska, która ze szczególną furią i wśród bluźnierstw bezcześciła kościoły i demolowała znaki sakralne, dopuściła się niezliczonych zbrodni przeciwko wolności religijnej konkretnych ludzi.
Przymusić wierzących do ukrywania się ze swoją wiarą
Oto czego – jak zapisano w aktach jego procesu – dopuścił się w 1793 roku jezuita Julien d’Herville: ”Znaleziono przy nim wszystkie środki do uprawiania fanatyzmu i przesądu: szkaplerz z dwoma medalikami, małe okrągłe pudełko z zaczarowanym chlebem, taśmę, na której był przyczepiony duży krzyż ze srebra oraz kryształowy relikwiarz”[1]. Rzecz jasna, ojciec Julien został wtedy skazany na śmierć i zgilotynowany. Bojownicy o ”wolność, równość i braterstwo” nawet na sali sądowej nie umieli zrezygnować z mowy pogardy i nienawiści – praktyki religijne nazwano uprawianiem fanatyzmu i przesądu, a Najświętszy Sakrament zaczarowanym chlebem.
Równie zakłamaną wolność religijną zafundował swojemu społeczeństwu bolszewizm. Zabijanie za wiarę komuniści nazywali karaniem wrogów ludu, a bezczeszczenie i zamykanie cerkwi i kościołów w żaden sposób nie przeczyło pełnej i całkowitej wolności, którą w Związku Radzieckim cieszyły się wszystkie bez wyjątku religie. Zarazem dla władz sowieckich było czymś oczywistym, że przestrzeń społeczna ma być niepodzielnie bolszewicka. Oczywistością było również to, że do owej przestrzeni publicznej władze włączały nawet ciała obywateli oraz wnętrza prywatnych domów – i słono można było zapłacić za noszenie krzyżyka czy za ikonę we własnej sypialni.
Znamienne, że agresja przeciwko zwykłym ludziom, którzy noszą, choćby bardzo dyskretnie, jakieś przedmioty religijne, podejmowana jest często z inicjatywy najzupełniej prywatnej. Esesmani, czekający w Oświęcimiu na kolejne transporty więźniów, zapewne nie mieli instrukcji, żeby księży traktować szczególnie brutalnie. A jednak to robili – jak opisuje jeden z więźniów, przywiezionych do obozu 15 sierpnia 1940 r.: szczególnie księży ”biją po twarzy i głowie. Z rozchełstanych koszul widać wiszące na łańcuszku medaliki. Zrywają je brutalnie, biją w zęby, w głowę lub kopią. Medaliki zrywają z szyi, z pogardą rzucają na ziemię i depcą”[2].
Można powiedzieć: esesmani to byli zbrodniarze i wzajemnie się do zbrodniczego postępowania pobudzali. Wobec tego przypomnę los czarnoskórego 24-latka z Konga Belgijskiego Izydora Bakanja, beatyfikowanego kilkanaście lat temu. Został zamordowany w 1909 roku przez swojego pana A.J. van Cautera za to, że mimo wymierzonej mu chłosty nie chciał zdjąć szkaplerza. Z pewnością nikt nie namawiał postępowego Belga do tego, żeby kazał wymierzyć Izydorowi następną chłostę, ”ale taką, żeby mu się odechciało nosić tę szmatę”. Oprawcy zostawili go konającego, umarł po czterech dniach, modląc się za swojego prześladowcę.
W podobnych okolicznościach zamordowany został pierwszy beatyfikowany Cygan Zefiryn Gimenez Malla. Podczas wojny domowej w Hiszpanii ujął się za wleczonym na rozstrzelanie młodym księdzem. Natychmiast sam został aresztowany. Rewidujący go milicjant znalazł w kieszeni Zefiryna różaniec, a za tak straszną zbrodnię jedyną karą mogła być, rzecz jasna, kara śmierci.
Również w krajach demokratycznych coraz częściej się zdarza, że antyreligijna agresja żąda już nie tylko usunięcia krzyży oraz innych znaków religijnych z przestrzeni publicznej, ale przeszkadza jej nawet krzyżyk czy medalik noszony na szyi. Stosunkowo niedawno głośna była sprawa stewardesy pracującej w British Airways, która zaprotestowała przeciwko aż tak bezczelnemu wtrącaniu się w jej prywatność i nie podporządkowała się nakazowi zdjęcia z szyi krzyżyka.
Coraz częściej analogiczne żądania przedstawiane są nauczycielkom, a zwłaszcza pielęgniarkom, bo przecież krzyżyk, choćby noszony pod pielęgniarskim fartuchem, może się stać siedliskiem infekcji. Wiadomość o postępowaniu dyscyplinarnym, którym zagrożono pielęgniarce Shirley Chaplin z Exeter w hrabstwie Devon za noszenie krzyżyka, przytomnie skomentował jeden z internautów: ”Przede wszystkim okularów powinni zakazać! Jako siedliska infekcji nie da się ich nawet porównać z krzyżykiem!”.
Obym się mylił, ale należy liczyć się z tym, że wspomniane fakty zapowiadają nękania, które w najbliższych dziesiątkach lat będą spotykały chrześcijan również w naszym społeczeństwie. Warto bowiem zauważyć, że hasła, iż nie zamierzamy się wtrącać w prywatność ludzi wierzących, a miejsce religii jest w kościołach, zazwyczaj wysuwane są w trakcie jakichś konkretnych akcji skierowanych przeciwko obecności religii w życiu społecznym; potem przychodzą dalsze etapy usuwania religii z normalnego życia. Niekiedy można odnieść wrażenie, że docelowo chodzi nie tyle nawet o zamknięcie religii w murach kościelnych, ile wręcz o zapędzenie jej do mysiej dziury. Historia uczy, że nie tylko bolszewicy zamykali kościoły, nie tylko hitlerowcy wyznaczali godziny, kiedy w kościołach wolno odprawiać nabożeństwo, nie tylko w gomułkowskiej Polsce władze chciały zatwierdzać katechetów, którym wolno uczyć w przykościelnych salkach katechetycznych.
W demokracji już samo nieukrywanie się ze swoją wiarą może człowieka stygmatyzować negatywnie. ”On co niedziela lata do kościoła” – z dezaprobatą mówi się w niektórych środowiskach o katoliku zwyczajnie praktykującym swoją wiarę. ”Kandydaturę [Stefana] Swieżawskiego do katedry – napisał w swoich Dziennikach pod datą 22 czerwca 1934 ktoś tak nieposzlakowany i otwarty, jak prof. Kazimierz Twardowski – uważam także dlatego za niedopuszczalną, że Swieżawski jest praktykującym katolikiem”. Przypomnijmy, że prof. Swieżawski wyrósł na jednego z najwybitniejszych polskich historyków filozofii XX wieku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.