Ten dobrze przeżył święta Bożego Narodzenia, kto nie bał się zajrzeć do betlejemskiej stajenki, kto podszedł do żłóbka, pochylił się z miłością nad Dzieciątkiem w ciszy tak wielkiej, że usłyszał oddech Zbawiciela
Niechaj chwała Bogu będzie w niebie, a na ziemi pokój ludowi!
Jeden jedyny raz na kartach Ewangelii - ba!, w całym Piśmie Świętym - aniołowie pozwolili sobie na nieco "niepoważne" zachowanie. Trochę to dziwne, bo znamy ich przecież z różnych poważnych sytuacji, na przykład gdy posłani przez Boga na pomoc ludziom okazywali się niezastąpieni w pokonywaniu trudów życiowej pielgrzymki (jak to opisano w Księdze Tobiasza). Kiedy przy pustym grobie wskazywali, że uczniowie nie mają tu czego szukać, bo Pan zmartwychwstał, pewnie słowa te wypowiadali z uśmiechem, ale też i z dostojeństwem, podkreślając powagę chwili (por. Łk 24, 4-7). A już na pewno Anioł Stróż na obrazach nad naszymi łóżkami, zatroskany o nasz los, zawsze ma poważną twarz. Raz jednak zdarzyło się, że aniołowie oszaleli z radości - a stało się to wówczas, gdy oznajmili pasterzom radosną wieść, że w Betlejem narodził się Zbawiciel. Wtedy to, jakby sami nie mogąc powstrzymać wybuchu radości, wielbili Boga i śpiewali:
Chwała Bogu na wysokościach,
a na ziemi pokój ludziom,
w których ma upodobanie!
Słowa te, zapisane przez ewangelistę Łukasza (2, 14), wciąż jeszcze powtarzamy w naszych kolędach, i nie tylko są to słowa wypowiadane ustami, ale objawiające podniosły stan ducha. Przecież czas świąt między innymi po to został nam dany, abyśmy docenili... pokój w ludzkich sercach. Łamiemy się opłatkiem, wspólnie siadamy do stołu, z uśmiechem podsuwamy sobie przygotowane wcześniej smakołyki, wspólnie rozmyślamy o małym Jezusie, o stajence, o pasterzach i mędrcach, a przy tym wszystkim jakoś cieplej robi się na sercu...
Bóg zsyła nam pokój
Czytając uważnie opis ewangeliczny, widzimy, że choć nikt - na czele z aniołami - nie krył radości z przyjścia na świat Syna Bożego, a ludzie pewnie z ust do ust przekazywali sobie tę niewiarygodną wieść, to jednak kiedy zbliżali się do stajenki, gwar milkł i cichły głosy. Z niedowierzania, ale pewnie i z szacunku. Kiedy więc pasterze stanęli u żłóbka, śpiewały im już tylko serca, tak samo jak nam, gdy rozmyślamy o tych wielkich wydarzeniach.
Niedowierzanie, które stopniowo przeradza się w zachwyt, to naturalne odczucia świąt Bożego Narodzenia. Bo jak to możliwe, że On, wielki Bóg, Stwórca, stał się podobny do nas? Jak to możliwe, że On, który nie ma grzechu i brzydzi się wszelkim złem, przyjął ludzkie ciało? Jak to możliwe, że On, Pan zasiadający na niebieskim tronie, leży teraz w zwykłym żłobie? Jak to możliwe…? Dużo tych pytań, ale nie bardzo wiadomo, gdzie szukać odpowiedzi. Może Boże Narodzenie to właśnie taki czas pytań, które nie prowadzą do niczego innego, jak tylko zachwytu Bożą dobrocią? W zachwycie tym przecież ogrania nas... pokój, płynący z faktu, że wprawdzie nie wiemy, jak to wszystko było możliwe, ale najważniejsze dla nas staje się to, że jak nigdy wcześniej czujemy, iż Bóg troszczy się o nas, rozumie nas, bo naprawdę stał się jednym z nas.
Stańmy przy żłóbku obok Matki
Odwiedziny małego Jezusa to także odwiedziny Jego Matki Maryi. Jeśli nie wiemy, jak powinniśmy się zachować w sytuacji, gdy stajemy przed małym Zbawicielem, jak mamy usłużyć Jezusowi, jak Go godnie uczcić, warto skierować na Nią pełen nadziei wzrok. Ona uczy nas, jak przyjmować Bożą łaskę, jak jej nie tracić, nie marnować, jak uczyć się łaskę tę doceniać i w końcu, jak uczynić z niej taki skarb, którym będziemy mogli obdarowywać innych ludzi.
Bóg dał Maryi małego Jezusa. I choć nie rozumiała wielu spraw, jakie od tej pory miały się wydarzyć w Jej życiu, potrafiła chować wiernie wszystko w swym sercu i cierpliwie czekać, aż Bóg wyjaśni Jej znaczenie słów, gestów i wydarzeń. Cierpliwość to zresztą jedna z ważniejszych cech, bez których trudno postępować na drodze ku życiu wiecznemu. Maryję także, jak każdego z nas, spotykały niespodzianki, czasami bardzo niezrozumiałe i bolesne (jak choćby niechęć innych do Jezusa), a jednak zawsze potrafiła w pokoju serca trwać przed Tajemnicą, zawsze wierna i otwarta na przyjęcie jakiejkolwiek rzeczy z Bożej ręki. Pozazdrościć można takiego pokoju w sercu!
Można powiedzieć, że tylko ten dobrze przeżył święta Bożego Narodzenia, kto nie bał się zajrzeć do betlejemskiej stajenki, kto podszedł do żłóbka, pochylił się z miłością nad Dzieciątkiem w ciszy tak wielkiej, że usłyszał oddech Zbawiciela. Ale aby to się udało, trzeba się mocno wyciszyć, za drzwiami stajni zostawić wszystkie niepokoje, waśnie, złości, słowem: cały niepokój swego życia, wszystko, za czym codziennie gonimy i o co toczymy nasze małe, ale krwawe wojny. Maryja uczy nas stawania przed Bogiem w pokoju serca. Nie przychodzenia z pretensjami, z pytaniami; uczy, jak nie zarzucać Stwórcy całą górą próśb o to, żeby nam się żyło łatwiej. Uczy nas zwykłej radości z bycia razem z naszym Panem.
Kto więc ma problem z wyciszeniem się w tym szczególnym miejscu, niech razem z Królową Pokoju, wpatrzony w Dzieciątko, zaśpiewa półgłosem:
Li, li, li, li, laj, mój wonny kwiateczku.
Li, li, li, li, laj, w ubogim żłóbeczku.
Chodźmy więc do stajenki cichutko, na paluszkach, z pokojem w sercu...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.