Słowa „tu nie ma czym oddychać”, wyrażające tęsknotę za wolnością, brzmiały dosłownie nie tylko w Polsce. Także w innych krajach „bloku wschodniego”.
Oparcie gospodarki komunistycznej na przemyśle ciężkim skutkowało katastrofalnym stanem środowiska nie tylko w PRL. Rozwój tego przemysłu, określanego też jako „przemysł środków produkcji”, wynikał wprost z założeń ideologii. Zakładano, że dopiero po przekroczeniu bliżej nieokreślonej, mitycznej bariery rozwoju miało się to przełożyć na wzrost produkcji przemysłu lekkiego. W rzeczywistości powstał samonapędzający się mechanizm, w efekcie którego rozwijał się jedynie przemysł ciężki i sektor zbrojeniowy.
Wbrew pozorom zjawisko to nie ograniczało się do okresu stalinowskiego. Aż od końca lat 80. udział przemysłu ciężkiego w nakładach inwestycyjnych wahał się – w zależności od kraju – od jednej trzeciej do połowy. Tymczasem środowisko naturalne niszczyło też wiele zakładów przemysłu lekkiego. W dodatku stosowane technologie były wraz z upływem czasu coraz bardziej przestarzałe, przez co mocniej wpływały na środowisko.
Szczególnie drastyczne skutki przyniósł rozwój elektrowni na węgiel brunatny w Czechosłowacji, NRD i PRL. Na skutek „kwaśnego deszczu” zaczęły wymierać całe połacie lasów, np. w Górach Izerskich – stojące tam do dziś martwe drzewa są niemymi świadkami degradacji środowiska w latach 70. i 80. Oficjalne organizacje, jak Liga Ochrony Przyrody w PRL, nie podejmowały tych kwestii, ponieważ publiczne mówienie o nich było zakazane. Poza wyjątkowymi sytuacjami informacji o problemach ekologicznych nie dopuszczała do druku cenzura. Dane statystyczne, z których można było uzyskać informacje o wzroście skażenia, objęto tajemnicą państwową. Próby zbierania takich danych podejmowano m.in. w ramach legalnie działających towarzystw naukowych. Informacje na temat skażenia podawały też zachodnie rozgłośnie.
„Trzeba bić na alarm!”
Odradzająca się w drugiej połowie lat 70. opozycja początkowo w niewielkim stopniu zajmowała się kwestią zatrucia środowiska, przysłanianą przez bieżące wydarzenia: represje, łamanie praw człowieka.
Jednak problem zauważała rodząca się prasa niezależna. W numerze „Robotnika” z czerwca 1980 r. opisano „Pięć plag Górnego Śląska” (źródłem informacji nie były instytucje krajowe, lecz artykuł w „Kulturze” paryskiej). Tekst opisywał stopień skażenia powietrza wielokrotnie przekraczający normy, wyniszczenie zieleni (w tym całkowite zniszczenie niektórych kompleksów leśnych), skażenie wód, zmiany klimatyczne będące efektem zapylenia i szkody górnicze. Anonimowy autor kończył wezwaniem: „W naszym kraju środowisku naturalnemu poświęca się mało uwagi. Środki masowego przekazu nie informują o tym zagrożeniu, społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. Ta niefrasobliwość władz i społeczeństwa doprowadzić może do takiego stanu, w którym życie w Polsce stanie się niezwykle uciążliwe, a z czasem, tak jak w Szopienicach, po prostu niemożliwe. Trzeba więc, póki czas, bić na alarm”.
Wkrótce, dzięki powstaniu Solidarności, rozpoczęto publiczną debatę nad stanem środowiska w Polsce. Przy krakowskim MKZ działała Rada Konsultacyjna, w ramach której powstał zespół ekologiczny. Stał się on zaczynem Polskiego Klubu Ekologicznego, który wkrótce posiadał oddziały także w innych regionach [patrz artykuł Madleny Szeligi na stronie 8 dodatku – red.].
Solidarność walczy o środowisko
Już jesienią 1980 r. tworzące się struktury Solidarności w regionach zagrożonych ekologicznie domagały się od władz podjęcia działań na rzecz ochrony środowiska. Np. w Zagłębiu Miedziowym związkowcy żądali przeprowadzenia powszechnych badań zdrowia dzieci (aby ustalić wpływ skażenia), a także umożliwienia przesiedlenia się mieszkańcom najbardziej zatrutych terenów. Po kilku miesiącach doradcy związku przygotowali szczegółowy raport; żądano m.in. przynajmniej częściowej likwidacji Huty Głogów. O problemach ekologicznych pisała już nie tylko niezależna, ale też oficjalna prasa.
W programie NSZZ „Solidarność”, przyjętym na I Krajowym Zjeździe Delegatów, ochronie środowiska poświęcona była szesnasta teza: „Związek walczy o skuteczną ochronę środowiska człowieka”. Domagano się m.in. uwzględniania problemów ekologicznych w planowaniu gospodarczym, informowania o stanie środowiska, przekazania Funduszu Ochrony Środowiska samorządom, rozpoczęcia budowy oczyszczalni ścieków, zmiany profilu produkcji najbardziej zatruwających środowisko zakładów.
Wprowadzenie stanu wojennego tylko na krótko przerwało działania na rzecz ochrony środowiska. Problem jego skażenia był obecny w prasie drugoobiegowej, oświadczenia w tej sprawie wydawały liczne struktury podziemne. Z czasem zaczęły się ukazywać specjalistyczne pisma. Problem ekologii poruszano też podczas wielu niezależnych szkoleń i wykładów. W podziemiu ukazało się kilka raportów o stanie środowiska naturalnego.
Nie tylko w PRL
Troska o środowisko nie była domeną wyłącznie polskiej opozycji. Czechosłowacka Karta 77 już w 1978 r. ogłosiła wezwanie do dyskusji nad budową elektrowni jądrowych, przedstawiając możliwe zagrożenia ekologiczne. W maju 1981 r. opublikowano raport o stanie środowiska naturalnego wskazujący na skalę zanieczyszczenia wody i powietrza. Znacznie obszerniejszy raport, zaopatrzony także w dane statystyczne, Karta 77 ogłosiła w grudniu 1983 r. Został on złożony na ręce premiera CSRS. Raport zawierał informacje nie tylko o skali zanieczyszczenia, ale także o skutkach dla zdrowia mieszkańców zagrożonych terenów (m.in. znaczący wzrost zachorowań na raka).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.