Z moralnego punktu widzenia różnica między złudzeniem co do samego siebie a celowym wywołaniem fałszywego przekonania o sobie samym jest zasadnicza. Osoba myląca się co do siebie może ponosić pełne konsekwencje moralne zła wynikającego z tego błędu; osoba celowo zaburzająca swoją samowiedzę ponosi zarówno odpowiedzialność za skutki działania, jak i odpowiedzialność wobec własnego sumienia.
MECHANIZMY SAMOZAKŁAMANIA
Za przekonaniem, że istotnym składnikiem dobrego moralnie postępowania jest prawidłowa samowiedza działającego, stoi długa tradycja rozważań etycznych. Nakaz „Poznaj samego siebie” ma między innymi sens moralny. Starożytnej filozofii moralnej, w szczególności Sokratesowi i Platonowi, zawdzięczamy odkrycie, że chociaż cnót moralnych, cnót obywatelskich i cnót charakteru uczymy się od innych, to jednak dobre działanie nie może polegać jedynie na powielaniu zachowania społecznie uznanego za dobre. Konieczne jest wewnętrzne postanowienie o czynieniu dobra. Wprawdzie wewnętrznych postanowień uczymy się również w ramach inkulturacji, lecz nawet ten rozszerzony zbiór wyuczonych zachowań wewnętrznych i zewnętrznych nie jest równoważny postawie moralnej. Ta bowiem rodzi dyspozycję do moralnie właściwego postępowania w nowych, często nieprzewidywalnych warunkach, z których część (motywacja, potrzeby, emocje, cele) leży po stronie działającego podmiotu. Do powstania dyspozycji moralnych potrzebny jest osobisty wgląd w te warunki, a tym samym w proces kształtowania się własnego czynu. Minimalnym obszarem tego wglądu jest wiedza o tym, że uczyniło się jakieś postanowienie i że byłoby się skłonnym podjąć takie samo postanowienie w pewnych warunkach w przyszłości. Tego rodzaju samowiedzy oczekujemy od podmiotów moralnych.
Każda próba zrozumienia i oceny własnych dyspozycji moralnych wiąże się z wysiłkiem poznania własnego wnętrza. Powstające nieuchronnie napięcie między koniecznością zdobycia tej wiedzy a jej niepewnością i aporiami towarzyszącymi jej zdobywaniu sprawia, że często obieramy drogę „na skróty” i albo popełniamy zwykłe pomyłki, albo celowo wywołujemy lub podtrzymujemy w sobie złudzenia dotyczące własnych wewnętrznych nastawień, przekonań czy dyspozycji moralnych. Z moralnego punktu widzenia różnica między złudzeniem co do samego siebie a celowym wywołaniem fałszywego przekonania o sobie samym jest zasadnicza. Osoba myląca się co do siebie może ponosić pełne konsekwencje moralne zła wynikającego z tego błędu; osoba celowo zaburzająca swoją samowiedzę ponosi zarówno odpowiedzialność za skutki działania, jak i odpowiedzialność wobec własnego sumienia. Nic więc dziwnego, że filozoficzna dyskusja na temat samozakłamania koncentruje się wokół pytania, czy (a jeśli tak, to w jaki sposób) da się odróżnić oszukiwanie samego siebie od pomyłki w stosunku do samego siebie. Niektórzy, jak Donald Davidson[1], bronią ostrości tego rozróżnienia. Ich zdaniem osoba posiadająca przekonanie nie-p, lecz czująca z tego powodu dyskomfort jest w stanie manipulować dostępnymi informacjami w taki sposób, by z rozmysłem dążyć do nabycia preferowanego przekonania p. Osoba taka osiąga pewien emocjonalny cel (usunięcie dyskomfortu), lecz skazuje się na irracjonalność, zrywając związek między treściami własnych przekonań a powodami, dla których nabyła i utrzymuje te przekonania. Wielu autorów, jak Herbert Fingarette[2], Peter Johnston[3] czy Amélie Oksenberg Rorty[4], wyraża jednak sceptycyzm co do tego rodzaju intencjonalnej interpretacji samozakłamania[5]. Uważają oni, że działają tu raczej czynniki psychiczne związane z pamięcią, poczuciem tożsamości, stopniem świadomości czy przeżyciem czasu, które sprawiają, że osoba pragnąca żywić przekonanie p nie wchodzi nigdy w poznawczy kontakt z przekonaniem nie-p. Pozostaje więc osobą racjonalną, lecz błądzącą.
Jako jaskrawy przykład samozakłamania podaje się zachowanie nazistowskiego „zbrodniarza zza biurka”, organizatora transportów Żydów z całej Europy do obozów zagłady, Adolfa Eichmanna. W czasie procesu w Jerozolimie w roku 1961 opowiadał on między innymi o swojej wizycie w obozie koncentracyjnym i o rozmowie z więzionym tam swoim dobrym żydowskim znajomym sprzed wojny. Mówił o wyrządzonej więźniowi drobnej przysłudze, narzekał na pechowe okoliczności ich rozmowy, lecz nie przejawiał żadnej świadomości - ani też nic nie wskazywało, by miał ją wówczas - że rozmawiał z człowiekiem skazanym na śmierć z powodu bycia Żydem - śmierć, której organizatorem na masową skalę był sam Eichmann. W swoim głośnym raporcie z tego procesu Hannah Arendt pisała o braku myślenia Eichmanna, a przez ów brak myślenia rozumiała nie tyle brak inteligentnego zachowania, ile raczej brak tworzenia, uświadamiania sobie, przeżywania i kształtowania własnych myśli[6]. Zagadka samooszustwa polega na tym, że można się tak rozumianej zdolności myślenia pozbawić, pozostając przy tym zdrowym psychicznie. Czy brak myślenia w sensie nadanym temu wyrażeniu przez Arendt jest przypadkiem braku poznania, czy raczej przypadkiem intencjonalnego samozakłamania? Odpowiedź na to pytanie jest utrudniona ze względu na długi proces powstawania tego rodzaju efektów - podstawy późniejszego postępowania Eichmanna w pewnym sensie tworzyły się u niego przez całe życie. Trudno jest tu wskazać określony fakt samooszustwa, tym niemniej ma się silne wrażenie, że do niego doszło.
[1] Zob. D. D a v i d s o n, Deception and Division, w: The Multiple Self, red. J. Elster, Cambridge University Press–Norwegian University Press, Cambridge–New York–Melbourne–Oslo 1988, s. 79-92.
[2] Zob. H. F i n g a r e t t e, Self-Deception, University of California Press, Berkeley–Los Angeles–London 2000.
[3] Zob. M. J o h n s t o n, Self-Deception and the Nature of Mind, w:Perspectives on Self-Deception, red. A. Oksenberg Rorty, B. P. McLaughlin, University of California Press, Berkeley–Los Angeles–London1988, s. 63-91.
[4] Zob. A. O k s e n b e r g R o r t y, The Deceptive Self: Liars, Layers, and Lairs, w: Perspectives on Self-Deception, s. 11-28.
[5] Używając słowa „intencjonalny”, przyjmuję sposób wyrażania się przywołanych autorów wywodzących się na ogół z tradycji filozofii analitycznej. Trzeba pamiętać, że w kontekście tej dyskusji znaczy ono coś innego - lecz nie całkowicie innego - niż w tradycji fenomenologicznej. W fenomenologii intencjonalność jest skierowaniem aktu na przedmiot. W obecnej dyskusji zachowany zostaje fragment tego znaczenia, chodzi bowiem o to, że somooszukujący się podmiot używa w tym celu osobnego aktu skierowanego na szczególny przedmiot, jakim jest pewne przekonanie o samym sobie. Jest tu jednak obecne również potoczne znaczenie słowa „intencja”, czyli zamierzenie, celowość.
[6] Zob. H. A r e n d t, Eichmann w Jerozolimie, tłum. A. Szostkiewicz, Znak, Kraków 2004.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.