Według zapowiedzi, 24 maja przekazane zostaną Stolicy Apostolskiej akta procesu beatyfikacyjnego bohaterskiej rodziny Ulmów, która poniosła męczeńską śmierć, udzielając pomocy Żydom. Rodzina Ulmów jest symbolem tysięcy Polaków, którzy w czasie wojny w imię miłości bliźniego pomagali Żydom, narażając własne życie.
Niemiecki, narodowosocjalistyczny terror, który zalał Polskę po agresji III Rzeszy na terytorium Rzeczypospolitej we wrześniu 1939 r., wyróżniał się szczególną brutalnością. Podążające za frontem wojskowym specjalne niemieckie komanda zajmowały się realizacją bestialskiej polityki, mordując i aresztując licznych polskich obywateli, których nazwiska zawczasu umieszczono na skrupulatnie przygotowanych listach proskrypcyjnych.
Zaplanowana zbrodnia
Chociaż Polacy szybko dostrzegli zbrodnicze oblicze najeźdźców, zapewne nie mogli przewidywać, że w latach II wojny światowej zginie aż 6 mln polskich obywateli, w tym prawie cała 3-milionowa społeczność żydowska, zamieszkująca do 1939 r. tereny Polski.
Planowa eksterminacja narodu żydowskiego, w tym wielu osób pochodzenia żydowskiego, którzy nie wyznawali judaizmu, a jedynie mieli przodków Żydów, nabrała diabolicznego rozmachu w 1941 r., kiedy to przywódcy III Rzeszy podjęli decyzję o tzw.ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej. W ślad za tym w Generalnym Gubernatorstwie, czyli na części terytoriów przedwojennej Polski okupowanych przez Niemcy hitlerowskie, gubernator Hans Frank wprowadził przepisy, które groziły karą śmierci za udzielanie pomocy Żydom, nawet w przypadku, gdy była to pomoc jednorazowa czy doraźna, nie wspominając o długotrwałym ukrywaniu Żydów. Niemiecka administracja postarała się, aby świadomość tej zbrodniczej sankcji była powszechna wśród Polaków żyjących pod niemiecką okupacją.
Polacy wbrew okupantowi
Mimo to, według współczesnych szacunków historyków, Polacy w warunkach tej szczególnie ciemnej nocy okupacyjnej uratowali życie od 30 tys. do 100 tys. Żydów. W samym tylko Instytucie Yad Vashem istnieje dziś ponad 6 tys. udokumentowanych historii polskich bohaterów, którzy narażając życie własne oraz najbliższych, przechowywali swych żydowskich bliźnich na strychach, w piwnicach, szopach i w innych kryjówkach, gdzie nie dosięgły ich niemieckie bagnety i kule.
Warto tu dodać, że Polacy to właśnie najliczniejsza grupa narodowościowa w całym zbiorze „Sprawiedliwych wśród Narodów Świata”, czyli tych właśnie, którzy nieśli pomoc Żydom w czasie Zagłady. Należy też podkreślić, że każdy z tych ponad 6 tys. Polaków uhonorowanych przez izraelski Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holokaustu Yad Vashem, nie tylko niósł pomoc Żydom, narażając własne życie, ale – co więcej – robił to bezinteresownie, nie pobierając żadnego wynagrodzenia, ani w trakcie udzielania pomocy, ani po wojnie. Dodatkowo, restrykcyjna procedura żydowskiego instytutu nakazuje, aby tytuł przyznawać wyłącznie na wniosek uratowanego Żyda lub bliskiej mu osoby. Można się zatem spodziewać, że liczba ponad 6 tys. uhonorowanych Polaków jest tylko ułamkiem ostatecznej liczby polskich bohaterów, której w pełni nigdy nie poznamy.
Cisi bohaterowie
Wśród tych dziesiątek, jeśli nie setek tysięcy polskich bohaterów, jest rodzina Ulmów z Markowej na Podkarpaciu. Ich tragiczny los jest symbolem męczeństwa wszystkich szlachetnych Polaków pomagających bliźnim w czasie wojny.
Józef Ulma i jego żona Wiktoria Ulma, z domu Niemczak, mieszkali we wsi Markowa, na terenach, gdzie średnia liczba żydowskich mieszkańców sięgała 10 proc. społeczeństwa. Ojciec rodziny Ulmów, Józef, w czasie wojny był blisko 40-letnim mężczyzną (rocznik 1900), raczej prostym, skoro ukończył zaledwie cztery klasy szkoły powszechnej i kurs rolniczy. Wyróżniał się jednak wieloma talentami. Prowadził w swej miejscowości szkółkę drzewek owocowych i był powszechnie lubiany i ceniony. Znana była jego religijność – już od 17. roku życia należał do Związku Mszalnego Diecezji Przemyskiej, działał w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży, pasjonował się fotografią, a nawet konstruował własnego projektu pomysłowe ule i narzędzia pszczelarskie. Ożenił się w 1935 r. z Wiktorią Niemczak, o 12 lat młodszą od niego, która urodziła mu sześcioro dzieci – trzy dziewczynki i trzech chłopców. W krytycznym czasie wojny Wiktoria nosiła w swym łonie siódme dziecko, którego narodzin małżonkowie spodziewali się na wiosnę 1944 r. Niestety, temu poczętemu dziecku nie miało być dane ujrzeć świat.
Pomoc i zemsta
Od II połowy 1942 r. Ulmowie przechowywali w swym domu na uboczu wsi dwie rodziny żydowskie. Szallowie z Łańcuta i Goldmanowie z Markowej znali się z Ulmami jeszcze sprzed wojny. Być może, znając Ulmów i ich prawe charaktery, Żydzi odważyli się poprosić właśnie ich o pomoc w ukryciu.
Mateusz Szpytma, pracownik Instytutu Pamięci Narodowej i krewny Wiktorii Ulmy, napisał w jednym z artykułów: „Trudno określić przesłanki, jakimi kierowali się Ulmowie, podejmując decyzję. Była to zapewne miłość bliźniego, współczucie i świadomość tego, że zaniechanie pomocy może być wyrokiem śmierci dla wyjętych spod prawa ludzi”. Możemy przypuszczać, że przeniknięci duchem Pisma Świętego i nauczania Chrystusa, wychowani w katolicyzmie Ulmowie, kierowali się też chrześcijańskim paradygmatem etycznym, który ujmuje się w prostym, choć trudnym do osiągnięcia w ekstremalnych warunkach historycznych określeniem „miłości bliźniego”.
Szallowie i Goldmanowie spędzili u Ulmów niespełna półtora roku. Tajemnicą jest, kto zadenuncjował te rodziny i jak Niemcy wpadli na to, że Ulmowie ukrywają Żydów. Tragicznego 24 marca 1944 r. do domostwa Ulmów w Markowej wpadli Niemcy – żandarmeria niemiecka oraz policja granatowa. W krótkim czasie zastrzelono ukrywających się Żydów – pięciu mężczyzn z Łańcuta o nazwisku Szall oraz Laykę i Gołdę Goldman wraz z córką jednej z nich. Następnie przed dom wywleczono Wiktorię i Józefa i stracono ich na oczach spędzonej ludności, która w zamyśle Niemców miała naocznie przekonać się, co grozi Polakom za ukrywanie Żydów.
Jak relacjonował świadek tych przerażających scen, „w czasie rozstrzeliwania na miejscu egzekucji słychać było straszne krzyki, lamenty ludzi, dzieci wołały rodziców, a rodzice byli już rozstrzelani”. Wszystkiemu towarzyszyły krzyki niemieckich żandarmów: „Patrzcie, jak giną polskie świnie, które przechowują Żydów”. Zastrzelone zostały też wszystkie dzieci Ulmów, z których najstarsze miało 8 lat, a najmłodsze 1,5 roku, a także dziecko w łonie Wiktorii. W ten sposób Niemcy w krótkiej chwili zamordowali 17 osób.
Pamięć
Ofiarę Ulmów docenia Kościół. Od września 2003 r. toczył się proces beatyfikacyjny rodziny Ulmów na szczeblu Kościoła w Polsce. Materiały dotyczące rodziny Ulmów trafiły z macierzystej archidiecezji przemyskiej do diecezji pelplińskiej, która na szczeblu krajowym koordynuje wspólny proces beatyfikacyjny ok. 100 męczenników, ofiar nazizmu z czasów II wojny światowej. Stamtąd materiały, wraz innymi, będą 24 maja przesłane do Rzymu. To w Stolicy Apostolskiej zapadnie decyzja o dalszym biegu sprawy i spodziewanym terminie beatyfikacji.
Stosunkowo szybkie tempo procesu beatyfikacyjnego wynika m.in. z faktu, że w przypadku wiernych, którzy ponieśli śmierć męczeńską, prawo kościelne nie wymaga stwierdzenia cudu, do którego mogłoby dojść za wstawiennictwem sług Bożych. Poza tym, obok licznych wystaw, publikacji, prelekcji, w Markowej planowana jest budowa placówki muzealnej, która będzie dokumentować wkład Polaków w ratowanie Żydów w czasie wojny, których pięknym, choć przejmująco tragicznych patronem jest bohaterska i ofiarna rodzina Ulmów.
Wykorzystano m.in. publikacje
Mateusza Szpytmy oraz materiały KAI.
Mateusz Szpytma, IPN: „Trudno określić przesłanki, jakimi kierowali się Ulmowie, podejmując decyzję. Była to zapewne miłość bliźniego, współczucie i świadomość tego, że zaniechanie pomocy może być wyrokiem śmierci dla wyjętych spod prawa ludzi”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.