Tochman dostał od misjonarzy niekonkretne informacje i napisał o nich rozdział książki. Ja dostałam bardzo konkretne. I wtedy przestałam zadawać pytania.
W Rwandzie nie mówi się dziś o historii powojennej, aby nie rozdrapywać ran. W sensie społeczno-politycznym to chyba słuszna polityka, ale w sensie terapeutycznym milczenie jest dekonstrukcją, depresją, dezintegracją... Misjonarze z Gikondo milkną tak szybko, jak każdy zraniony człowiek. I jak każdy zraniony od razu wyczuwają, gdy ktoś ma poczucie władzy lub motywację wewnętrzną, której nie znają i której się boją. Zadają więc pytania: kim jesteś, po co to piszesz? Proces przełamywania milczenia jest pracochłonny i sam w sobie jest tajemnicą.
Potem przychodzi jeszcze gorsze: walka o to, kto będzie rządził każdym dniem: moja trauma czy ja? Kto zdecyduje, jak się będę dziś czuła? Ludzie w Rwandzie włożyli bardzo dużo pracy w to, żeby żyć. Żeby było życie, a nie śmierć. Tego nie ma w książce. Wielka szkoda.
Misjonarze przeżyli ludobójstwo, potem pracę w rejonie konfliktu. Nie mogli mówić – bo nie było czasu lub psychologa, bo nastał nowy porządek, bo trauma zamyka usta. A na koniec oskarżono ich, że w 1994 r. byli biernymi świadkami zbrodni. W takiej sytuacji naprawdę można się nieźle „zeschizować”. Wojtek wiedział o tym wszystkim i chociażby dlatego powinien był zostawić pallotynów w spokoju.
Czy Kościół w Rwandzie zamknął się po tym wszystkim za murami?
Co ty opowiadasz? Za jakimi murami? Tam jest siatkówka, mnóstwo dzieci, integracja, lekcje socjalizacyjne...
Ale czy odciął się od ludobójstwa?
Kościół w Rwandzie nie jest idealny. Ale trzeba pamiętać, że jest za to stosunkowo wolny od nacisków instytucji zewnętrznych, ma kontakty z Zachodem. Jest najmniej kontrolowaną instytucją i dobrym miejscem na podjęcie dialogu o przeszłości. W kościołach, parafiach i misjach zdarza się czasem, że oprawcy i ofiary mówią o ludobójstwie bez lęku. W ramach przygotowań do świąt wspólnie sprzątają, przygotowują jedzenie, razem się modlą. Jest pomysł, aby w przyszłym roku w kwietniu w Kibeho zorganizować oficjalne, kościelne obchody rocznicy ludobójstwa. Przeprowadzić debatę, poczytać świadectwa.
Cała sprawa dotyczy szczegółów wydarzeń sprzed wielu lat. Jakie pułapki wiążą się z rekonstrukcją takich faktów? Czy można w ogóle odtworzyć np., kto ile ciał ofiar wtedy pochował? I czy to, w ogóle, ma sens?
Mózg zna wiele mechanizmów obronnych. Nie tylko może czegoś zupełnie nie pamiętać, ale może nawet zmieniać w pamięci przeszłość, pamiętać szczegóły – takie jak zapach, gwiazdy na niebie – lecz nie twarz oprawcy. Pamięć jest bardzo selektywna, to zaś oznacza, że trzeba bardzo długo słuchać świadka, bo nie wiadomo, za którym razem powie ci o sobie prawdę.
Jeden z bohaterów książki nie dał rady grzebać trupów. Przeżywał to bardzo – ale miał też poczucie, iż Wojtkowi trzeba powiedzieć, że je chował. Nawet wtedy kierował nim wstyd. Oto świadectwo kondycji człowieka.
Kategorie, które zaburzają pamięć, to poczucie winy i wstyd. Wstyd, który nagle, nie wiadomo skąd ani jak, ogarnia całe ciało i krzyczy: nie! To nie intencjonalna niechęć do rozmowy, tylko blokada ciała. Wstyd jest sprytny, potrafi się rozejść po wszystkich zakamarkach ciała i duszy. Chcesz powiedzieć – a się nie da.
Masz drgawki, mroczki przed oczami, nie możesz mówić. Czasem człowiek staje się agresywny, co odwraca jego uwagę od wstydu czy poczucia winy, uwalnia emocje. Trzeba więc być czujnym – i ciągle słuchać. I naprawdę nie musisz pytać ludzi o maczety. Twoim zadaniem jest stać po stronie życia i szczęścia świadka. Jeżeli odmawia rozmowy, nie możesz go zmuszać do tego, aby czynił z przeszłości jedyny punkt odniesienia. Gdy rozmawiam z młodymi Rwandyjkami, to gadamy o chłopakach. I nagle któraś mówi: jak ja nienawidzę Hutu, w życiu nie będę mieć chłopaka Hutu... Twoim zdaniem to nie trauma?
Wiem, zaraz powiesz: celem reportażysty nie jest psychoterapia rozmówców. Ale jeżeli pracuje się z osobami straumatyzowanymi, to, chcąc tego lub nie, zawsze odgrywa się rolę terapeuty.
Jak zamykasz rany, które otwierają się w świadkach w czasie rozmów?
Gdy zbliżam się do trudnego momentu, milczę. To mój rozmówca powinien być decyzyjny, czuć się panem sytuacji, decydować, co mi powie.
Tak samo Tochman mówił o swoich rozmowach z kobietami – ofiarami gwałtów w Rwandzie.
A dlaczego nie mówił tak o rozmowach z misjonarzami? Zasady pracy z traumą obowiązują w każdej sytuacji.
Teraz mogę to powiedzieć: uwielbiam misjonarzy z Gikondo. Ale przez dwa pierwsze tygodnie u nich myślałam, że oszaleję – że trafiłam do jakiegoś piekła. Takie stwierdzenie jest chyba uczciwe – wobec nich i siebie samej. Co więcej, do dziś nie zgadzam się z wieloma rzeczami, które słyszę od swoich rozmówców. Ale to nie ma znaczenia. Znaczenie ma rozmówca. Jeśli nie rozmówca, to po co w ogóle zaczynasz wywiad? I dlatego misjonarzy jest mi tak żal. Widziałam, w jakim żyją napięciu, ile muszą wytrzymać, i zdecydowałam się dopuścić ich do głosu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.