„Ja wiem, polokoktowcy nas nie kochają. Ale my ich będziemy tak długo kochać, aż oni nas wreszcie pokochają”. Pamiętają to Państwo? Dokładnie w taki sam sposób „Gazeta Wyborcza” przekonuje dziś Polaków do akceptacji związków homoseksualnych.
Homolęki i seksofobia
Cała ta taktyka nie miałaby jednak najmniejszego sensu, gdyby redaktorzy z Czerskiej nie zadbali o pozory otwartej dyskusji. I tu znów zasada działania jest banalnie prosta i stara jak dzieje propagandy w służbie ideologii. Otóż, zaprasza się na łamy „Gazety” jakiegoś wyrazistego przeciwnika legalizacji związków homoseksualnych w typie posła Jarosława Gowina i przeprowadza z nim wywiad. Wszystko niby pięknie, ładnie, w zgodzie z kanonami sztuki dziennikarskiej.
Tylko że zaraz potem następuje taki wysyp artykułów, opinii i głosów z drugiej strony barykady, że argumenty Gowina z miejsca nikną w jazgotliwym, stokroć potężniejszym wielogłosie. Przypomina to do złudzenia publiczne chłostanie skazańca ku uciesze zgromadzonej pod pręgierzem gawiedzi: „Posłowi Gowinowi związki partnerskie kojarzą się wyłącznie z legalizacją małżeństw homoseksualnych” – trzęsie się z oburzenia Monika Olejnik w tekście o jakże neutralnym tytule Letni napad męczącej seksofobii. W sukurs idzie jej zaraz głos podbudowujący naukowo „słuszny gniew” sławnej dziennikarki: „Poglądy posła łączą w sobie katolicką obsesję na punkcie płodzenia dzieci z brutalnym realizmem politycznym” – stwierdza filozof dr Tomasz Żuradzki w kolejnym, utrzymanym w „przyjaznym” tonie artykule zatytułowanym Homolęki posła Gowina.
Kropkę nad „i” stawia zaś Małgorzata Kidawa-Błońska, partyjna koleżanka konserwatywnego posła, zapewniając gorliwie, że ona oczywiście jest zwolenniczką jedynie słusznej ustawy o partnerstwie.
A reszta kręci się już sama.
Młot na katoli
No i jest jeszcze wróg najgorszy: polski Kościół z jego rządem dusz nad „ciemnymi Polakami”. Ale od czego są „dyżurni katolicy” redakcji z Czerskiej, którzy od lat usiłują lepić coś na kształt gazetowowyborczego wyznania postępowej wiary? A niełatwy to kawałek chleba. Trzeba wszak odsączyć polski katolicyzm z nagromadzonego w nim przez lata zacofania, ciemnoty i zabobonu. Wyplenić ludową pobożność i płytkie, kościółkowo-naiwne interpretacje Ewangelii, zupełnie nieprzystające do kanonów współczesnego europejskiego „katolicyzmu otwartego”. Żadnego biblijnego „tak, tak; nie, nie”, a raczej „tak, ale” lub „owszem, aczkolwiek”.
Taki nowy kanon „wiary” potrzebuje oczywiście swojego Świętego Oficjum strzegącego dogmatycznej gazetowowyborczej ortodoksji. Tę rolę spełnia zgrany dziennikarski tandem, w osobach Jana Turnaua i Katarzyny Wiśniewskiej, co to niejedno aggiornamento ma już na rozkładzie. Cepem najcięższego kalibru na konserwatywnych „ciemniaków z kruchty” jest oczywiście cykliczna rubryka Pani Redaktor Wiśniewskiej pod cudownie adekwatnym tytułem „Stronniczy przegląd prasy katolickiej”. Tam właśnie dokonuje się cotygodniowe rozliczanie katolickich publicystów i hierarchów, łapanie za słówka, postępowa egzegeza połączona z wytykaniem i demaskowaniem postaw niegodnych „prawdziwego” chrześcijanina. „Widmo ustawy o związkach partnerskich krąży po Kościele” – stwierdza np. Wiśniewska na łamach swojej rubryki. Ojej, jaki ten Kościół paskudny, no kto by się spodziewał, że zechce bronić tradycyjnej rodziny i że będzie przeszkodą dla szczęścia tylu kochających się ludzi. A fe, jakie to „niechrześcijańskie”.
Innym znów razem rozlega się z łamów „stronniczej rubryki” głośny rechot nad przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski, co to „interesuje się ostatnio wpływami złych mocy”, ponieważ ośmiela się stwierdzić, że „siły zła spod znaku szatana mobilizują się w systemy, żeby znieważyć rodzinę”. Ha, ha, co za ciemnota, co za nieuctwo, co za obciach...
Nade wszystko jednak spod piór gazetowowyborczych chrześcijan płynie nieprzerwany potok nawoływań do „miłości” i „tolerancji”, bo – jak twierdzą – „tolerancja to nie jest brzydkie słowo wymyślone przez uczestników parad równości: to chrześcijański obowiązek”. No cóż, zaiste, mamy się od kogo uczyć, śledząc owe „życzliwe” uwagi pod adresem tradycyjnych katolików, pełne miłości bliźniego, wręcz kipiące szacunkiem i tolerancją dla poglądów innych…
***
Wszystkie te działania razem i z osobna przynoszą oczywiście pewien określony efekt. Dobrze ujął to ks. Marek Dziewiecki, nazywając „Gazetę” nieformalną władzą ustawodawczą i wykonawczą naszego kraju, mogącą za pomocą jednej publikacji wywołać do tablicy choćby samego premiera i zmusić go do stosownej „propartnerskiej” deklaracji. Ale elity, to akurat nie jest żaden problem. Nadspodziewanie opornie idzie za to urabianie polskich mas. No bo jak to jest, że na tak wspaniale reklamowaną Paradę Równości przychodzi tysiąc, góra dwa tysiące osób i to w przytłaczającej większości tęczowych aktywistów? I jak tu się dziwić łzom redaktora Pacewicza, wstydzącego się za swoich współobywateli?
Jakby tego było mało, za chwilę okazuje się jeszcze, że ponad 65 proc. ankietowanych przez CBOS sprzeciwia się legalizacji związków partnerskich dla homoseksualistów. W tej sytuacji „Wyborcza”, ustami dr. Wiesława Baryły z Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej, zmuszona jest więc zadekretować, że „Polacy byli homofobami, są i jeszcze długo będą. Gdy mają okazję to zamanifestować, to tak robią”.
Ale nie martwmy się zbytnio. Ci z Czerskiej będą nas przecież kochać dalej… Aż do skutku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.