Jeśli człowiek ma wolę zawalczyć ze swoim diabłem, jakkolwiek go rozumie, terapeuta będzie mu sprzyjać. Jeśli uznaje się za bezradnego wobec diabła, wówczas ta postać będzie dla niego destruktywna.
Tomasz Ponikło: Czy trafia do Pańskiego gabinetu wielu świętych Pawłów, którzy chcieliby dobra, a – sami nie wiedząc dlaczego – czynią zło?
Prof. Bogdan de Barbaro: Ani pacjenci, ani terapeuci nie mówią językiem św. Pawła. Paradoksalnie nie używają wyrażeń ze słownika etycznego. W psychiatrii i psychoterapii szukamy motywów, intencji, kontekstu i konsekwencji problemów, z jakimi ludzie przychodzą. Nie chodzi o podważanie podziału na dobro i zło; celem jest wniknięcie w okoliczności zdarzeń i zaradzenie problemom.
Kiedy motywacje i konteksty boleśnie zderzyły się z rzeczywistością, skrzywdziłem drugą osobę, przychodząc do Pana nie myślę, że jestem zły?
W gabinecie poruszamy się w kategoriach winy i krzywdy. Owszem, człowiek skłonny do poczucia winy może powiedzieć o sobie, że jest zły, ale konkluzja etyczna nie zawsze jest obecna. Terapeuta zaś nie ma mówić, czy ten ktoś zły jest faktycznie, lecz dlaczego doszło do czegoś niepożądanego i jak zaradzić ewentualnym powtórkom. Często zresztą myślenie o sobie w kategoriach dobry–zły zależy od nastroju. W skrajnych przypadkach urojenia grzeszności, winy, a nawet potępienia wiecznego to klasyczne objawy głębokiej depresji. Więc wymiar psychopatologiczny może znajdować w pacjencie odzwierciedlenie w kategoriach etycznych, ale nie one są pojęciami-kluczami rozmowy terapeutycznej.
A jeśli pacjent ocenia swoją sytuację w kontekście etycznym i duchowym, a swoje działanie postrzega jako efekt pójścia za pokusą podsuniętą mu przez diabła?
Zdarzają się takie przypadki. Jeżeli uznam, że to problem egzystencjalny czy duchowy, a nie psychologiczny, wówczas proponuję skorzystanie z konsultacji duszpasterskiej. Mam obowiązek respektować wymiar duchowy i nie mam prawa redukować go do psychologii. Nie mogę jednak przywdziewać stroju teologa. A problem bywa złożony: np. kiedy pacjent ma neurotyczny sposób przeżywania duchowości. Widzi Boga karzącego i siebie grzesznego, a więc na drodze do piekła. Powstaje dylemat, do jakiego stopnia mam prawo namyślać się nad jego obrazem Boga, a od którego momentu powinienem mu zaproponować konsultację duszpasterską. Te dziedziny przenikają się, granica między nimi nigdy nie biegnie jednoznacznie, każdorazowo wymaga odrębnej refleksji.
W Pańskim doświadczeniu diabeł jest postacią, która pojawia się jako bohater rozgrywający losy pacjenta?
Diabeł często jest na ustach pacjentów. Jego najbanalniejsza obecność to zwrot: „to nie ja, to diabeł mnie skusił”. Ale dla terapeuty to nie jest wyzwanie teologiczne, ale terapeutyczne: co z tego wynika dla twojego problemu? Jeżeli poszedłeś za diabłem, czy to znaczy, że nie masz możliwości zrobienia czegoś innego? A może chodzi o to, że jesteś całkiem w porządku, tylko masz zewnętrznego wroga, który cię wciąż prowokuje? Zadaniem psychiatry nie jest szukanie diabła w tym, co mówi pacjent, ale sprawienie, by człowiek ten zamiast rozkładać z bezradności ręce, miał więcej możliwości bycia sobą. Niezależnie od tego, czy terapeuta wierzy w Boga i szatana, to jeśli pacjent ma wolę zawalczyć ze swoim diabłem, jakkolwiek go rozumie, terapeuta będzie mu sprzyjać. Jeśli zaś uznaje się za bezradnego wobec diabła, wówczas ta postać będzie dla niego destruktywna.
Bywa i tak, że diabeł jest częścią obrazu psychotycznego. U osób chorujących na schizofrenię często pojawia się Chrystus i szatan. Łatwo sobie wyobrazić, jak jest to dramatyczne. Proszę się wczuć w kogoś, kto słyszy głos diabła, który wciąż mu coś szepce do ucha. Jako jego lekarz wiem, że to halucynacja słuchowa. Ale to niczego nie zmienia. Bo pacjent przeżywa ten kontakt z diabłem jako coś realnego, a to doświadczenie skrajnie dramatyczne. Kiedy mam pewność, że chodzi o zachowania psychotyczne, nie odsyłam do duszpasterza, bo tu sam muszę działać.
Nauczył się Pan czegoś o wierze dzięki pracy z psychotykami?
W sensie wiedzy teologicznej – nie, ale w sensie uwrażliwienia na różne wymiary ludzkiego życia duchowego – tak. Stan psychotyczny często wskazuje na coś, co naszemu świadomemu doświadczeniu umyka.
Zbliżył się Pan do rozumienia istoty diabła?
Jako terapeuta posługuję się językiem nieteologicznym.
A po pracy?
Pytanie o dobro i zło przychodzi do mnie z mojego własnego wnętrza, nie od pacjentów. Zbliżam się do niego czytając Mertona czy Miłosza, a nie rozważając pracę w gabinecie.
I nie zdarzyło się Panu wrócić do domu z myślą: dzisiaj spotkałem szatana?
Nie. Choć bywa, że obcuję z ludźmi, o których wiem, że popełniają niecne czyny – ale to nie są moi pacjenci. Pacjent, który przychodzi do gabinetu, przychodzi ze swoją niedolą. Więc nie przychodzą mi na myśl ciemne słowa. A gdyby ktoś, na kogo widok myślę: „cóż to za człowiek?”, pojawił się w gabinecie? Musiałbym się czegoś o nim dowiedzieć...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.