– Uwielbiam prasę dla nastolatków! Fajne tam mają gadżety, w tym miesiącu polecam „13” z bransoletką w panterkę, spineczkami z kokardkami oraz wisiorem w kształcie truskawki! Ale... tylko pamiętaj, żeby tego nie czytać, bo zgłupiejesz!
Warto także przyjrzeć się udzielającym porad specjalistom. Mam dwie wątpliwości odnośnie do tych psychologiczno-seksualnych „eksperckich” rubryk: po pierwsze autorami pytań mogą być nie nastolatki, ale sami redaktorzy, po drugie naprawdę jest ważne, kim jest np. psycholog Karol i masa innych niezidentyfikowanych bliżej fachowców. Pracowałam kiedyś przez krótki czas w regionalnym dzienniku, gdzie horoskopy pisali za karę spóźniający się na kolegia redakcyjne dziennikarze. Może i tu działa podobny mechanizm. Ponadto dobrze byłoby wiedzieć, że zamiast zwykłego dziennikarza „tylko” z fantazją i lekkim piórem porad udziela np. lewicowy pedagog, tak jak w jednej z gazet, gdzie po sprawdzeniu okazało się, iż „edukatorka seksualna” to psycholog związana ze środowiskiem Grupy Edukatorów Seksualnych „Ponton”, które z tradycyjnymi wartościami nie ma nic wspólnego. Zdziwiło mnie także to, że porady tej pani znalazłam w piśmie, które najbardziej poważałam („Victor Gimnazjalista”), bo przygotowuje do egzaminu kompetencji, pomaga wybrać dalszą ścieżkę edukacyjną, drukuje wiersze młodych poetów, a nawet powieść w odcinkach…
Poczytaj mi, mamo
Czy zatem zakazywać czytania tej „złej” prasy? – Zakaz jest pewną bronią, ale stosunkowo mało skuteczną. Może „zadziałać”, ale tylko wtedy, gdy jest umotywowany systemem wartości, jaki wpoiliśmy dziecku. Trudniej mają rodzice, którzy dotąd wychowywali bezstresowo, a teraz nagle czegoś zabraniają. Rodzice, którzy mają dobry kontakt ze swoimi dziećmi, których dzieci darzą zaufaniem, mogą sięgnąć po dwa argumenty: argument swego autorytetu (jeśli na niego zapracowali) i argument rozumowy. Nastolatek, z którym już wcześniej rozmawiali o miłości, o zakładaniu rodziny, w tym także o płciowości, łatwiej zrozumie, że przecież chcą jego dobra – radzi Paweł Gierech.
Dobrym pomysłem może być lektura prasy wspólnie z dzieckiem i pokazanie mu na konkretnych przykładach, dlaczego po niektóre pisma nie warto sięgać. A gdy nastolatek sam dojdzie do wniosku, że w takim razie nie ma co czytać, można mu podsunąć…
Co warto czytać?
Bo na szczęście jest alternatywa. Trudno sporządzić precyzyjny katalog katolickich wydawnictw, bo oprócz tych ogólnopolskich mamy lokalne czy nawet parafialne. Różnią się od siebie zawartością, ale wszystkie prezentują chrześcijański punkt widzenia na ważne społecznie problemy.
– Prasa katolicka powinna być odpowiedzią na promowany we współczesnym świecie konsumpcyjny styl życia, często pozbawiony jakichkolwiek zasad i wartości. To ona stwarza okazję do głębszej refleksji nad taką kwestią, jak stosunek do życia poczętego, antykoncepcja, in vitro, zachowanie czystości przed ślubem, problem sekt, różnych uzależnień, które „czyhają” na młodych ludzi – przekonuje Agnieszka Bialik, sekretarz dwutygodnika „Nasza Droga”.
Mając świadomość, że prasa „popularna” zdobyła sukces dzięki skandalom, brutalności i sprawom intymnym, podobnie do tworzenia czasopisma dla młodzieży podchodzi redakcja dwumiesięcznika Ruchu Czystych Serc. – W „Miłujcie się!” również jest seks i przemoc – tyle że od strony normalności: czystość zamiast rozpusty oraz zwyciężanie zła dobrem – wyjaśnia Mirosław Rucki, zastępca redaktora naczelnego. – Okazuje się, że czystość jest bardzo pociągająca dla młodego człowieka; nasi czytelnicy często mówią o tym, że gdyby „Miłujcie się!” trafiło im do rąk wcześniej, mogliby uniknąć wielu błędów i problemów w życiu.
Chodzi o… pieniądze?
Co jest więc słabością prasy katolickiej, która ma nieporównywalnie niższe nakłady od omawianej wcześniej? – Problem polega chyba na tym, że daliśmy sobie wmówić, iż tematy związane z Bogiem, religią, chrześcijaństwem nie są atrakcyjne dla młodego odbiorcy – mówi dr Jolanta Niewińska, redaktor naczelna świętującego 25-lecie miesięcznika „Wzrastanie”. A tak nie jest! Młodzi właśnie szukają, kontestują, ale czują, że to ich dotyczy – i to bardzo. Chcą wiedzieć! Nakład „Wzrastania” to ok. 6 tys. egzemplarzy, ale nie ma zwrotów. Mamy stałego odbiorcę z prenumeraty. Dla niego piszemy, mając nadzieję, że jeden egzemplarz czyta wiele osób.
Pisma katolickie nie kuszą gadżetami i nie kupują spotów w telewizji, bo nie mają na to funduszy. Potwierdza to Agnieszka Bialik. – Za „Bravo” czy „Popcornem” stoją ogromne międzynarodowe koncerny medialne o praktycznie nieograniczonych możliwościach finansowych i promocyjnych. My takich pieniędzy nie mamy.
Przeciętny 13-latek sam z siebie prawdopodobnie nie kupi religijnej gazety, prędzej wyda kieszonkowe na chipsy i gumę do żucia. Ale rodzice i dziadkowie mogą to zrobić za niego. Wydatek nie jest duży, np. „Nasza Droga” czy „Wzrastanie” kosztują mniej niż dwa batoniki. Mały wydatek, a wielkie korzyści i dla dziecka, i dla nas wszystkich.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.