Krynica totalnego chaosu

Don BOSCO 11/2011 Don BOSCO 11/2011

W rzeczywistość wirtualną młodzi ludzie angażują się na tyle mocno, emocjonalnie i poświęcają jej tyle czasu, że to ona staje się ich głównym środowiskiem. Można powiedzieć, że przestrzeń publiczna – place, ulice, boiska – pustoszeje, a wypełnia się przestrzeń wirtualna, w której spędza się niestety większość czasu.

 

Z tego wynika, że kryterium odróżnienia dobra od zła w sieci, trzeba czerpać spoza sieci.

Oczywiście, że tak. Bez zewnętrznego systemu wartości można się całkowicie pogubić. 

Pomoc rodziców w interpretowaniu świata wirtualnego jest konieczna?

Towarzyszenie, obecność rodziców są bardzo ważne. Z młodymi ludźmi trzeba rozmawiać, żeby nie pozwolić im się wciągnąć w ten świat bez żadnej kontroli. To zresztą nic nowego. Zawsze pierwszym przykazaniem wychowawców było, żeby mieli dla młodych czas. Jeśli rozmawiamy z nimi o tym, czego tam szukają, co znajdują, jakie toczą dyskusje, jeżeli oni będą nam o tym opowiadać, a my będziemy w tym uczestniczyć, to wtedy Internet będzie tylko narzędziem i technologią. Natomiast, jeśli się ich zostawi samych, to od wielu złych rzeczy, mówiąc wprost – ścieku, dzieli ich jedno kliknięcie. A to są rzeczy, które mogą złamać konstrukcję psychiczną, zniszczyć charakter młodego człowieka. Statystyki mówią, że ponad połowa ruchu internetowego to wejścia na strony pornograficzne. To się pojawia wtedy, kiedy nie ma towarzyszenia. Mówię towarzyszenia, bo tu nie chodzi tylko o nadzór. Tego się nie da upilnować. To jest nie tylko kwestia siedzenia przy komputerze, bo dostęp do szkodliwych treści można znaleźć w telefonach komórkowych, tabletach, różnych miejscach i jeśli młody człowiek będzie chciał, to postawi na swoim. To jest kwestia zaufania, dialogu, gotowości pomocy w prowadzeniu go po tych ścieżkach. 

Pewnie wielu rodziców z ulgą przyjęłoby jakiś rodzaj cenzury obyczajowej w Internecie.

My, rodzice powinniśmy przejść przyspieszony kurs znajomości Internetu. To jeszcze nieodkryta przestrzeń działalności, np. w parafiach. Tak jak się prowadzi kursy przedmałżeńskie czy poradnie rodzinne, tak, uważam, powinno się prowadzić szkolenia dla rodziców w kwestii blokowania różnych stron. To nie jest bardzo skomplikowane, ale wymaga pewnej wiedzy. Można się tego nauczyć i przynajmniej na domowym komputerze uniemożliwić korzystanie ze stron, na które zdaniem rodzica, dziecku nie wolno wchodzić. Dokładnie tak, jak w firmach blokuje się możliwość korzystania z zewnętrznych portali czy poczty elektronicznej innej niż firmowa. Ważne, żeby rodzice nie bagatelizowali problemu, bo żeby się przekonać, jakie spustoszenia powoduje zbyt wczesny kontakt z treściami szkodliwymi, wystarczy popatrzeć na to, co się dzieje w gimnazjach. Tu naprawdę potrzebne jest zdecydowane działanie, zwłaszcza, że żyjemy w czasach, w których promowane jest tzw. wychowanie seksualne, będące w rzeczywistości promocją ideologii i zachowań podważających chrześcijański system wartości. Aktywność rodziców dzieci w tym wieku i potrzeba zainteresowania się sprawami nawet czysto technologicznymi jest niezbędna.

Jak bronić się przed „barbarzyńcami” w sieci, ludźmi szerzącymi idee, które uważamy za szkodliwe dla dzieci?

Ja bym powiedział, że najlepszą obroną jest atak. Trzeba jak najszybciej zorientować się, jakie mamy pole działania. Bo jeśli mamy młodego człowieka, którego jesteśmy w stanie odciągnąć od Internetu, to trzeba mu zaproponować przestrzenie aktywności lepsze dla jego rozwoju. Jeśli natomiast na to jest za późno lub jest z jakichś przyczyn niemożliwe, to przynajmniej trzeba skierować jego aktywność w sieci nie w tę stronę, która może być dla niego groźna. Najgorszy jest taki moment, a przychodzi często, kiedy młody człowiek siedzi przed ekranem i nie ma pomysłu, co ma robić, po co on tu teraz w ogóle jest. Jeśli wtedy zaczyna szukać, to przychodzą mu do głowy zwykle najgłupsze pomysły. Laptop dla ucznia to nie błogosławieństwo, a raczej niezbyt mądry pomysł. W Rumunii, gdzie pilotażowo zdecydowano się na takie rozwiązanie na skalę masową w wielu szkołach, skutek był dramatyczny. Dzieci w ogóle nie były zainteresowane programami edukacyjnymi, często ich nawet nie instalowały. W 90 procentach traktowały komputer jako konsolę do gier bądź penetrowały strony dla nich niewskazane. Badania wykazały, że laptopy potrafiły dobrze wykorzystać i poprawiały wyniki w nauce jedynie dzieci z domów, w których rodzice dbali o ich kapitał kulturowy. Natomiast dzieci bez takiego wsparcia po otrzymaniu laptopów nie tylko nie poprawiły wyników w nauce, ale nasiliły się z nimi problemy wychowawcze. To jest memento, które naszemu systemowi edukacji, ale i wszystkim, którzy mają do czynienia z młodzieżą, powinno dać do myślenia.

rozmawiał ks. Andrzej Godyń SDB


 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...