O praźródłach mowy nienawiści z prof. Grzegorzem Łęcickim rozmawia Wiesława Lewandowska
WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Zjawisko mowy nienawiści, na które powołuje się dziś opozycja polityczna, poszukująca winnych tragicznej śmierci prezydenta Gdańska – i oczywiście przypisuje je obecnie rządzącym – było poprzedzone „przemysłem pogardy” wyrażanym mową nienawiści skierowaną dokładnie ku tym, którym dziś się ją zarzuca. Żyjemy w oparach absurdu, Panie Profesorze?
PROF. GRZEGORZ ŁĘCICKI: – Tak to pewnie przyjmuje wielu odbiorców, którzy już się gubią w natłoku nierzetelnych przekazów medialnych, bezrefleksyjnie się im poddają, bo ich po prostu do końca nie rozumieją. W przypadku owych określeń mamy do czynienia ze stereotypowymi eufemizmami dotyczącymi sytuacji medialnej, które mają swe korzenie jeszcze w czasach propagandy totalitarnej, kiedy to ówczesny przemysł pogardy był nastawiony na niszczenie wrogów klasowych, przeciwników systemu i krytyków władzy komunistycznej. Nie było szacunku dla inaczej myślących...
– Podobnie jak dziś?
– Mam wrażenie, że ten deficyt szacunku niemal w całości został przeniesiony po 1989 r. do wolnej Polski, a przecież to właśnie wzajemny szacunek powinien być fundamentem nowego – taką niektórzy z nas mieli nadzieję – porządku medialnego. Tak się, niestety, nie stało.
– Jak sobie przypominamy, Panie Profesorze, oczekiwanie przyzwoitości w świecie mediów III RP już od jej zarania brano za naiwność. Dlaczego tak było?
– Dlatego, że grzechem pierworodnym III RP stała się tzw. polityka grubej kreski, czyli całkowita bezkarność tych, którzy przez 45 lat czynili zło, którzy – świadomie lub nie – niszczyli wszystko, co dobre i prawe, oraz gorliwie wysługiwali się propagandzie totalitarnej. Warto dziś to przypominać. To w czasach PRL-u mieliśmy przecież kampanie propagandowe przeciwko biskupom – najpierw przeciwko bp. Kaczmarkowi, później przeciw prymasowi Wyszyńskiemu. Pamiętamy też marcową kampanię propagandową 1968 r. i pogardliwe słowa – np. warchoły, wichrzyciele – pod adresem protestujących robotników w 1970, 1976 r. Takie określenia w oczach opinii publicznej miały dyskredytować tych, którzy ośmielili się występować przeciw panującemu systemowi. Wyjątkowo wymownym przykładem były publikacje wymierzone w osobę i dzieło ks. Jerzego Popiełuszki.
– I to był pierwowzór dzisiejszej polskiej mowy nienawiści oraz całego przemysłu pogardy?
– Tak. Teraz padają nieco inne, ale podobnie mocno negatywnie nacechowane słowa, np. mohery, ciemnogród, zaścianek... I w dodatku tak się składa, że tym właśnie nienawistnym językiem już w III RP posługują się ludzie dawnej komuny lub ich spadkobiercy.
– Może po prostu umieli lepiej niż inni wykorzystać wolność mediów zawartą w akcie założycielskim III RP?
– Niewątpliwie tak. Wszyscy zachłysnęliśmy się tą wolnością!
– Tyle że jedni bardziej naiwnie, drudzy bardziej przebiegle?
– Można tak powiedzieć. Wolność słowa w powszechnym odczuciu oznaczała nie tylko brak cenzury, ale głównie brak jakiejkolwiek odpowiedzialności za słowo oraz bezkarność. A przecież zarówno największy autorytet Polaków – papież Jan Paweł II, jak i ówczesny prymas kard. Józef Glemp zawsze przypominali, że wolność nie może oznaczać samowoli, że prawidłowe korzystanie z wolności musi się wiązać z odpowiedzialnością. Jednak my w tym swoim zachwycie nad wolnością nie przyjmowaliśmy do wiadomości nawet tego, że to nie ona jest podstawowym fundamentem funkcjonowania państwa.
– A co nim jest lub raczej – co nim być powinno w państwie takim jak Polska?
– Tradycyjna triada hierarchii wartości z okresu klasycznego przejęta przez chrześcijaństwo: prawda, dobro i piękno. Ani starożytni Grecy, ani chrześcijanie nie nadużywali pojęcia wolności, za to dobrze wiedzieli, jak niebezpieczne jest jej złe wykorzystanie. Tak więc i dziś naszym fundamentem – i właśnie to jest szczególnie ważne w pracy dziennikarza – powinny być prawda, dobro i piękno. A tak nie jest! Po 30 latach nieodpowiedzialnego, nierozsądnego wykorzystywania wolności mamy więc to, co mamy: mówimy o mowie nienawiści, o przemyśle pogardy.
– I dochodzi już do takiego paradoksu, że media zamiast mediować, tłumaczyć i łagodzić wszelkie spory, mówią mową nienawiści o mowie nienawiści!
– Nadużywanie wolności już dawno doprowadziło nasze media do tego, że odeszły od obiektywizmu oraz powinności czuwania nad dobrem wspólnym i zapomniały o tym, że ich podstawową funkcją jest integracja społeczna, a nie dzielenie, jak to teraz robią.
– Dzielą ludzi na zwalczające się plemiona i nadmiernie – zdaniem Pana Profesora – podsycają ostrość naturalnych w demokracji sporów politycznych?
– I to do tego stopnia, że prowadzą wprost do niebezpiecznej destrukcji więzi społecznych przez budzenie negatywnych emocji. Najwyższy czas, by dziennikarze i wydawcy mediów zastanowili się, czy ich komunikaty mają jednoczyć tylko jakąś jedną wybraną grupę odbiorców, czy może jednak powinny łączyć całe społeczeństwo. To naprawdę wielki dylemat współczesnego polskiego dziennikarstwa.
– Czy winą za obecny stan debaty publicznej można obarczać tylko media, czy może raczej polityków? Dziennikarze się usprawiedliwiają, że oni „tylko rzetelnie relacjonują”...
– Trudno to rozstrzygnąć... Niedawno gdzieś przeczytałem apel przypominający o trójpodziale władzy i myślę, że to bardzo konserwatywne, a nawet już nieco nieaktualne opisanie obecnego stanu rzeczy, ponieważ w istocie media, traktowane od pewnego czasu jako czwarta władza, dziś są de facto pierwszą. Ktoś nazwał je nawet laicką religią współczesnego świata. Najzupełniej się z tym zgadzam, bo to media decydują, o czym rozmawiamy, jak oceniamy rzeczywistość. A z drugiej strony stały się, wbrew pozorom, niezwykle zależne od świata polityki oraz od kapitału, który na nie łoży i czerpie z nich zyski.
– To znaczy, że ich wolność, którą się tak szczycą, musi być czysto iluzoryczna?
– Niestety, tak. Dziś w Polsce mamy ogromny problem z tym właśnie uwikłaniem mediów w rozmaite zależności kapitałowe.
– I tak naprawdę zwykły konsument konkretnego medium nie wie, czyim głosem ono mówi, do czyich racji lub interesów go przekonuje?
– Często sami dziennikarze mówią nie swoim głosem, choć im się tak zdaje... Gdy w grupie medioznawców powstał kiedyś pomysł wyraźnego – widocznego dla każdego odbiorcy – oznaczania, kto jest właścicielem danego medium, to oczywiście nie doczekał się on realizacji... Przeciętny konsument treści medialnych godzi się na tę niewiedzę, zaś dziennikarze są niewolnikami redakcji i muszą się identyfikować z ich linią programową, polityką, ideologią.
– Jedni są więc obiektami manipulacji, drudzy często też nie do końca świadomie ją uprawiają?
– I jedni, i drudzy są ofiarami takiego, a nie innego stanu mediów. Jednym z najpoważniejszych niedostatków współczesnego społeczeństwa polskiego jest brak edukacji medialnej. Od trzydziestu lat żadna ekipa na serio nie podjęła edukacji medialnej w polskich szkołach i w polskim społeczeństwie. To tak, jakby w XIX wieku uznano, że nauczanie fizyki i chemii jest zbędne. Mamy XXI wiek, a można powiedzieć, że znajdujemy się w bardzo ciemnej jaskini i jesteśmy swoistymi medialnymi analfabetami.
– Znaleźliśmy się w dwu oddzielonych od siebie twardą skałą jaskiniach, bo media – i te tradycyjne, i te nowe – podzieliły Polaków na dwa wrogie obozy, a teraz niektóre z nich mówią o potrzebie jedności, solidarności...
– Jeżeli odchodzimy od pojęcia prawdy i dobra wspólnego, jeśli przyjmujemy, że wolność jest absolutna i nadrzędna, to zaczynamy mieć do czynienia z absolutnym absurdem w przekazach medialnych. Jak choćby ostatnio, gdy po zabójstwie prezydenta Gdańska próbuje się nam wmówić, że śmierć jednoczy...
– Ludzie zazwyczaj jednoczą się w trudnych sytuacjach. Tym razem jest to niemożliwe?
– Intencja wezwania do jedności i solidarności jest jak najbardziej szlachetna, ale ten dzisiejszy problem – po dziesięcioleciach przekazu medialnego zupełnie nieuwzględniającego szacunku do człowieka – okazuje się już trudny do rozwiązania. Po śmierci Jana Pawła II w pewnym medium pojawiło się hasło: „Nie płakałem po papieżu”; jeżeli taki komunikat poszedł do Polaków po śmierci największego ich autorytetu, to znaczy, że zostały przekroczone wszelkie granice przyzwoitości.
– Po przekroczeniu tej ostatniej granicy, którą był szacunek Polaków do Jana Pawła II, możliwe stają się już szyderstwo, kłamstwo, nienawiść?
– Najwyraźniej tak. Mowa nienawiści jest kierowana nie tylko pod adresem polityków. Media ideowo związane z lewicowo-liberalną kulturą – a te są w dzisiejszej Polsce najmocniejsze – propagują nienawiść do Kościoła, katolicyzmu, chrześcijaństwa. Oto pod hasłem wolności sztuki pojawiają się w teatrach spektakle jawnie antykatolickie, wulgarne i destrukcyjne, rozlewające to całe swoje zło na inne aspekty naszego życia. Zbyt łatwo się na to godzimy, nie wymagamy, aby ludzie mediów i kultury kierowali się dobrem, prawdą, pięknem. I niestety, mamy do czynienia z powielaniem zła, co przynosi fatalne skutki społeczne, psuje kulturę, a przede wszystkim – niszczy człowieka...
– ...który niekoniecznie zdaje sobie z tego sprawę?
– Niestety, to prawda. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że w języku mediów zabrakło zwykłych wyrazów szacunku do człowieka, że dziennikarzom często brakuje kultury osobistej. A przecież kto, jak nie oni, powinni propagować zasady dobrego wychowania, szerzyć kulturę słowa, dbać o język polski i dobre obyczaje? Tymczasem to wszystko zostało już skutecznie wyśmiane i większość polskich mediów lansuje w praktyce prymitywną zasadę: „róbta, co chceta”, która dopuszcza obrażanie, szkalowanie wszystkich i wszystkiego, według upodobania oraz zapotrzebowania politycznego lub biznesowego. Takie postępowanie stało się już niemal normą, ponieważ uchodzi bezkarnie, bardzo rzadko spotyka się z krytyką w samym środowisku dziennikarskim. Żadne kodeksy etyki dziennikarskiej, jak mi się wydaje, już nie istnieją.
– Jak dobrze pamiętamy, Panie Profesorze, w tzw. wolnych mediach po 1989 r. wszelkie pomysły stanowienia kodeksów etycznych były przez samych dziennikarzy po prostu wyśmiewane!
– Bo wolność dziennikarska miała być pierwszym przykazaniem, jedyną wytyczną. Tyle że dziś stała się jej zaprzeczeniem, a dziennikarze godzą się – z różnych powodów, przeważnie ekonomicznych – na to swoje obecne zniewolenie. Jeśli trzeba, to zniszczą kogoś lub coś, w każdej chwili. Szczególną skuteczność niszczycielską osiągają tzw. nowe media, Internet, a zwłaszcza, media społecznościowe, w których każdy może „robić, co chce”. To dzięki nim szerzy się bylejakość, kreowane są domorosłe pseudoautorytety w każdej dziedzinie oraz wzorce zupełnie niegodne naśladowania. A pozorna anonimowość Internetu pozwala na najbardziej niegodziwe chwyty, kłamstwa, wulgaryzmy, na używanie języka nienawiści. Fale tzw. hejtu potrafią w jednej chwili zniszczyć człowieka i wszystko, co dobre. Nowe media wraz z mediami klasycznymi tworzą więc niezwykle skuteczną machinę obalania wszystkich autorytetów, a zwłaszcza celują w walce z tradycją i chrześcijańską hierarchią wartości. Kwestionowanie chrystianizmu w wymiarze politycznym, społecznym, rodzinnym, moralnym prowadzi właśnie do tych zjawisk, z którymi mamy dziś do czynienia.
– Czyli do mowy nienawiści i jej rozlicznych skutków...
– Tak, i obawiam się, że ci, którzy dziś używają tego pojęcia, opisując postawę przeciwników, akurat nie to mają na myśli, na pewno nie ubolewają z tego powodu, że w sferze medialnej pozbawia się nas istotnego wymiaru człowieczeństwa, czyli myślenia. W ich rozumieniu mowa nienawiści w żaden sposób nie wiąże się z zanikiem chrześcijańskiego ideału miłości bliźniego, z zanikiem wrażliwości wobec prawdy i dobra oraz dziennikarskiego obiektywizmu.
– Włącznie z tzw. poprawnością polityczną?
– I z tym, że w dzisiejszym świecie myślenie zostało zastąpione emocjami. Chrześcijaństwo podkreśla, że człowieka charakteryzuje intelekt, który kieruje wolą, a wola kieruje emocjami. Tymczasem dziś eliminuje się rozum i wolę, pozostają same emocje. Eliminacja racjonalnego, krytycznego myślenia na rzecz emocjonalnych odruchów stanowi postawę wygodną, bo nie wymaga intelektualnego wysiłku, ale jest to postawa bardzo niebezpieczna. Bierne społeczeństwo łatwo może stać się czyimś łupem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.