Ani kroku w tył

Niedziela 46/2011 Niedziela 46/2011

O absurdzie walki z Kościołem w imię wolności, nowych kostiumach politycznych, recydywie starego sposobu myślenia i marksizmie odwróconym do góry nogami z dr Barbarą Fedyszak-Radziejowską rozmawia Wiesława Lewandowska

 

– To efekt ortodoksyjnie prawicowego myślenia, które zakłada, że warto dać więcej bogatym, bo oni dadzą biednym miejsca pracy...

– No właśnie! Bardzo wielu młodym ludziom tego rodzaju prawicowość ukształtował Janusz Korwin-Mikke, który rozpowszechnił w miejsce doktrynerskiego i prostackiego marksizmu równie doktrynerski i prostacki liberalizm. Przenicował marksizm jak stary garnitur na drugą stronę. Głosi ten sam determinizm: nie mamy na nic wpływu, niech się wszystko samo dzieje... rynkowo... Byt określa świadomość! Górą mechanizmy ekonomiczne! Takie myślenie byłoby nawet zabawne, gdyby nie osłabiało dramatycznie wspólnoty i państwa.

– Dlaczego już w kolejnych wyborach przegrywają zwolennicy solidarnego i silnego państwa?

– Kiedyś śp. Lech Kaczyński wspominał, jak to po 1989 r. ludzie „Solidarności” starali się unikać samego słowa „państwo” (np. policja państwowa), aby go nie dowartościować. Mamy w Polsce do czynienia z dziwną alergią na państwo, może dlatego, że Polacy traktowali PRL z całą jego przemocą jako ucieleśnienie silnego państwa. A przecież to nie było nasze państwo, tylko struktura władzy partyjnej, wspierana służbami i zarządzana z zewnątrz. Walcząc ze wspomnieniem państwa peerelowskiego, nie potrafiliśmy tego odróżnić... Niestety, głównie środowiska prawicowe są za to odpowiedzialne.

– Tzw. przeciętni obywatele wciąż nie rozumieją ostrej walki w obozie postsolidarnościowym i – jak sami przyznają – dlatego nie uczestniczą w wyborach.

– Można to zrozumieć. Jest absolutnie nienormalne, że ta batalia o hegemonię po stronie postsolidarnościowej odwołuje się wprost do peerelowskich obyczajów. Czyli – nie rywalizuje się merytorycznie z programem ani politykami, tylko obraża się wyborców drugiej strony barbarzyńskim, dyskredytującym językiem, takim jak w PRL-u, np. „zaplute karły reakcji”, „kułak”, „klecha” etc...

– A dziś mówi się: „mohery”, „ciemnogród”?

– Tak właśnie, a odpowiednikiem „elementów antysocjalistycznych” jest określenie „opozycja antysystemowa”. Jedna z postsolidarnościowych partii używa języka, którego kiedyś używała PZPR, by zlikwidować konkurencję polityczną. Opozycja jest dziś traktowana tak jak opozycja w PRL-u: odbierane są jej moralne racje i prawo do istnienia, jest spychana poza dyskurs publiczny...

– Okazuje się, że obrażanie przeciwnika jest dziś w Polsce bardzo skuteczną metodą walki politycznej...

– To skuteczna technika ograniczania liczby wyborców politycznego rywala. Wyborców PiS obraża się po to, by nie dołączyli do nich nowi sympatycy tej partii. Nikt przecież nie chce być obrażany... Tak tworzy się symboliczny „kordon sanitarny” wokół politycznych przeciwników...

– ...jeden z rządzących polityków użył dokładnie tego określenia.

– A przypomnijmy, że były i gorsze epitety... Ludzie boją się zepchnięcia do grupy tych, którymi rządzący i medialne elity pogardzają...

– Mamy coraz wyraźniej dwie Polski?

– Nie godzę się na określenie „dwie Polski”! Jestem częścią wspólnoty, która jest odpowiedzialna za całość. Prof. Radosław Markowski proponował kiedyś podział na dwie Polski, niech każda ma swoje. Jego – „lepsza Polska” i nasza – w domyśle „gorsza”, która siedzi w kącie, czyta te swoje „głupie gazetki” i lata do kościoła... Jesteśmy jedną wspólnotą, czy to się panom profesorom podoba, czy też nie.

– Mówi się także o głębokim, wręcz kulturowym podziale.

– Nie akceptuję tego, co się nam wmawia! Patrzę na rzeczywistość i widzę wspólnotę Polaków podzielonych poglądami politycznymi. Nikt nie jest „gorszy” i wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za całość. Nie jesteśmy dinozaurami skazanymi na wymarcie, chociaż tak nas chcą widzieć.

– A zatem – co mamy robić?

– Po pierwsze, odbudować poczucie własnej wartości, pewność siebie. Mamy prawo kształtować programy edukacyjne w szkołach, programy kształcenia na wyższych uczelniach, mamy prawo uczestniczyć w debacie w mediach publicznych, a nie ograniczać się wyłącznie do „swoich” gazet i niszowych enklaw...

– A może czas na kolejny bunt?

– Nie, trzeba spokojnie i wytrwale działać na rzecz zbudowania silnej pozycji własnych środowisk i ich elit. Po prostu nie wpadajmy w panikę ani w emocje, nie dajmy się prowokować. Mamy być w pełni świadomi swojej sytuacji i swoich praw. I kropka. Ani kroku w tył.


 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...