Ostatnia niedziela Adwentu oznacza „ostatni dzwonek” dla każdego chrześcijanina. Z jednej strony ludzie zapamiętują się w pogoni za załatwieniem ostatnich spraw, z drugiej zaś – nie powinni zapomnieć o najważniejszym
Grudzień wcale nie ma być czasem oczekiwania na święta, choć tak to może wyglądać w pierwszym lepszym supermarkecie. Nie może więc tu chodzić o ckliwą atmosferę podsycaną światełkami i dobrze znanymi melodiami kolęd. Tu musi chodzić o tajemnicę ludzkiego serca. To ono ma się stać prawdziwym żłóbkiem.
Jak rozłożyć akcenty?
Uczestniczyłem kiedyś w uroczystości, która miała miejsce w świątyni ewangelickiej. Na początku nabożeństwa pastor zwrócił się do wiernych w następujący sposób: „Każdemu z was, kto pokutuje za grzechy i odwraca wzrok od zła – ogłasza się, że jego grzechy są mu odpuszczone. Tym zaś, którzy nie chcą pokutować, którzy nie chcą też skończyć ze swoimi grzechami, ogłasza się, że ich grzechy są im zatrzymane”. W Kościele ewangelickim nie ma sakramentu pokuty i pojednania. Formuła wypowiedziana przez pastora miała więc znaczenie podobne do tzw. spowiedzi powszechnej, która ma miejsce u nas na początku każdej Mszy św. Mimo że nie ma tam miejsca dla rozgrzeszenia, warto przyjrzeć się nieco tej praktyce, bo ona porządkuje nasze myślenie o spowiedzi. Gdyby bowiem postawić pytanie, co jest dla spowiadającego się katolika najważniejsze, prawdopodobnie odpowiedzi koncentrowałyby się wokół wyznania grzechów. To jednak nie grzechy mają pełnić tu najważniejszą rolę, ale wewnętrzna postawa grzesznika. Żal to nie ronienie łez z powodu słabości i użalanie się nad sobą, ale autentyczne przejęcie się Bożą miłością. Im więcej w człowieku koncentracji na Bogu, tym większa szansa na prawdziwe nawrócenie, odwrócenie swego wzroku od zła.
Przywrócić pierwotny porządek
Chyba każdy młody ksiądz zasiadający do konfesjonału ma w sercu szczere postanowienie, by nigdy nie odmówić grzesznikowi rozgrzeszenia. Niestety, życie okazuje się pod tym względem okrutne. Czasami bowiem po prostu nie można rozgrzeszyć, mimo najszczerszych pragnień. Ale wbrew stereotypom, trzeba tu jasno podkreślić, że w takiej sytuacji decyduje o wszystkim nie ciężar grzechu. Niektórzy mówią, że nie chcą skorzystać z sakramentu pokuty i pojednania, bo po prostu nie otrzymają rozgrzeszenia, dodając, że ich grzechy są za ciężkie. Co więc jest tu przeszkodą? No właśnie brak takiej postawy, którą ukazuje opisana wcześniej praktyka
z kościoła ewangelickiego: „Tym zaś, którzy nie chcą pokutować, którzy nie chcą też skończyć ze swoimi grzechami, ogłasza się, że ich grzechy są im zatrzymane”. W tym miejscu warto przywołać biblijny obraz mówiący o grzechach, które nawet gdyby były czerwone jak szkarłat, wybieleją nad śnieg.
Aby lepiej zrozumieć patową sytuację grzesznika, najpierw warto sobie uświadomić, że póki żyjemy, póty mamy nadzieję. Dla chrześcijanina w kwestiach moralnych nie ma sytuacji bez wyjścia. Dlatego lepiej unikać sformułowania, że ksiądz komuś odmówił rozgrzeszenia, bo takie podejście do sprawy nie jest najtrafniejsze. Lepiej jest mówić, że w niektórych sytuacjach po prostu odkładamy rozgrzeszenie. Odkładamy je do momentu, aż spowiednik przekona się, że penitent przyjął postawę nawróconego, tzn. „odwrócił swój wzrok od grzechu”.
Spróbujmy sobie wyobrazić sytuację, że do konfesjonału przychodzi człowiek, który zgrzeszył przeciwko siódmemu przykazaniu. Gdyby ukradł raz i wyznał żal z powodu tego uczynku oraz obiecał wyrównanie straty (rzecz skradzioną trzeba oddać), to „ręce spowiednika są rozwiązane”. Ale wyobraźmy sobie inną sytuację, że przychodzi do konfesjonału grzesznik, który wprawdzie wyznaje swój grzech, ale grzech ten jest dość osobliwy. Otóż zdarza się, że ludzie wspomagają swój budżet, podprowadzając do swoich domostw prąd za pomocą specjalnych instalacji. Chodzi o to, by ominąć liczniki i korzystać z elektryczności, nie płacąc rachunków. W takiej sytuacji pierwsze pytanie, jakie powinien postawić spowiednik, winno dotyczyć „grzechorodnej” instalacji – czy już została rozmontowana. Jeśli bowiem grzesznik nie przywrócił pierwotnego porządku, jego deklaracje o „odwróconym wzroku od zła” są po prostu niewiarygodnie. Rozgrzeszenia nie można otrzymać „na raty”.
Po mojemu
Instalacja, która w wielu blokach mieszkalnych pozwala omijać liczniki – tak naprawdę w tym miejscu jest tylko metaforą. Rzecz w tym, że w życiu ludzkim może być całe mnóstwo podobnych „instalacji”. Raz będziemy mieli do czynienia z nieuporządkowanym życiem małżeńskim, innym razem z tzw. kreatywną księgowością. Zawsze jednak w przypadku, gdy ktoś nie może lub nie chce zrezygnować z takiego czy innego „sposobu” na omijanie Bożego prawa, z rozgrzeszeniem trzeba poczekać.
Ta metafora pokazuje nie tylko mechanizm odkładania rozgrzeszenia, ale też istotę samego grzechu. Jak bowiem w jednej ze swoich książek napisał ks. prof. Jerzy Szymik, grzech polega na wypowiedzeniu Panu Bogu zaufania. Szatan przed wiekami stwierdził: „Nie będę Ci służył”. Człowiek niekoniecznie w swym odrzuceniu musi być tak radykalny, o wiele częściej będzie skłonny twierdzić: „Nie ufam Ci. Wprawdzie uznaję Twoją boskość i zwierzchnictwo, ale w poszczególnych dziedzinach zachowam autonomię, to znaczy postąpię nie według Ciebie, ale według mnie”...
Rozbity dzban
W gruncie rzeczy tajemnica sakramentu pokuty i pojednania jest tajemnicą Bożego miłosierdzia. Za kolejną metaforę, która może nas nieco do niej zbliżyć, może posłużyć widok rozbitego dzbana. Nawet gdyby użyć najlepszego spoiwa, jeśli naczynie jest kruche, po upadku z większej wysokości trudno będzie scalić je na nowo. Nawet gdyby się komuś udało skleić taki dzban, pozostaną na nim ślady dawnego rozbicia. Spowiedź jest taką właśnie próbą scalania człowieka na nowo. O ile jednak w przyrodzie nikt nie poradzi sobie z niezmiennymi prawami fizyki, o tyle w porządku łaski możliwe jest takie scalenie człowieka, dzięki któremu nie będzie nawet najmniejszego śladu dawnego rozbicia grzechem. Skoro zaś jednym z imion diabła jest „Oskarżyciel”, skutkiem korzystania z sakramentu pokuty i pojednania jest wytrącanie mu broni z ręki. Do tego jest jednak potrzebna postawa otwarcia na Boże miłosierdzie i niestawianie mu żadnych barier. Niektórzy bowiem mówią tak: „Panie Jezu, zapraszam Cię do mojego serca. Możesz się jednak rozgościć w tym sercu tylko do pewnych granic. Małą przestrzeń zostawię dla siebie”. Różne są te przestrzenie: czasem to będzie nałóg, czasem zaniedbanie. Nie zawsze musi to być poważny grzech, który nazywamy ciężkim. Ale dopóki istnieją w nas takie rezerwuary zła, nie jesteśmy zdolni, by w pełni „wypalić się” w tajemnicy Bożego miłosierdzia. Wracając bowiem do metafory rozbitego dzbana – najlepszym sposobem na pozbycie się śladów rozbicia jest ponowne włożenie dzbana do pieca. W wielkiej temperaturze można go niejako wypalić na nowo. Dzięki sakramentom człowiek także może stać się nowym stworzeniem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.