Pojęcie postępu, zwłaszcza w formie przymiotnikowej, jest synonimem dobra i wartości. Ktoś, kto jest postępowy, jest kimś, komu należy się uznanie i szacunek. Jego zaprzeczeniem jest osoba, która jest niepostępowa, a zatem zacofana, wsteczna, konserwatywna.
Kategoria postępu stała się w czasach nowożytnych bodaj czy nie głównym przedmiotem wiary. Nadto, w czasach kryzysu różnych przedmiotów wiary, ta kategoria pozostaje wciąż na ołtarzu przekonań i kultu.
Kategoria postępu jest kluczowa w wielu dziedzinach życia. Polityka społeczna, a więc sfera naszego życia, jest niczym innym, jak tylko działaniem różnych podmiotów – od państwa po organizacje pozarządowe – w celu uzyskania postępu społecznego. Jak mierzyć ów postęp? W tym celu sięga się po kryterium, jakim jest jakość życia. Owo kryterium umożliwia dość precyzyjny, arytmetyczny pomiar tajemnicy ludzkiej egzystencji. Parametryzacja może niekiedy stawać się wszakże dramatyczna dla ludzkiego życia. Nietrudno bowiem zauważyć, że na przykład jakość życia dziecka z zespołem Downa będzie dość niska, a na pewno zdecydowanie niższa od jakości życia dziecka zdrowego. Oznacza to ni mniej, ni więcej jak to, że takie dziecko, jego narodziny są konkretnym i wymiernym wybojem na drodze postępu społecznego. Podobnie człowiek stary, zniedołężniały może być oceniony w kategoriach niskiej jakości życia. On także jest zaprzeczeniem postępu społecznego, chyba że… zostanie wyeliminowany.
Pojęcie postępu, zwłaszcza w formie przymiotnikowej, jest synonimem dobra i wartości. Ktoś, kto jest postępowy, jest kimś, komu należy się uznanie i szacunek. Jego zaprzeczeniem jest osoba, która jest niepostępowa, a zatem zacofana, wsteczna, konserwatywna. Utrwalanie takich postaw może polaryzować całe społeczeństwa. Niezapomniane pozostają antynomie stosowane przez niektórych teologów, na przykład „Gazety Wyborczej”, w odniesieniu do Kościoła katolickiego – Kościół postępowy (zamiennie nazywany Kościołem otwartym) w opozycji do Kościoła konserwatywnego, zacofanego (Kościoła oblężonej twierdzy). Na tę kalkę antynomii nakładane są dalsze skojarzenia i etykiety – Kościół łagiewnicki (synonim postępowego) i Kościół toruński (synonim wstecznego).
Wreszcie zauważmy ów wymiar parareligijny postępu. Postęp bowiem w konkretnej postaci, np. naukowo-techniczny, traktowany jest dzisiaj jako nowa ontologia i antropologia, więcej – jako nowa teologia dogmatyczna i fundamentalna. Kategoria postępu staje się, a raczej jest przedmiotem wiary. Jest fundamentem opisu świata, jego zrozumienia, jego wyjaśnienia ostatecznego i odczytania jego sensu i celowości.
Skąd ta absolutyzacja wartości postępu? Czy jest ona zasadna i słuszna? Czy może być traktowana jako naczelna i absolutna kategoria w odniesieniu do opisywania, a zwłaszcza wartościowania różnych zjawisk społecznych?
Wiara w postęp, konkretnie postęp wiedzy powiązana jest ściśle z nowożytnym triumfem przyrodoznawstwa, które rzuciło wyzwanie Bogu i światu, roszcząc sobie pretensje do zupełnej i wyczerpującej próby opisu tajemnic świata. „Instynktowne przekonanie o istnieniu Porządku Rzeczy”[1] stało się fundamentem nowożytnego światopoglądu naukowego, a „stojące wciąż przed wyobraźnią przekonanie, że istnieje jakaś czekająca na odkrycie tajemnica”[2] – siłą napędową badań naukowych.
Wierze w potęgę wiedzy, zdolnej wytłumaczyć złożoność świata, towarzyszyła potęga nadziei, wyrażonej choćby słowami Johna Wilkinsa, że „przyjdzie taki czas, w którym praca przyszłych wieków ujawni takie rzeczy, które dzisiaj są okryte ciemnością. Sztuki nie doszły jeszcze do przesilenia. Umiejętność przyszłych czasów, z pomocą trudów przodków, będzie mogła osiągnąć poziom, którego my jeszcze nie osiągnęliśmy”[3].
Tej wierze i nadziei towarzyszyło nowe ukierunkowanie miłości. Dotąd tradycyjnie, od czasów renesansu przedmiotem miłości było umiłowanie starożytności jako złotego wieku.
Teraz zaczęło ono ustępować pod wpływem rosnącego przekonania o wyższości teraźniejszości nad przeszłością, a przyszłości nad teraźniejszością. Przedmiotem miłości stawała się teraźniejszość, a jeszcze bardziej przyszłość.
Jest przy tym sprawą oczywistą, że w przeciwieństwie do chrześcijaństwa nie spoglądano w kierunku przyszłości poza ziemskim życiem, lecz w stronę realizowalnego w doczesności nieustającego ulepszenia. Myśl naukowa i techniczna bardzo łatwo zbliżyły się w tym aspekcie do różnych millenaryzmów. Na marginesie warto zauważyć, że ten alians myśli naukowej z irracjonalnym millenaryzmem i jego konsekwencjami trwa do dnia dzisiejszego. Jego swoistą ilustracją było ogłoszenie medialne pierwszej udanej próby sklonowania reprodukcyjnego człowieka przez firmę Clonaid, będącą na usługach sekty raelianów. Raelianie uznają klonowanie jako sposób osiągania nieśmiertelności. Warto także nadmienić, że apel Raela – twórcy i przywódcy sekty, o przyzwolenie na klonowanie człowieka, wygłoszony na forum Kongresu Stanów Zjednoczonych, wsparła grupa naukowców, w tym pewna grupa noblistów.
Nobliści także zatrudnieni są w firmie Craiga Ventura, która zajmuje się racami na Artificial Life, sztucznym życiem biologicznym. Venture kilkakrotnie proklamował siebie medialnie jako demiurga, stwórcę o boskich prerogatywach.
Niezależnie od tych aliansów wiedzy z religią, czy raczej parareligią, trzeba podkreślić, że sama wiedza przestała być kontemplacją prawdy, a stała się władzą oznaczającą praktyczne korzyści, jakie można było z niej czerpać. W tym momencie nastąpiło niebudzące dzisiaj zdziwienia związanie się nauki z techniką, choć jak się zdaje, „należą one do dwóch różnych kategorii: poznawania i działania”[4]. Celem nauki, ujmując najogólniej, jest odkrywanie prawdy, celem techniki natomiast – praktyczna użyteczność. Technicyzacja nauki doprowadziła do wyłączenia poza nawias działań i refleksji związanych z zasadami moralnymi, choć – jak przekonują o tym różne epizody historii – rodzi to iluzję omnipotencji nauki, czemu towarzyszy myśl o konieczności podporządkowania sobie świata ludzkiego.
[1] A.N. Whitehead, Nauka i świat nowożytny, przeł. M. Kozłowski, M. Pieńkowski OP, Kraków 1987, s. 24.
[2] Tamże, s. 35.
[3] P. Rossi, Zatonięcia bez świadka. Idea postępu, przeł. A. Dudzińska-Facca, Warszawa 1998, s. 59.
[4] E. Agazzi, Dobro, zło i nauka. Etyczny wymiar działalności naukowo-technicznej, przeł. E. Kałuszyńska, Warszawa 1997, s. 55.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.