Niedziela Palmowa to w liturgii dzień pełen kontrastów, nasycony wieloma treściami najwyższej wagi. Może dlatego zbiegło się tu tyle istotnych wątków, by w tej niedzieli zawrzeć jakby w pigułce przesłanie całego Wielkiego Tygodnia, a w zasadzie całej historii zbawienia.
Wydarzenia, które rozegrały się począwszy od triumfalnego pochodu z Betanii do śmierci na Golgocie, to jakby streszczenie tego wszystkiego, co wydarzyło się w dziejach ludzkości od raju aż po dzień Sądu Ostatecznego. Niedziela Palmowa ma zatem wprowadzić wiernych w przeżywanie Wielkiego Tygodnia, a tym, którzy nie będą mogli później uczestniczyć w tych uroczystościach w kościele, dać uproszczoną wersję liturgii Triduum Paschalnego. U progu Wielkiego Tygodnia Niedziela Palmowa ze swym poruszającym przesłaniem ma nas pobudzić do refleksji nad nieskończoną miłością Boga i nad grzesznością człowieka.
Chwała i grzech
W historii zbawienia – podobnie jak w liturgii Niedzieli Palmowej – chwile triumfu i chwały Bożej przeplatają się z momentami ludzkiego buntu, grzechu, pychy i pogardy dla Boga. Człowiek odrzuca Boga, a Bóg odpowiada miłością i przebaczeniem. Dlatego nad wszystkim góruje krzyż Chrystusa: z jednej strony narzędzie straszliwej kaźni i kwintesencja ludzkiej nienawiści, a z drugiej – znak Bożego zmiłowania, miłosierdzia i przebaczenia.
Zanim jednak na krzyżu dokonało się dzieło zbawienia, najpierw ludzie podjęli jeszcze jedną próbę zbawienia się o własnych siłach, „skrojonego” na miarę ludzkich wyobrażeń i wizji. Próba ta wynikała z powierzchownego i niepełnego rozumienia planów Bożych i ich czysto ludzkiej interpretacji. Triumfalny wjazd Jezusa do Jerozolimy był dosłownym wypełnieniem jednego z dawnych proroctw mesjańskich, a zarazem radosnym proroctwem zapowiadającym ostateczny triumf Boga i nawrócenie narodów.
Ludzkie myślenie
Ale niestety, wkradł się tu również ludzki sposób myślenia. Żydzi przechowali wiarę w Mesjasza, ale rozumieli Go w czysto ludzkich kategoriach świata i władzy. Sądzili, że dzieło mesjańskie dokona się na ich sposób i według ich oczekiwań, że będzie to ich własny triumf i zasługa, że to ostatecznie oni obwołają Mesjasza królem i posadzą na tronie. W każdej epoce znajdują się ludzi gotowi podjąć inicjatywę takiej samozwańczej intronizacji, by sobie przypisać zasługę królowania Mesjasza. Entuzjastyczny wjazd i powitanie Jezusa miały być pierwszym krokiem do zaprowadzenia w świecie mesjańskich porządków i polityki. Również opór faryzeuszów był podyktowany nie tyle troską o czystość kultu jedynego Boga, ile raczej zazdrością o wpływy Jezusa.
Potem ten sam błąd zobaczymy w wydaniu apostołów. Oni również sądzili, że lada moment nastąpi wreszcie ostateczne objawienie się chwały Jezusa, że wszem i wobec udowodni On swoją mesjańską tożsamość i potęgę. Może stąd wynikała gorliwość Piotra, deklarującego swoją wierność; może dlatego chwycił on za miecz, by porwać innych do krwawego powstania i samemu dać pierwszy impuls do zwycięstwa Mesjasza.
Na sposób Boży
Ale zbawienie miało się dokonać na sposób Boga, a nie człowieka. Wiemy już, że był to sposób niebywale trudny i kosztowny. Bóg nie oszczędził swojemu Synowi żadnego upokorzenia, bólu i udręki. Odrzucenie przez własny naród i wyrok śmierci przez aklamację to symboliczny wyraz ilustrujący całą wrogą i grzeszną postawę ludzkości względem Boga. Ci, którzy niedawno chcieli obwoływać Jezusa królem, teraz w swoim zaślepieniu i nienawiści, wywołanej rozczarowaniem i porażką swoich planów, wołają dla Niego o śmierć krzyżową.
Lekarstwo na niekonsekwencję
Kontrastowe zestawienie tych dwóch postaw ilustruje zagubienie, dezorientację i niekonsekwencję człowieka. Wydaje się nam, że stoimy po właściwej stronie, że podejmujemy słuszne decyzje, że pragniemy dobra i idziemy we właściwym kierunku. Ale gdy coś układa się nie po naszej myśli, gdy rozczarujemy się efektami swoich wysiłków, wtedy potrafimy diametralnie zmienić zdanie, zaprzeczyć i zdradzić to, czym dotychczas żyliśmy. Nie umiemy sprostać próbom zaufania, wierności i wytrwałości.
W rzeczywistości kierujemy się nie prawdą i wolą Bożą, ale naszymi własnymi zachciankami i wizjami, które są podyktowane pychą i chęcią postawienia na swoim. Tolerujemy Boga o tyle, o ile dostosowuje się do naszych oczekiwań. Jeśli nie – wybieramy swoją drogę. Jedynym lekarstwem na tę niekonsekwencję jest radykalne zaufanie Bogu i wybranie Jego woli. Lekcję takiego posłuszeństwa daje nam Jezus na krzyżu. W każdej chwili mógł z niego zejść i do takiego właśnie rozwiązania kusił Go szatan głosami tłumów: „Niechże teraz zstąpi z krzyża, a uwierzymy Mu”. Ale Chrystus wybrał wolę Ojca i tego też oczekuje od nas. Tylko radykalna wierność Bogu może nas ustrzec od błądzenia i grzechu.
Moja droga
Niedziela Palmowa to dla nas okazja do refleksji, jaką drogę my wybieramy. Spróbujmy odnaleźć się wśród ludzi uczestniczących w tych wydarzeniach, wtedy, dwa tysiące lat temu. Czy wymachujemy gałązkami palmowymi i wiwatujemy na cześć Mesjasza? A może po cichu przygotowujemy broń na zbrojne powstanie pod sztandarem Mesjasza? Czy tchórzymy i tracimy wiarę w Ogrójcu? Zapieramy się więzi z Jezusem pod presją szyderczych uśmiechów i uwag? Czy może wyładowujemy swoje frustracje i rozczarowania nienawistnymi okrzykami: „Na krzyż z Nim”. Czy potrafimy się odnaleźć w postaci Cyrenejczyka albo Weroniki? Co czujemy pod krzyżem, patrząc na konającego i słabego Jezusa?
To wszystko można sobie wyobrazić i zbadać swoje uczucia, motywacje, postawy. To właśnie na krzyżu dokonuje się sąd nad światem, sąd nad nami. Bądźmy w tym sądzie szczerzy i pamiętajmy, że Chrystus umarł za mnie, za każdego z nas, właśnie po to, by zgładzić i odkupić wszystkie nasze winy, błędy i niewierności.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.