Logosfera przeszyta włócznią "mowy nienawiści"

Rycerz Niepokalanej 4/2012 Rycerz Niepokalanej 4/2012

"Mowa nienawiści" ma zgodnie z polityczną poprawnością pełnić funkcję tabu, które "broni" przed przeniknięciem niewygodnych, "nieczystych" sił (myśli, słów, obrazów) do przestrzeni publicznej, w tym logosfery. Wypiera z niej tym samym treści tradycyjne

 

Dzisiejszy świat, karmiony sensacją, pełen "chorobliwego poszukiwania nowości" (Benedykt XVI), tkwi w błędzie antropologicznym. Jednym z dwóch lekarstw na bolączki duszy, oprócz najważniejszego: miłości – jest restauracja obrazu ludzkiego bytu, właściwe jego ukierunkowanie: przywrócenie ładu.

Przywrócenie ładu w duszy nie jest możliwe, jeżeli człowiek zmuszony jest funkcjonować w logosferze (środowisku słowa) pełnej relatywizmu, względności pojęć, niejednoznaczności, ale także postępującej dewaluacji słów.

W takim tyglu słów, kiedy nie możemy rozeznać, które słowo co oznacza, łatwo ulec manipulacji, łatwo stać się ofiarą propagandy, prawdziwym niewolnikiem słów.
Dlatego tak ważne staje się odkłamywanie rzeczywistości. Jednym z takich słów, które zasługuje na demitologizację, jest osławiona "mowa nienawiści" – jedno z najważniejszych pojęć w arsenale lewicowej nowomowy. Jest ono odpowiednikiem anglojęzycznego terminu hate speech, powszechnie przyjętego i promowanego przez organizacje zajmujące się szeroko rozumianymi prawami człowieka, takimi jak Amnesty International czy Europejska Komisja Przeciwko Rasizmowi i Nietolerancji.
"Mowa nienawiści" ma zgodnie z polityczną poprawnością pełnić funkcję tabu, które "broni" przed przeniknięciem niewygodnych, "nieczystych" sił (myśli, słów, obrazów) do przestrzeni publicznej, w tym logosfery. Wypiera z niej tym samym treści tradycyjne.

Podobnie jak słowo "faszyzm" – "mowa nienawiści" służy do dyskredytacji przeciwnika, odebrania mu prestiżu oraz łatwego i szybkiego przecinania dyskusji, której prowadzenie wystawia niejednokrotnie na możliwość intelektualnej porażki w werbalnej potyczce z adwersarzem. Przylepienie negatywnej łatki (wypalenie piętna nienawiści) powoduje, iż tezy, za którymi stoi obrońca naturalnego ładu, zostają "skompromitowane", pozbawione prestiżu, tym samym mają mniejszą atrakcyjność i łatwiej zostaną odrzucone przez odbiorców.

Przed czym broni nas "mowa nienawiści"? Obserwując debatę publiczną, można powiedzieć, że przede wszystkim przed problemami natury aksjologicznej. W prostym, lewicowym świecie, gdzie nie ma miejsca na poważną, pogłębioną refleksję antropologiczno-teologiczną – taką, w której jest odniesienie do Boga i celu człowieka, dziecka Bożego – niemodne słowa: "grzech", "obiektywna prawda", "zbawienie" – nie są tylko pojęciami nie rozumianymi, ale przede wszystkim bardzo groźnymi.

Podkopują cały system bytowania, są jak rozżarzone igły wbijane w ciało, niezwykle palą. Nazywanie sodomii grzechem albo zboczeniem, a aborcji morderstwem nie jest przyjemne dla praktyków owych czynności. Okazuje się, że "przyłożenie lustra" może być bardzo przykrym doświadczeniem, konfrontuje bowiem z prawdą. Stąd też tak gwałtowna i emocjonalna reakcja: oskarżenie o "mowę nienawiści". Czy można się dziwić? Nazywanie rzeczy po imieniu, a więc troska o ład w logosferze, napotyka sprzeciw, wewnętrzny opór. Metafora lustra jest w tym miejscu jak najbardziej celna. Dobrze podkreśla dysonans między wyobrażeniami o sobie lewicy, a prawdziwym jej obrazie.

Mowa nienawiści skorelowana jest z "lewicowym marszem przez kulturę". Jest jego użyteczną metodą. Podstawowe cele owego marszu, który zastąpił lewicy troskę o "wyzwolenie" robotników z "ucisku" burżuazji, to zapewnienie równości (pragnienie ujednolicenia) oraz swoiście rozumianej wolności (wyzwolenie od prawa, moralności, rodziny, tradycji, własności, wreszcie Boga).

Jeszcze nie tak dawno polem bitwy były pola uprawne i przede wszystkim fabryczne hale. Dzisiaj areną walki o dusze staje się świat mediów, film, literatura, sztuka, uniwersytet – kultura. Mowa nienawiści jest tą metodą, która pozwala ograniczać oddziaływanie "sił kontrrewolucyjnych" i przyczyniać się do tzw. wielkiej odnowy, o której mówił czołowy przedstawiciel tzw. szkoły frankfurckiej, niemiecki socjolog żydowskiego pochodzenia Herbert Marcuse. Przedstawicielami awangardy w tym lewicowym boju o "nowy, lepszy świat", o "wielką odnowę", mają być według teorii wspomnianego myśliciela: postępowi artyści, studenci, lumpenproletariat, Czarni, mieszkańcy Trzeciego Świata oraz tzw. mniejszości seksualne. I to właśnie ich poczynania biorą w obronę twórcy pojęcia "mowa nienawiści" i ich wierni naśladowcy.

Gdyby autorzy terminu chcieli potraktować stworzone przez siebie pojęcie poważnie, musieliby zwrócić swoją uwagę na los chrześcijan. Co 5 minut na świecie ginie wyznawca Jezusa Chrystusa. Tymczasem trudno dosłyszeć o działaniach w obronie praw chrześcijan, które podejmowane byłyby przez światowe mocarstwa, tudzież wielkie organizacje broniące praw człowieka. A jeżeli już takie sporadyczne działania maja miejsce, to bledną w mrowiu akcji promujących różnorodne wynaturzenia. Notabene konserwatywny premier Wielkiej Brytanii ogłosił nie tak dawno nową politykę wobec państw afrykańskich. Zapowiedział wspólnie z Hilary Clinton, iż pomoc ekonomiczna dla państw Czarnego Lądu będzie uzależniona od postępu w kwestii legalizacji homoseksualizmu (!).

Przenieśmy się do Madrytu. Zakończenie 26. Światowych Dni Młodzieży przyniosło kolejny festiwal pogardy wobec katolików. Demonstranci próbujący zakłócić obchody wykrzykiwali obraźliwe teksty pod adresem Benedykta XVI: "Nie dla umysłowego Guantanamo". "Papież to nazista". Profanowano różańce, symulowano akty seksualne, niektóre osoby dumnie paradowały przebrane za prezerwatywy. Inni wznosili transparenty odwołujące się do symboliki satanistycznej z hasłem viva Satan.

Niektórzy z modlących zostali pobici. Wszystko działo się w jednym z państw Unii Europejskiej – organizacji szczycącej się wysokimi standardami w dziedzinie ochrony praw człowieka. Czyżby odmienne prawo było dla "równych", a odmienne dla "równiejszych"?

Przenieśmy się za ocean, gdzie dzieją się rzeczy wprawiające w jeszcze większe zdumienie. W państwie znanym z troski o demokratyzację globu, wielkiemu rozszerzeniu uległ katalog pojęć wchodzących w zakres "mowy nienawiści". Jak informuje "Polonia Christiana" (nr 22), zarząd jednego z cmentarzy w Houston zakazał używania podczas pogrzebów pojęć obraźliwych. Wśród nich znalazły się takie jak "Bóg" oraz "Jezus". Słowa te nie mogą znajdować się ani na kartach kondolencyjnych, ani tablicach cmentarnych, ani nawet na wstążkach wieńców.

Powstaje pytanie: kto tu tak naprawdę jest prześladowany? Kto tu posługuje się mową nienawiści? Czy aby nie ci, którzy najgłośniej oskarżają o "mowę nienawiści", ci, którzy "żyją na pustyni" – których byt nie jest ukierunkowany w stronę Boga, ci wreszcie, których pokaleczone dusze domagają się ładu i Bożej miłości?

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...