Uroczystość Bożego Ciała jest podniosła, ale łagodna. Dość odważna już wiosna, dziewczynki w białych sukienkach, wirujące w powietrzu płatki róż i błyszcząca monstrancja pod bogato zdobionym baldachimem. Gdzież tu miejsce na rozmowę o śmierci?
Niemcy Daub i Pichler weszli na plebanię w nocy, w cywilnych ubraniach. Wyprowadzili księży na ulicę do samochodu Haacka. Zaraz potem samochód odjechał w stronę pobliskiego Witowa. Tam księża zostali wyciągnięci z samochodu, zastrzeleni z bliskiej odległości i porzuceni w rowie. Samochód Haacka wrócił do Osięcin na zgaszonych światłach. Ciała księży parafianie odnaleźli jeszcze tej samej nocy, zmasakrowane i leżące w kałużach krwi. Około południa przewieziono je do budynku przy szpitalu, nie dopuszczając do nich Polaków.
Za wzbudzanie niepokoju
Zaskoczeniem dla miejscowych Polaków był fakt, że Niemcy zgodzili się na urządzenie księżom normalnego pogrzebu. Zamknięte trumny przewieziono do kościoła. Ks. Majewski z Kościelnej Wsi odprawił żałobną Mszę św. Trasę konduktu udekorowano kwiatami.
Kilka dni po pogrzebie sprawcy śmierci księży zostali aresztowani i postawieni przed sądem. Głównym punktem ich oskarżenia nie było jednak bestialskie morderstwo, ale przyniesienie szkody narodowi niemieckiemu i możliwość wzbudzenia niepokojów wśród polskiej ludności.
Johan Pilcher, szczególnie wrogo nastawiony do katolickiego duchowieństwa, który wcześniej aresztował 10 księży z okolic Bytonia, z których ośmiu zostało później rozstrzelanych, po zabójstwie księży z Osięcin skazany został na 15 lat pozbawienia wolności i 10 lat utraty praw obywatelskich. Taka sama kara spotkała Ernsta Dauba. Haack, jako najmniej wtajemniczony w zabójcze plany, otrzymał jedynie karę finansową. Daub i Pilcher trafili najpierw do więzienia w Rawiczu, a później prawdopodobnie na front wschodni. Ich dalsze losy są nieznane.
I tak w zasadzie kończy się historia księży, zamordowanych tuż po procesji Bożego Ciała – trochę w zemście za zorganizowanie uroczystości, trochę pod jej pretekstem. Kończy się w ziemskim wymiarze, bo ten, kto żyje Eucharystią, nie może umrzeć do końca.
Grób osięcińskich księży od samego początku był licznie odwiedzany przez okolicznych mieszkańców. Po zakończeniu wojny umieszczono na nim modlitwę błagalną o zaliczenie ich do grona świętych męczenników. W latach 80. rozpoczęto starania o postawienie pomnika w miejscu ich śmierci. Księża Wincenty Matuszewski i Józef Kurzawa otrzymali tytuł „męczenników Eucharystii i Solidarności Kapłańskiej”. W 50. rocznicę pamiętnych wydarzeń Bożego Ciała stanął drugi pomnik, przy kościele – właśnie ten z krzyżem i monstrancją w tle. Wreszcie, w czerwcu 1999 r., osięcińscy księża znaleźli się w gronie 108 męczenników II wojny światowej, beatyfikowanych przez papieża Jana Pawła II w Bydgoszczy. Dwa lata później dokonano ekshumacji i rekognicji relikwii, które zostały umieszczone w kościele.
Triumf z pasją w tle
Wydawać się może, że nie przystoi mówić o śmierci, kiedy ulicami wędrują rozśpiewane procesje, a dziewczynki w białych sukienkach wyrzucają na drogę pachnące płatki róż. Ale być może właśnie dlatego trzeba mówić o śmierci, żeby nie zgubić sensu uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej. Żeby przypominać, że to Ciało i Krew zostały wydane na śmierć. Wprawdzie procesja Bożego Ciała jest procesją triumfalną, nie pasyjną, ale przecież o Ciele Jezusa Chrystusa nie można mówić bez kontekstu cierpienia.
Cierpienie towarzyszyło temu świętu od samego początku. Cierpieć musiała już św. Julianna z Cornillon, augustiańska przeorysza, której objawił się Jezus, żądając ustanowienia święta ku czci Eucharystii. Biskup Liège wyraził wprawdzie zgodę na tę uroczystość, ale zaraz potem zmarł, a jego następca o mało nie oskarżył Julianny o herezję, a ona sama przeniesiona została karnie do klasztoru na prowincję. Dopiero ponowne badanie objawień przez kolejnego biskupa i cud eucharystyczny w Bolsena, niedaleko Orvieto, kiedy to rozlane nieopatrznie wino zmieniło się w krople krwi sprawiły, że uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa została jednak ustanowiona – jako odpowiedź na herezje dotyczące obecności Chrystusa w Eucharystii i wynagrodzenie za nadużycia popełnione przy odprawianiu Mszy św.
Dalsze dzieje Bożego Ciała również naznaczone były cierpieniem. W czasach reformacji, na terenach, na których większość ludności stanowili protestanci, katolicy musieli zaprzestać organizowania procesji. Gdzieniegdzie zdarzały się napady na ich uczestników. Czasem wiernych wyszydzano albo nie pozwalano spokojnie się modlić. Kiedyś w Toruniu drogi na trasie procesji na rynek miejski zamknięte zostały łańcuchami. W Gdańsku zakaz urządzania procesji wydany został przez radę miejską.
W połowie XVII w. w Polsce „Rytuał piotrkowski” ujednolicił liturgię i podkreślił, że procesja na Boże Ciało symbolizuje przede wszystkim triumf Chrystusa nad śmiercią i szatanem. Nakazano również, żeby członkowie bractw nieśli ulicami miast nie tylko zapalone świece, ale również symbole Męki Pańskiej: krzyż, koronę cierniową, włócznię i gwoździe.
Dziś również nie idziemy w procesji po to, żeby na ulicach było ładnie i kolorowo, ani po to, żeby tylko podtrzymać jakąś starą tradycję. Idziemy, żeby wyznać wiarę, a to przecież kosztuje. Kiedyś kosztowało krew męczenników, ale i dziś, choć krwi nie trzeba przelewać, przyznanie się do Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła wymaga odwagi. Innego rodzaju, niż mieli błogosławieni ks. Matuszewski
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.