Boży osioł w ciężarówce

Czas Serca lipiec-sierpień 2012 Czas Serca lipiec-sierpień 2012

Przejechał ciężarówką ponad 6 milionów kilometrów, co pozwoliłoby 150 razy objechać kulę ziemską albo osiem razy zajechać na księżyc i z powrotem. „A jak się tyle przejedzie, zawsze się coś ciekawego zobaczy. Najważniejsze jednak jest to, że spotkałem na swej drodze Boga” – mówi o sobie Piotr Jaskiernia, bardziej znany jako Hiob.

Jest taka kapitalna anegdotka o panu, który przechodzi nad Niagarą po linie. Tłum zbiera się pod spodem, a on mówi: „Wierzycie, że przejdę?”. „Tak, tak, wierzymy, wierzymy”. Przechodzi na drugą stronę, odwraca się: „A teraz przejdę z zamkniętymi oczami. Wierzycie, że to mogę zrobić?”. „Wierzymy, wierzymy”. Przechodzi na drugą stronę, wszyscy ludzie biją brawa. „A teraz – mówi – teraz będzie najtrudniejsza próba. Przejdę na drugą stronę Niagary po tej linie z zamkniętymi oczami, będę prowadził przed sobą taczki i w tych taczkach przewiozę człowieka. Wierzycie, że mogę to zrobić?” „Wierzymy, wierzymy”. „To potrzebuję jednego ochotnika”. I okazało się, że nikt się nie zgłosił. Bo taka jest nasza wiara. My wierzymy, ale boimy się wsiąść w te taczki. Bo tak łatwo jest powiedzieć: „Wierzymy”, natomiast bardzo trudno jest pokazać tę wiarę w swoim życiu.

Twoja ciężarówka i to, czym się zajmujesz, jest chyba dopełnieniem środowego i piątkowego postu. Co robisz w ciężarówce oprócz tego, że siedzisz za kółkiem?

- Kiedy przeżyłem nawrócenie i odczułem głód Pana Boga, zacząłem słuchać radia, czytać książki teologiczne. To były nie tylko duchowe rzeczy, ale konkretna wiedza. Fascynuje mnie teologia, egzegeza Pisma Świętego. I nie mogłem się powstrzymać przed podzieleniem się tym z innymi osobami, więc zacząłem pisać bloga (internetowy pamiętnik – przyp. red.). Ale na bloga musi ktoś wejść, poczytać. Chcąc do tego zachęcić, zainstalowałem kamerę w mojej ciężarówce, żeby pokazać moją trasę. Potem rozwijaliśmy tę technologię. Pojawiła się możliwość bezpośredniej rozmowy z kierowcą, z pasażerami – wirtualnymi pasażerami, którzy chcą zobaczyć drogę w Ameryce, wsiadają do mojej ciężarówki, nie opuszczając swojego komputera na przykład w Polsce, i razem jedziemy. Na początku nie rozmawialiśmy o teologii, Biblii, tylko o pogodzie, ciężarówkach, pracy w Stanach Zjednoczonych. Nawiązywały się pewne relacje, bo żeby być skutecznym ewangelizatorem, trzeba rozmawiać z przyjaciółmi. Trzeba najpierw człowieka poznać, a dopiero potem można mu dać swoje świadectwo. Udało nam się stworzyć pewną społeczność, w której panuje życzliwa atmosfera dla wiary, dla Boga. Miejsce, gdzie ktoś przychodzi i mówi: „Szczęść Boże” na dzień dobry, gdzie nie wolno kląć, gdzie nikt się nie wyśmiewa.

Czyli mówisz, że można sobie włączyć komputer, przeglądarkę internetową i wpisać adres – jaki?

- Moje forum to www.katolik.us i tam na dole strony wyświetlany jest obraz z kamery, jeżeli oczywiście jadę ciężarówką, a obok jest ShoutBox – rodzaj czatu, na którym osoby zarejestrowane na forum mogą rozmawiać ze mną, pisząc. Jadąc ciężarówką, mam specjalny program czytający na głos te wypowiedzi, a mnie po prostu słychać przez mikrofon. Nie muszę się rozpraszać, spoglądając na monitor podczas jazdy, tylko patrzę na drogę i z głośników słyszę, jak oni rozmawiają.

Kiedy jedziesz ciężarówką, to ilu masz takich wirtualnych pasażerów?

- Jednorazowo zwykle jest ich kilkudziesięciu. Średnio 50 osób jedzie ze mną, co jest taką optymalną liczbą. Jak już przekracza ona 50, to zaczynają się problemy, bo po prostu nie da się rozmawiać wtedy, za dużo jest wpisów. Czasami, gdy na przykład ktoś nas reklamuje na innym portalu, wchodzi dużo osób i robi się szum. Po prostu nie ma możliwości indywidualnej rozmowy. Jak jest tak 30-50 osób, to rozmowy są bardzo ciekawe, a i efekty tych rozważań są dla mnie zdumiewające. Parę dni temu przyjechał do Krakowa z Katowic młody chłopak, 19-letni, tylko po to, żeby uścisnąć mi dłoń i podziękować za to, że dwa lata temu wszedł na moją stronę w bardzo trudnym momencie swojego życia. Wówczas zmarł jego ojciec-alkoholik, a rodzice byli już po rozwodzie. To była niesamowicie stresująca chwila w życiu tego chłopca, który był daleko od Boga, daleko od Kościoła i znalazł mnie tylko ze względu na ciężarówki. Zainteresowało go to i posiedział chwilę na moim blogu. To zapoczątkowało jego powrót do wiary, do spowiedzi. Teraz mówi, że nie ma w ogóle możliwości, żeby opuścił Mszę św. I jego mama jest mi bardzo wdzięczna. W pewien sposób Bóg używa mnie jako narzędzia, bo nawrócenie to jest zawsze łaska Boża. Często nazywam siebie osłem i ludzie albo się oburzają, albo niezręcznie się czują w takiej sytuacji. Natomiast dla mnie to nie jest żadne poniżanie się. Czasem jestem tym osiołkiem, którego Pan Jezus odwiąże od płotu i użyje na chwilę, bo Mu jestem akurat potrzebny. Dla mnie to jest wielki zaszczyt. A ponieważ nie jestem już taki młody, to nie mogę nazywać siebie osiołkiem. Po prostu jestem osłem Pana Jezusa.

Czyli takim, który ciągnie w dobrą stronę?

- Ciągnie w dobrą stronę... mam nadzieję. Jak się trzyma Pana Jezusa za jedną rękę, a Maryję za drugą... Dla mnie taką ważną rzeczą jest modlitwa różańcowa, Eucharystia, adoracja, w ogóle modlitwa. Jeżeli chcemy być skutecznymi ewangelizatorami, musimy rozmawiać nie tyle o Bogu, co z Bogiem. Używam pseudonimu Hiob i w Księdze Hioba jest taki doskonały przykład, kiedy właśnie jest on w sytuacji życiowej, w której nic nie rozumie i wręcz wygraża Panu Bogu pięścią, oskarża Go, ale bezpośrednio, wykrzykując Mu to w twarz. Przychodzą wtedy trzej przyjaciele Hioba, którzy bronią Pana Boga. Są pewnie doskonałymi teologami. Tłumaczą, że musiał zgrzeszyć, skoro go takie rzeczy spotykają, bo Bóg jest sprawiedliwy, dobry, nie karze ludzi, którzy nie zgrzeszyli, więc na pewno gdzieś jakąś winę Hiob popełnił i starają się to doskonale uzasadnić. Na końcu Księgi Hioba Bóg zwraca się do niego: „Przebaczę twoim przyjaciołom, dlatego że się za nich modliłeś” (por. Hi 42,8). To jest w pewnym sensie zaskakujące, bo wydawałoby się, że powinno być odwrotnie – to Bóg powinien Hiobowi przebaczyć, a pochwalić tych przyjaciół. Jednak przyjaciele nigdy nie rozmawiali z Bogiem. Oni mówili Hiobowi o Panu Bogu, a Bóg nie potrzebuje obrońców, bo sam się doskonale obroni. Jemu nie chodzi o adwokatów, tylko o relację z nami.

Czyli ewangelizator to ktoś, kto rozmawia bardziej z Bogiem niż z ludźmi o Bogu?

- Wydaje mi się, że ważniejsze jest, aby rozmawiać z Bogiem niż o Bogu. Jeżeli zrobimy sobie bożka z ewangelizacji i głównym celem w życiu uczynimy głoszenie słowa Bożego, a zapomnimy o Bogu, to będzie to kalekie, nieskuteczne i bardzo szybko może pójść w złym kierunku. Bo szatan jak nas nie może dorwać z lewej strony, to nas dorwie z prawej. I możemy się stać letni w swej wierze, możemy być zbyt liberalni, ale też często pokusy idą w drugą stronę i stajemy się bardziej papiescy niż sam papież.

Marzenia?

- Mam takie marzenie, żebym jak spotkam Pana Jezusa, mógł usłyszeć od Niego: „Przyjdź sługo dobry” – i jak to tam szło dalej?

„Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię” (por. Mt 25,21).

- Tak, tak. Ale mam też takie marzenie, żeby dzięki temu, co robię, choć jedna osoba dostąpiła zbawienia, która nie uzyskałaby go, gdyby nie spotkała mnie w swoim życiu; żeby mnie Bóg użył jako instrumentu stanowiącego pomoc w zbawieniu dla chociaż tej jednej osoby. I równocześnie, żebym nie zaszkodził żadnemu człowiekowi; aby nikt, kto mnie spotka, nie odszedł przeze mnie od Pana Boga.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...