Z prof. Jadwigą Staniszkis o braku wizji i strategii rozwojowych, kolonizowaniu społeczeństwa, tworzeniu kapitału ze środków publicznych i o możliwości propaństwowego przebudzenia rozmawia Wiesława Lewandowska
WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – W swych internetowych felietonach pisze Pani o niebezpiecznej korozji państwa i społeczeństwa. Tymczasem rząd Tuska, wspierany gorliwie przez czołowych publicystów i przez większość mediów, uparcie twierdzi, że mamy do czynienia tylko z drobnymi skazami dobrze zarządzanego państwa – co najwyżej z „korozją” jednostek, jednostkowych instytucji państwa, a nawet tylko z winą konkretnych osób.
PROF. JADWIGA STANISZKIS: – Nie zgadzam się z taką oceną sytuacji. To, co wyszło na jaw przy okazji afery Amber Gold, pokazuje tyko jeden wycinek tego procesu demoralizacji (lekceważący stosunek do prawa i bezkarność), który idzie szeroką falą od góry. Wskazują na to także mechanizmy ujawnione przez wcześniejszy raport prokuratury dotyczący śledztwa smoleńskiego. Umarzając wątek karny, wskazano równocześnie na odpowiedzialność cywilną, administracyjną i polityczną wielu osób z otoczenia Tuska. Pozostały do dziś bezkarne. I jeżeli w tej sytuacji to prokurator generalny stanie się kozłem ofiarnym w aferze Amber Gold, to cynizm Tuska sięgnie zenitu.
– W Polsce, Pani Profesor, od pewnego czasu obowiązuje hasło „nic się nie stało, rodacy, nic się nie stało!”...
– I nic dobrego też się nie dzieje. Lekceważone są wszelkie procedury, jeśli w ogóle istnieją... Przy okazji afery z Amber Gold ujawnił się tylko skrawek rażącego braku procedur prawnoadministracyjnych państwa, który prowadzi do bezradności Komisji Nadzoru Finansowego, nieskuteczności prokuratury czy nieprecyzyjnego prawa (o czym mówił prokurator generalny Andrzej Seremet). Niestety, tego rodzaju braki dotyczą także bardzo kluczowych dla Polski spraw, np. unijnych zmian traktatowych. Brak jasnych procedur co do ich ratyfikacji pozwala Tuskowi na bezkarne podejmowanie arbitralnych decyzji,
bez żadnej debaty dotyczącej polskiej racji stanu.
– Komentatorzy obecnej sytuacji są skłonni przekonywać opinię, że wynika ona co najwyżej z prostego bałaganiarstwa i beztroski rządzących, którzy wolą grać w piłkę niż rządzić.
– Moim zdaniem, jest to znacznie głębszy proces, który wynika przede wszystkim z tego, że w Polsce tworzy się prawo pod konkretne interesy. Przykład: wszyscy spodziewali się boomu inwestycyjnego po integracji europejskiej, powstały wielkie firmy i... stworzono ustawę, która nie dawała żadnych gwarancji podwykonawcom, pozwalała bezkarnie wytransferować pieniądze za granicę lub ogłaszać upadłość. Także ustawa z czasów AWS tworząca agencje i fundusze celowe (i komercjalizująca zadania państwa) dała możliwość, że – po wcześniejszym okresie kapitalizmu nomenklaturowego – powstała okazja do tworzenia kapitału ze środków publicznych. Ten kapitał żyje z „kolonizowania” społeczeństwa, bo nie dostaje ono czegoś, na co te fundusze były przeznaczone. I gdy dziś rozmaite fundacje i agencje wyprowadzają środki publiczne na rynek, rząd ucieka przed odpowiedzialnością, mówiąc, że przecież są to podmioty niezależne.
– Ten argument wolnorynkowej niezależności i wolności gospodarczej padał także przy okazji afery Amber Gold w celu uzasadnienia bierności i niemocy instytucji państwowych.
– Tak, tylko jeżeli się patrzy na stare liberalne gospodarki, to wszelkie piramidy finansowe działają tam średnio 2 lata i są demaskowane przez dobrze działające mechanizmy kontrolne państwa.
– A u nas mamy tylko usprawiedliwianie wszelkich patologii trudem budowania kapitalizmu od podstaw. Jaki jest dziś stan (stopień skorodowania?) polskiego młodego kapitalizmu?
– W Polsce niesamowicie trudno jest formować krajowy kapitał, głównie dlatego, że w toku integracji europejskiej wprowadzono rozwiązania z fazy kapitalizmu znacznie wyższej niż nasza, np. przekreślając z góry pomoc publiczną czy ochronę rynku. Gdy dziś w innych krajach kryzys wymusił stosowanie pomocy publicznej w celu ratowania nadrzędnych interesów państwowych, u nas nie próbowano nawet ratować stoczni... Naszym skarbem są małe i średnie firmy, ale tworzy się prawo, które im nie sprzyja. Dlatego utrzymują się, przechodząc w szarą strefę. To odbija się na społeczeństwie – brak składek ZUS, brak przyszłych emerytur... Mamy więc dziś w Polsce niekorzystny dla kraju „zależny kapitalizm”, i to zależny podwójnie. Przez wspomnianą wyżej „przemoc strukturalną” (gdy instytucje nie odpowiadają naszej fazie rozwoju). I z faktu, iż nasz mały (2-3 proc.) rozwój gospodarczy bierze się głównie z zasilania zewnętrznego; 100 mld euro z zarobków zagranicznych Polaków pobudzało konsumpcję, a środki unijne – inwestycje. To zasilanie wkrótce się skończy i trzeba mieć wreszcie strategię rozwoju od wewnątrz – pilnie potrzebne są programy rozwoju w różnych dziedzinach.
– A wydaje się, że nie ma nawet mglistej wizji takich strategii, bo mamy takie dziwne państwo... Jak najprościej można by opisać istotę tego, co Pani Profesor nazywa „korozją, cwaniackością” państwa?
– Istotą obecnego, bardzo głębokiego kryzysu państwa jest przede wszystkim to, że klasa polityczna, która powstała po uprzednim upartyjnieniu państwa, cynicznie wykorzystuje to państwo – co najlepiej było widać na przykładzie „afery taśmowej” – do „kolonizowania” społeczeństwa, tzn. wyciskania ze społeczeństwa, ile się da, i traktuje to jako substytut formowania kapitału. Jest to możliwe dzięki wysokim apanażom w sektorze publicznym i możności przechwytywania funduszy publicznych, np. w ramach działania agencji i funduszy celowych. Także dzięki zarabianiu przez pośredników powiązanych z klasą polityczną, a nie przez wykonawców, którzy masowo bankrutują. To obecny rząd jest autorem tego niezwykłego paradoksu, że wielkie pieniądze na inwestycje drogowe łączą się z utratą miejsc pracy, bo właśnie bankrutują małe i średnie firmy! Trzeba bić na alarm, gdy społeczeństwo coraz bardziej biednieje i ponosi główne koszty kryzysu państwa, a klasa polityczna przejmuje to państwo na własny użytek i wyłączność. Nasze składki wciąż się dewaluują, np. tzw. ustawa refundacyjna podniosła o 10 proc. sumy, które wydajemy na leki.
– Tymczasem nikt jeszcze na alarm donośnie nie bije!
– W sierpniu 1980 r. robotnicy zaprotestowali dopiero wtedy, gdy uwolnili się od narzuconego im myślenia kategoriami „jednostkowych nieprawidłowości” i dostrzegli ich ogólny mechanizm. Dopiero wtedy uwolniła się ta nieprawdopodobna energia społecznego protestu. Dziś wydaje się, że opozycja powinna wychwycić rytm obecnego kryzysu państwa, uogólnić go i opisać tak, aby stał się bardziej czytelny, bo tylko to gwarantuje ewentualną naprawę. Niestety, tak się nie dzieje. Opozycja milczy albo chaotycznie zapowiada jakieś działania w przyszłości (np. komisję śledczą). A reagować trzeba na gorąco.
– Czyli jak? Opozycja – PiS i SLD – domaga się komisji śledczych, aby prześledzić mechanizmy zepsutego państwa. To nie wystarczy?
– To zdecydowanie za mało i za późno. Nie można przecież wiecznie zapowiadać poszukiwania diagnozy, która już przecież sama się narzuca, a powaga sytuacji wymaga natychmiastowego działania. Gołym okiem widać, że mamy do czynienia z klasą polityczną eksploatującą państwo dla formowania kapitału kosztem społeczeństwa. Dlatego niezrozumiałe jest dla mnie tak długie milczenie opozycji i odsuwanie wszystkiego na później.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.