Każdy z nas może realizować misyjne powołanie

Wieczernik 186/2012 Wieczernik 186/2012

Jaka jest recepta na udane wypełnianie misyjnego powołania przez każdego człowieka? Przede wszystkim modlitwa, bo to może uczynić każdy, niezależnie od miejsca zamieszkania. Współcześni misjonarze swoją postawą wskazują, że potrzebny jest także kawałek serca, ogromnego serca, które przywraca radość i sens życia.

 

Ogromny trud i serce, które Matka Teresa wkładała w codzienną posługę potrzebującym zaowocowały założeniem Kongregacji Misjonarek Miłości, która została zatwierdzona jako zakon w 1965 roku. Początkowo skupiła swoje wysiłki na bezdomnych dzieciach z ulic, ucząc je czytać i dbać o siebie. Zakon matki Teresy otrzymał zgodę od oficjalnych władz Kalkuty do używania opuszczonej hinduskiej świątyni, w której stworzyła „Dom Czystego Serca” dla umierających. Przyprowadzała z ulic umierających Hindusów i roztaczała tam nad nimi opiekę, oddając im całe swoje serce. Natomiast w latach pięćdziesiątych, rozpoczęła pomoc dla ofiar trądu. Indyjski rząd podarował zakonnicom niewielką działkę koło miasta Asansol, gdzie założyły kolonię dla trędowatych Shanti Nagar (Miasto Pokoju). Doskonale rozumiała, że każdy potrzebuje miłości, ze każdy musi mieć świadomość tego, jak ważny jest dla Boga.

Doktor Wanda Błeńska miała możliwość spotkania się z Matką Teresą, gdy przyjechała do Indii. Pozostając pod dużym wrażeniem tego spotkania, tak opisywała Matkę Teresę:

To, co w niej najpiękniejsze, to chyba dobroć, oddanie ludziom, zwłaszcza ludziom cierpiącym. Ona przecież nie tylko miała poczucie tej rzeczywistości, ale ją widziała – że ci ludzie są samotni. Że często nie mają nikogo, do kogo mogliby się zwrócić. Że ona jest jedyną osobą, która może im pomóc. Oczywiście starała się (…), w rozmowie z innymi, zdrowymi, usuwać lęk, żeby oni nie bali się pomagać, żeby tych rąk pomocnych i serc pomocnych było coraz więcej.

Sama matka Teresa wytrwale powtarzała:

Nietrudno kochać ludzi, którzy są od nas daleko, trudniej kochać tych, z którymi żyjemy albo którzy w pobliżu nas przebywają. Chcąc kogoś pokochać, trzeba nawiązać kontakt z tą osobą, zbliżyć się do niej.

Do końca życia, który nastał w 1997 roku, pracowała pomagając ludziom, apelując jednocześnie zawsze o poszanowanie godności drugiego człowieka oraz czynnie sprzeciwiała się aborcji, eutanazji i antykoncepcji.

Można jednak zadać pytanie, czy oprócz własnego świadectwa dawanego w środowisku, którym na co dzień żyjemy możemy jeszcze jakoś wspomóc dzieło misyjne? Może nie mamy tyle odwagi i możliwości, żeby fizycznie nieść pomoc potrzebującym? Tu odpowiedź znowu jest prosta: ze swoją modlitwą mogę dotrzeć do najdalszych zakątków świata. Szczególnie pożądanym sposobem zdaje się być modlitwa różańcowa za misjonarzy, którzy służą w najdalszych zakątkach świata.

W uświadomieniu, jak dużą wartość ma taka modlitwa może posłużyć postać bł. Pauliny Jaricot, której sto pięćdziesiątą rocznicę narodzin dla nieba obchodzimy w bieżącym roku. Sługa Boża Paulina Jaricot urodziła się w Lyonie, w 1799 roku, w rodzinie bogatych przemysłowców. Już w wieku 17 lat zdecydowała się żyć tylko dla Boga. Złożyła prywatnie ślub czystości i przyjęła prosty styl życia oraz sposób ubierania się lyońskich robotnic. Dzięki swojemu bratu Fileasowi, który w Seminarium św. Sulpicjusza w Paryżu przygotowywał się do pracy misyjnej w Chinach, dowiedziała się o dramatycznej sytuacji Chińczyków i konieczności misji w tym kraju. Szukała więc sposobu rozbudzenia wśród katolików entuzjazmu dla ich wspomagania. Sposób znalazła w 1819 roku. Zaczęła tworzyć grupy złożone z dziesięciu osób, z których każda starała się zachęcić do wspomagania misji przez inne dziesięć osób. Z kolei dziesiątki organizowano w setki, a setki w tysiące. Każdy członek zobowiązywał się do codziennej modlitwy za misje i niewielkiej cotygodniowej ofiary na ten cel. Na każdym szczeblu grupami kierowali odpowiedni przewodnicy. Tak właśnie powstał „Żywy Różaniec”. Zainicjowane przez nią Dzieło Rozkrzewiania Wiary papieże polecali biskupom, kapłanom i wiernym.

W stulecie powstania Dzieła, 3 maja 1922 roku, Pius XI uczynił je „papieskim” i polecił wprowadzić w całym Kościele powszechnym. Jak potwierdzają pozostawione przez nią liczne zeszyty, energię do misji znajdowała w głębokim i intensywnym życiu duchowym. Wielka inicjatywa modlitwy poprzez „Żywy Różaniec” objawiła jej miłość do Matki Bożej, która popchnęła ją do zamieszkania w cieniu bazyliki Matki Bożej w Fourviere. Jej codzienne życie oświetlała Eucharystia i adoracja Najświętszego Sakramentu. Błogosławiona Paulina Jaricot sama o sobie mówiła, iż jest zapałką w rękach Boga, którą On posłużył się, by rozniecić wielki ogień. Zatem to kolejna postać, która swoim życiem pokazuje, iż świętość nie dotyczy tych, którzy na początku swojej drogi mają wielkie plany. Należy bowiem pamiętać, że nie dokonujemy wielkich rzeczy, tylko małe z wielkim poświęceniem.

Jaka zatem jest recepta na udane wypełnianie misyjnego powołania przez każdego człowieka? Przede wszystkim modlitwa, bo to może uczynić każdy, niezależnie od miejsca zamieszkania. Współcześni misjonarze swoją postawą wskazują, że potrzebny jest także kawałek serca, ogromnego serca, które przywraca radość i sens życia. Ponadto niezbędne są witaminy, a wśród nich, zdaniem doktor Wandy Błeńskiej witamina M – Miłość – jest najskuteczniejsza ze wszystkich. Zalecenia te precyzuje błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty, podkreślając, iż nie należy akceptować wielkich czynów na skalę ogólną, trzeba zaczynać od miłości jednostki.

W artykule wykorzystano fragmenty publikacji: Joanna Molewska, Marta Pawelec, Wanda Błeńska. Spełnione życie. Poznań 2011.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...