„Czy ksiądz z tego wyjdzie” – pytają. „Nie wiem, raczej nie” – odpowiadam. Ale mówię też: „Jestem otwarty na cud”. Popiełuszce też mówię: „Jak mnie w to wpakowałeś, to mnie teraz z tego wyciągnij”. Z ks. Janem Kaczkowskim rozmawia Przemysław Wilczyński
Skoro za mało jest tego przekazu, co wchodzi na jego miejsce? Polityka?
Ostrożność. Eklezjalna ostrożność. I spekulacje. Kto z kim? Kto ma „noszenie”? Kto stał na zdjęciu przy „pierwszym sekretarzu”? Kto przy biskupie? Kto przy papieżu? A biskup się uśmiechnął? Klepnął?
Dynastyczność, monarchiczność, korporacjonizm. Tak to, niestety, trochę działa. Kościół dryfuje w stronę korporacji, może stać się drugą Agorą czy ITI. Tyle że oni mogą, takie jest ich zadanie. Nam – na Boga – tego robić nie wolno!
Brakuje prostoty?
Rozmowy. Czegoś, czego zabrakło, kiedy miałem 19 lat. Ja wiem, że to było 16 lat temu, ale obawiam się, że niewiele się zmieniło. „Jan, masz problem ze wzrokiem, ale jeśli masz powołanie, przekonanie, to nie będzie problemu” – mógłby ktoś powiedzieć. Zwyczajnie brakuje relacji między ludźmi. I szacunku.
Wszystko, co mówię o Kościele, wynika z mojego przywiązania i miłości do Niego. Dzisiaj w szpitalu przyjąłem Komunię Świętą i jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. To by była tragedia, gdybym nie mógł tego robić.
Choroba też wyklucza ze społeczeństwa?
Może, ale nie musi. Zależy, czy masz rodzinę, czy masz z kim porozmawiać, czy się boisz. Co do mnie, mam oparcie w rodzinie, mieszkanie w Sopocie, w którym rozmawiamy. ZUS mi płacą, bo jestem na zwolnieniu. Mówię nadal te swoje „żebracze” kazania, żeby były pieniądze na hospicjum. Najważniejsze jest dla mnie to, że radioterapia, chemioterapia – wszystko to sprawia, że przez cały czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień, no i prawie cały październik jestem w mniej więcej pełnym, logicznym kontakcie z rzeczywistością. Wolę być nawet leżący i gadający logicznie niż odwrotnie. Życie jest takie ciekawe, głowa jest taka ciekawa. Są audiobooki, ile rzeczy można zrobić z łóżka!
Nadal jestem aktywny. W ostatnich dniach, tygodniach tak się świetnie czuję, że choroba jest dla mnie abstrakcją. Zobacz, siedzimy sobie, pijemy kawkę... Że ja w tej głowie coś mam, że mi coś rośnie – abstrakcja. Chodzę, ubieram się. Byłem niedawno w Rzymie na obronie doktoratu mojego przyjaciela. Byłem w Alpach u brata. Wcześniej, kiedy brałem inne leki, musieli mi pomagać, ale teraz nie.
Co się zmieniło od diagnozy?
Zrobiłem się pobożniejszy. Nie, nie na skutek strachu. Kiedyś te wszystkie klepane modlitewki mnie wkurzały, teraz pacierz mówię regularnie. Wróciłem do brewiarza i sprawia mi to satysfakcję, chociaż jestem wobec niego – zwłaszcza jeśli chodzi o teksty pozabiblijne – nieco krytyczny. Wydaje mi się zbyt dydaktyczny: „bądź grzeczny, słuchaj biskupa, nie wychylaj się, za dużo nie myśl”. Poza tym, choć od kilku dni ledwo się mogę dowlec do ołtarza, nie wyobrażam sobie do końca życia nie odprawiać Mszy Świętej.
Mówił Ksiądz o etapach zmagania się z chorobą. Ksiądz też się „targuje”?
Nie... A może trochę tak. Zapomniałem powiedzieć o jednej ważnej rzeczy. To wszystko zafundował mi ks. Popiełuszko.
Zafundował?
No, raka. Zawsze się bałem Kościoła, przełożonych, miałem lęk przed nie wiadomo czym. I mówię do Popiełuszki: „Pomóż mi wyzwolić się z tego strachu irracjonalnego przed nie wiadomo czym”. Przed nie wiadomo czym, ale głównie przed moim Kościołem, który mnie już nieźle sklepał. To znaczy przed ludźmi Kościoła. Modliłem się do niego żarliwie. No i jak przyszedł rak, to sobie pomyślałem: „No, Jerzy, z grubej rury!”. Pomyślałem też: „Dziękuję ci, mój raku, bo wyzwoliłeś mnie od mojego strachu”.
Bo zamiast strachu przed nie wiadomo czym pojawia się inny, konkretny?
Nawet nie to. Okazało się, że są rzeczy mniej ważne, że nikt mnie nie skrzywdzi, nie ześle, niczego nie odbierze.
Co jest po „targowaniu się”?
Przystosowanie do sytuacji. A potem najlepiej jak jest akceptacja, czyli szukanie pozytywów, co teraz czynię. No i religijna afirmacja.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Analiza mechanizmów powstawania lęku prowadzi do odkrycia sposobów działania pokusy.
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.