Faza wymierania?

Niedziela 11/2013 Niedziela 11/2013

Jeśli sytuacja demograficzna w Polsce się nie zmieni, to za 15-20 lat przejdziemy z fazy starzenia się społeczeństwa do fazy wymierania. Z Michałem Kotem z Fundacji Republikańskiej, współautorem raportu „Polityka prorodzinna w Polsce”, rozmawia Joanna Woleńska-Operacz

 

Joanna Woleńska-Operacz: – Z raportu Fundacji Republikańskiej wynika, że polskie państwo łoży ogromne kwoty na politykę prorodzinną. Mam troje dzieci, a jakoś niespecjalnie widzę to wsparcie.

Michał Kot: – Bo te pieniądze zamiast do rodzin trafiają do różnych instytucji – prywatnych i publicznych, które mają świadczyć usługi na rzecz rodziny. Przy czym usługi te nie zawsze są potrzebne i nie zawsze optymalne. Poza tym nie wszystkie rodziny otrzymują wsparcie.

– Gdzie trafiają środki publiczne, które mają wspierać rodzinę?

– Wśród wydatków na pierwszych miejscach znalazły się dotacje dla przedszkoli, świadczenia rodzinne i tzw. ulga podatkowa. Dalej są zasiłki macierzyńskie oraz – co mnie zaskoczyło – program dożywiania dzieci w szkołach. Z tych elementów jedynie ulga podatkowa i świadczenia rodzinne są wypłacane w gotówce, przy czym zasiłki przysługują jedynie rodzinom w kiepskiej sytuacji materialnej. Pozostałe wydatki są mniejsze: żłobki, program dopłat do podręczników. Wszystkie te usługi i okazjonalne świadczenia składają się na prawie 30 mld zł, co stanowi 2 proc. PKB. Są to duże pieniądze. Można by za nie zbudować co rok 15 stadionów narodowych. Gdyby je dać rodzicom, to dostaliby na każde dziecko ok. 300 zł miesięcznie.

– O ile niespecjalnie czuję się wspierana przez państwo, to za każdym razem, kiedy kupuję dzieciom np. zabawki albo rajstopki, widzę, jak wspieram budżet. Do każdego artykułu dziecięcego dopłacam bowiem 23 proc. VAT...

– Jeszcze w 2011 r. było to 8 proc. To jest przykład, który świadczy o tym, że państwo polskie wycofuje się z polityki wspierania rodzin. Ale VAT na ubranka jest tylko jednym z wydatków rodzin na rzecz państwa. Rodzice nie kupują tylko przedmiotów przeznaczonych wyłącznie dla dzieci. Zdecydowanie więcej wydają na produkty, które nie są kwalifikowane jako dziecięce: jedzenie, utrzymanie domu, benzynę itd. Każda polska rodzina z dziećmi wpłaca do budżetu dużo więcej, niż z niego dostaje w postaci usług. Przy statystycznej rodzinie jest to od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych rocznie.

Tymczasem mamy w Polsce do czynienia z wyjątkową sytuacją, jeśli chodzi o demografię. Na liście 224 państw, w których rodzi się najwięcej dzieci, Polska jest poza pierwszą 200. Wskaźnik dzietności wynosi u nas 1,3 dziecka na kobietę. Żeby uzyskać zastępowalność pokoleń, musielibyśmy mieć przynajmniej 2,1 dziecka.

– Co to oznacza dla państwa?

– Mówimy o katastrofie. Pokolenie dzieci w Polsce jest o 30 proc. mniejsze niż pokolenie rodziców i aż o 50 proc. mniejsze niż pokolenie dziadków. Oprócz tego, że będzie nas ubywało – co nie jest obojętne dla naszej sytuacji na arenie międzynarodowej – bardzo zmieni się struktura demograficzna społeczeństwa. Po prostu będzie ono coraz bardziej zdominowane przez osoby starsze, czyli coraz mniej kreatywne i innowacyjne. Poza tym, jeśli nadal będzie się rodziło u nas tak mało dzieci, nie wytrzyma tego system emerytalny. W tej chwili w Polsce jedna statystyczna osoba pracująca utrzymuje pół statystycznego emeryta. Za 15 lat jedna osoba pracująca będzie musiała utrzymać jedną niepracującą. Teraz oddajemy państwu połowę dochodów na podatki i składki ubezpieczeniowe po to, żeby utrzymać system emerytalny, a za 15 lat będziemy musieli oddawać 2 razy tyle, czyli 100 proc. dochodów. Obecnie jesteśmy w fazie starzenia się społeczeństwa, ale jeśli nic się nie zmieni, za 15-20 lat przejdziemy do fazy wymierania.

– Mówił Pan, że rodziny w Polsce więcej wpłacają do budżetu, niż z niego dostają. Czy to coś dziwnego? Przecież państwo jest utrzymywane przez obywateli.

– Państwo nie powinno zarabiać na obywatelach, tylko świadczyć usługi z podatków. Sytuacja modelowa jest taka, że wpłacamy tyle samo, ile dostajemy w postaci usług. Jeśli dostajemy mniej, to pojawia się pytanie, co się dzieje z resztą pieniędzy.

Każde państwo decyduje o tym, które działania i grupy społeczne wspiera bardziej, a które mniej. Niedawno GUS podał dane na temat ubóstwa w Polsce. Wynika z nich, że grupą najbardziej zagrożoną ubóstwem są  rodziny wielodzietne. Wśród emerytów, o których najczęściej myśli się jako o osobach najbiedniejszych, osób zagrożonych ubóstwem jest poniżej 10 proc., natomiast wśród rodzin wielodzietnych – od 40 do 50 proc. Osoby mające dzieci wspierają w tej chwili osoby starsze. Wydaje się, że te proporcje powinny być jeśli nie odwrotne, to inne niż obecnie.

– Główny pomysł obecnego rządu na politykę prorodzinną to zapewnienie dzieciom miejsc w przedszkolach i żłobkach. Co Pan o tym sądzi?

– Przez wiele lat mieszkałem na osiedlu, w którym dzielnica planowała wybudować przedszkole. Plany budowy pojawiły się 10 lat temu, 4-5 lat temu gmina zajęła działkę, a 3 lata temu działka została ogrodzona. Natomiast kiedy ostatnio tamtędy przejeżdżałem, zobaczyłem zaorane pole. Przedszkola dalej nie ma, a na plany i przygotowania wydano bardzo dużo pieniędzy. W tym czasie w okolicy powstało kilkanaście prywatnych przedszkoli. To pokazuje, że państwo jako usługodawca w tej dziedzinie jest bardzo nieefektywne.

 

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...