Równość pochyła

Znak 6/2013 Znak 6/2013

Obietnice tolerancji dla religijnego sprzeciwu wobec homoseksualizmu, które zostały udzielone w brytyjskiej debacie parlamentarnej na temat związków partnerskich, okazały się w wielu przypadkach pustosłowiem. Najbardziej jaskrawym przykładem była historia katolickich ośrodków adopcyjnych, które w kwietniu 2007 r. dostały 21-miesięczne ultimatum na zmianę swoich wewnętrznych przepisów tak, aby o adopcje mogły się u nich ubiegać pary pozamałżeńskie, w tym jednopłciowe

 

Organizacje kościelne próbowały argumentować, że działalność ośrodków, kierujących swoją ofertę wyłącznie do par małżeńskich, jest dopuszczalna w świetle ustawy o równości. Opiera się bowiem na nauce Kościoła, a zatem spełnia warunki zawartego w ustawie wyjątku, który gwarantuje im wolność religijną. Dyskryminacja płciowa nadal przecież w pewnych wypadkach jest tolerowana i jest legalna; np. żeńskie klasztory mają prawo dyskryminować męskich kandydatów. Trudniejszym zadaniem okazało się argumentowanie prawa do uszanowania przekonań religijnych jednostek funkcjonujących w życiu społecznym, zwłaszcza w instytucjach publicznych. Urzędniczka udzielająca ślubów w urzędzie stanu cywilnego w londyńskiej dzielnicy Islington, Lillian Ladele, popadła w konflikt ze swoim pracodawcą po tym, jak odmówiła rejestrowania związków partnerskich ze względów światopoglądowych. Została zwolniona z pracy i odwołała się do kolejnych sądów. Jej historię zakończył wyrok Trybunału Europejskiego, który uznał legalność decyzji o zwolnieniu. Do Strasburga może jeszcze trafić sprawa państwa Bullów z Kornwalii, którzy odmówili pokoju w swoim pensjonacie homoseksualnej parze, argumentując, że udzielają gościny w dwuosobowym pokoju tylko parom małżeńskim. Ostatni wyrok angielskiego sądu w ich sprawie nakazuje im wypłatę odszkodowania ich niedoszłym klientom.

Nie ma wątpliwości, że ustawa o równości, nowelizowana w 2010 r., będzie egzekwowana surowo i zgodnie z literą prawa. Organizacje progejowskie, takie, jak OutRage!, prowadzą w tej sprawie ścisły i skoordynowany monitoring, identyfikując ośrodki potencjalnego oporu i wspierając precedensowe sprawy sądowe. Podobnie Brytyjskie Stowarzyszenie Humanistyczne na stronie internetowej zachęca swoich sympatyków do obserwowania, notowania i informowania ich o przypadkach świadczenia usług publicznych przez organizacje religijne. Podobnie prosi o monitoring ogłoszeń o pracę i donoszenia im, jeśli oferty będą wymagać przynależności do jakiegoś kościoła. Świeckie Towarzystwo Narodowe, organizacja walcząca o całkowitą sekularyzację życia publicznego, prowadzi otwartą kampanię przeciwko wszelkim przejawom religijności w życiu publicznym, argumentując m.in. za upaństwowieniem szkół wyznaniowych (które i tak gwarantują dostęp do nauki wszystkim dzieciom i ograniczają się do symbolicznego prozelityzmu; np. w jednej z anglikańskich szkół w Londynie 75% uczniów to muzułmanie), a także za odebraniem wszelkich klauzul wyłączenia, przyznanych Kościołom w ustawie z 2010 r.

Paradoksalnie, ustawa ta zakazuje dyskryminacji przekonań religijnych, ale ewidentnie w dość zawężonym sensie. Rzeczywistość sądowa wskazuje, że publiczne wyznanie wiary prędzej prowadzi do kłopotów niż do uzyskania ochrony prawa przed antyreligijnie motywowanymi oskarżeniami o jego łamanie. Dwa lata temu londyński Sąd Najwyższy uznał, że małżeństwo Johnsów z Derby, nie może tworzyć rodziny zastępczej, ponieważ państwo Johns uważają homoseksualizm za grzech. Zdaniem dyrektor Chrześcijańskiego Centrum Prawnego, wspierającego chrześcijan w procesach o wiarę, Andrei Williams, sądy interpretują ustawę o równości w sposób, który przyznaje pierwszeństwo prawom związanym z orientacjami seksualnymi przed prawami wynikającymi z religijnych czy filozoficznych przekonań. Tam, gdzie rzecz dotyczy „wyrażania tychże przekonań”, chrześcijanie, według Williams, są traktowani najgorzej.

Pogoń za równością, w pewnych kwestiach uzasadniona moralnie i historycznie często inicjowana lub wspierana przez chrześcijan, w ostatnich czasach obraca się przeciw nim samym, sprawiając wrażenie, jakby wprowadzano nowe kategorie równych i równiejszych.

Ostatni przyczółek

Powróćmy do sprawy szkockiego ośrodka adopcyjnego św. Małgorzaty. Placówka przetrwała nawałnicę nowych regulacji z 2007 r., przyjmując w swoim statucie organizacji charytatywnej zapis, że prowadzi działalność „zgodnie z nauką Kościoła katolickiego”. Jak powiedział mi Neil Addison, katolicki prawnik, specjalista w dziedzinie dyskryminacji, i obrońca w sprawach wyznaniowych, jest to inna formuła niż ta, którą przyjęły ośrodki w Anglii. Na dodatek zapis taki odpowiada dokładnie zaleceniu, jakie wydał papież Benedykt XVI w Liście Apostolskim O posłudze miłości, w listopadzie zeszłego roku, w którym pisze, że: „trzeba zagwarantować, aby kierowanie (…) działalnością odbywało się zgodnie z wymogami nauki Kościoła”. Zdaniem Addisona, prawo daje instytucjom charytatywnym zielone światło na zawężanie pola swoich odbiorców, zgodnie z intencjami darczyńców, w tym wypadku Kościoła. Można np. stworzyć fundację wspierającą polskich studentów w Wielkiej Brytanii, która z definicji będzie dyskryminować studentów innych narodowości. Ta interpretacja najwyraźniej dotąd obowiązywała. Póki co, St. Margaret’s Centre nie tylko nadal działa, oferując adopcje wyłącznie parom małżeńskim z dwuletnim stażem, ale osiąga lepsze rezultaty niż ośrodki państwowe, odnotowując np. niższy procent nieudanych adopcji, pomimo koncentrowania się na trudniejszych przypadkach dzieci starszych.

Nad przyszłością edynburskiego centrum zawisły jednak ciemne chmury, odkąd przed rokiem skargę przeciw niemu wniosło wspomniane wyżej Świeckie Towarzystwo Narodowe. Towarzystwo zgłosiło zarzut dyskryminowania osób homoseksualnych, z którym zgodził się departament rządu Szkocji, odpowiedzialny za zarządzanie organizacjami charytatywnymi. Ośrodek adopcyjny dostał 3 miesiące na zmianę statutu, pod groźbą skreślenia z rejestru fundacji charytatywnych, a departament orzekł w uzasadnieniu, że wobec szkodliwości stwierdzonej dyskryminacji nie znajduje w działalności ośrodka „pożytku publicznego”. Sprawa dopiero teraz wejdzie w fazę sądową, która bez względu na rezultat, pochłonie ogromne pieniądze z budżetu stworzonego przecież dla niesienia pomocy dzieciom. Na dodatek skargi nie zgłosił nikt faktycznie pokrzywdzony. To przypadek czysto teoretycznej dyskryminacji, jak komentuje Neil Addison, który sam nie prowadzi tej sprawy. Jego zdaniem podstawowym problemem z ustawą o równości w jej formie z 2010 r. jest jej wieloznaczność, pełna sprzeczności, pozwalających na różne interpretacje. „Istotą prawa – mówi – jest to, że powinno dawać nam pewność, a w tym przypadku tak nie jest”.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...