Jak przemieniać siebie, by naprawdę światło stawało się życiem, by było nim na co dzień?
Zasada światło-życie. Światło wcielać w życie, być konsekwentnym, żyć wartościami, które się wyznaje czy głosi. Wszystko pięknie. Któż by tak nie chciał? Ale w jaki sposób to robić?
Wszyscy oczywiście wiemy, do czego dążymy – jaka jest nasza wiara i jakie stawia przed nami ideały. Jednak sięganie od razu po wielkie wzory może bardzo łatwo zakończyć się fiaskiem – do ideału dorasta się najczęściej powoli, poprzez ileś etapów. Jak więc zrobić, by zasadę światło-życie rzeczywiście w życiu realizować?
Konkret. To najprostsze, co można powiedzieć. Nie porywać się na realizację wielkich ogólnych haseł, tylko na co dzień realizować pojawiające się konkretne wezwania, niekiedy sprawy drobne, które będą przemieniać nasze życie.
Nie jest to oczywiście nic odkrywczego. Mądrzy spowiednicy i przewodnicy duchowi „od zawsze” doradzają, aby pracować nad jedną, konkretną wadą, a nie porywać się od razu na wszystko. Próba walki z wszystkimi wadami naraz skazuje na niepowodzenia, a praca nad sobą „ogólnie” oznacza tak naprawdę jej brak.
Mówimy jednak o zasadzie światło-życie a nie o walce z wadami czy grzechami. W zasadzie światło-życie chodzi o coś znacznie więcej niż tylko o wyzwalanie się z grzechów i wad. Praca nad sobą od strony negatywnej jest o tyle łatwiejsza, że zdecydowanie łatwiej jest poznać swoje wady. Jak jednak poznać te codzienne wezwania, których realizacja sprawi, że światło naprawdę będzie się stawało się życiem?
Pytanie to należałoby skierować do ks. Franciszka Blachnickiego – on przecież sformułował zasadę światło-życie. I u niego znajdziemy odpowiedź – w sformułowanych przez naszego Założyciela „Drogowskazach Nowego Człowieka”. Po czterech pierwszych Drogowskazach, które można nazwać „dogmatycznymi” (ukazują bowiem fundamenty życia chrześcijańskiego), kolejne trzy mówią o środkach, poprzez które życie chrześcijańskie się buduje. „Słowo Boże”, „Modlitwa”, „Liturgia”. Na pierwszym miejscu jest Słowo Boże. Bardzo to ciekawe – ks. Blachnicki, taki zawołany liturgista, człowiek przywiązujący ogromną wagę do liturgii, dbający o każdy jej szczegół, na pierwszym miejscu postawił tutaj jednak Słowo Boże.
I właśnie Drogowskaz o Słowie Bożym jest odpowiedzią.
SŁOWO BOŻE stanie się dla mnie światłem życia, jeżeli będę podejmował stały wysiłek zachowania go, pójścia za nim i czynienia go słowem życia; chcę karmić się nim jak najczęściej szczególnie poprzez osobiste i wspólne z braćmi studiowanie Pisma świętego.
Mamy tutaj i „światło”, i „życie”. Słowo Boże jest światłem, które ma oświecać moje życie.
W pojęciu karmienia się słowem Bożym zawarta jest ta sama treść, co w oazowym znaku Fos-Zoe, Światło-Życie. Wyraża on podstawowy postulat metodyczny czy pedagogiczny Ruchu polegający na stałym wysiłku w kierunku czynienia światła Bożego słowa życiem czyli zasadą działania i postępowania czytamy w materiałach formacyjnych do tego Drogowskazu. Karmienie się Słowem Bożym jest pokazane jako droga do tego, by światło stawało się życiem.
Przyjrzyjmy się zatem bliżej treści piątego Drogowskazu. Co konkretnie mamy robić?
Przede wszystkim osobiście i wspólnotowo studiować Pismo święte. To jest podstawowe narzędzie, bardzo konkretne wezwanie. Słowo Boże nie będzie mogło odgrywać istotnej roli w moim życiu, jeśli nie będę czytał Biblii. Drogowskaz używa tutaj spójnika „i” – „osobiste i wspólne z braćmi”. Oznacza to, że powinno być i jedno, i drugie. Nasze spotkania powinny być oparte na Piśmie świętym a z Pismem świętym każdy z nas musi również spotykać się osobiście.
Jak często? Drogowskaz wprost tego nie mówi. Mówi jednak o „karmieniu się”. Karmienie się jest czynnością codzienną, wykonywaną nawet kilka razy dziennie. Otwieranie Biblii musi być więc również czynnością codzienną.
Karmienie się Słowem Bożym nie ma być jednak tylko intelektualnym poznawaniem treści ksiąg Pisma świętego. Drogowskaz mówi o zachowywaniu Słowa Bożego, o pójściu za nim oraz o czynieniu go słowem życia. Wydaje mi się, że jest po pokazanie drogi. Te trzy zwroty pokazują trzy etapy, przez które powinniśmy przechodzić czytając Biblię.
Zachowywanie to po prostu przyswajanie treści słowa Bożego. Poznawanie, zapamiętywanie i przyjmowanie do serca. Aby Słowo Boże we mnie działało, najpierw muszę je znać. A więc nie zapomnieć po przeczytaniu, ale zatrzymać w pamięci, w swoim myśleniu.
Niekiedy proponuje się uczenie się na pamięć konkretnych wersetów. To dobra praktyka, ale niekonieczna w każdym wypadku. Chodzi o to, by po prostu pamiętać treść czytanego tekstu, wiedzieć co w nim było. Człowiek, który regularnie czyta Biblię, zna ją. Nie zawsze potrafi dosłownie powtórzyć każdy werset, nie zawsze od razu go znajdzie, ale wie co się w Piśmie świętym znajduje. Słowo jest zachowane w nim.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.