Nie chciała być zakonnicą, nie chciała nosić habitu, nie chciała rezygnować z życia rodzinnego, chciała mieć męża i dzieci. Dziś jest felicjanką. Pan Bóg posłał ją do Estonii, by tam głosiła Ewangelię.
Siostra Faustyna Maria Maria Wojdyła od 1999 r. posługuje w państwie, które leżąc na szlaku handlowym na Wschód, było „tłustym kąskiem” dla różnych państw. Do XVI w. Estonia była krajem katolickim, nazywanym nawet Mariamaa, czyli Ziemią Maryi. Później, pod wpływem protestantów, stała się krajem luterańskim, a po zagarnięciu przez Rosję prawosławnym. Obecnie, po wielu latach obowiązkowego ateizmu i materializmu w ramach ZSRS, jest to kraj w gruncie rzeczy ateistyczny. Katolikami są ci, którzy przybyli do Estonii jeszcze przed II wojną światową, i ich potomkowie. - Aktualnie coraz więcej młodych Estończyków przyjmuje katolicyzm – mówi s. Faustyna. Katolicy dostrzegają różnice doktrynalne dzielące ich z protestantami i prawosławnymi, jednak relacje między wyznaniami w stosunkach międzyludzkich są życzliwe. Siostry felicjanki posługujące w Estonii pomagają chorym, nie zważając na ich wyznanie. Są wśród pacjentów i prawosławni, i protestanci. Są też ludzie, którzy nie wierzą w Boga.
Co tydzień spośród katolickiej wspólnoty w Narvie, w której posługuje s. Faustyna, we Mszy św. uczestniczy około pięćdziesięciu osób. Połowa z nich przekroczyła już siedemdziesiąt lat. Ludzie w średnim wieku zazwyczaj są obojętni religijnie – widać wpływ wychowania komunistycznego. Z kolei dzieci wkraczające w dojrzały wiek wyjeżdżają z miasta. - Niektórzy rezygnują z praktykowania wiary, zakładając rodzinę z niewierzącą osobą. Są jeszcze katolicy od wielkiego święta lub ci, którzy dotąd nie znaleźli swojej drogi do Kościoła. Tych, o których wiemy, jest ponad sto osób – opowiada s. Faustyna.
Przez czternaście lat posługiwania w Estonii felicjanka wielokrotnie była świadkiem powrotów do Boga, często na łożu śmierci. Niejednokrotnie s. Faustyna przygotowywała ludzi do sakramentu spowiedzi czy małżeństwa. - To, co mnie osobiście uskrzydla i mobilizuje do służenia im, to właśnie widok szczęścia na twarzach ludzi, którzy w życiu doświadczyli wszystkiego oprócz Boga i nie byli szczęśliwi, a teraz odkrywają, że do szczęścia potrzebowali przede wszystkim Boga – podsumowuje ze wzruszeniem polska felicjanka. Opowiada również historię zmarłej w styczniu 2012 r. dziewięćdziesięcioletniej parafianki, mającej tytuł doktora habilitowanego, założycielki Uniwersytetu w Chabarowsku w Rosji. - Odnalazła Boga na kilka lat przed śmiercią i do końca swoich dni błogosławiła Go, mówiąc, że najpiękniejszym dniem w jej życiu był ten, kiedy spotkała siostrę zakonną, bo ona przyprowadziła do niej Jezusa. A spotkała siostrę, leżąc w szpitalu, gdy ta odwiedzała chorą parafiankę. Innym razem s. Faustyna, odwiedzając małżeństwo alkoholików na jednym z zaniedbanych estońskich osiedli, usłyszała słowa: Jak siostrę widzę, to chce mi się modlić! Siostry felicjanki powoli, ale wytrwale zbierają estońskie żniwo.
- W latach posługi na estońskiej ziemi wiele zrozumiałam. Najbardziej to, że dla Pana Boga ważny jest każdy człowiek i jego zbawienie – dopowiada s. Faustyna. W Polsce miała na katechezie wiele dzieci. Jeśli jednego brakowało, zwykle zauważała tę nieobecność, ale nie przejmowała się tym za bardzo, bo i tak zawsze miała się kim zająć. - Tu każdy jest jednostką, jeśli go zabraknie, to nie ma katechezy, to coś musiało się wydarzyć. W 2012 r. do świętych sakramentów przygotowywała dwanaście osób – zarówno dzieci, jak i osoby dorosłe. - W parafii brak ludzi odczuwalny jest do tego stopnia, że jeśli ktoś nie może przyjść na Mszę św., to telefonuje, podając przyczynę, by się o niego nie martwić. Siostra Faustyna opowiada, że codziennie we Mszy św. uczestniczy około 10-14 osób. Przychodzą godzinę przed Mszą, modlą się na różańcu, adorują wystawiony Najświętszy Sakrament. Na szczęście – w przeciwieństwie do wielu państw Europy Zachodniej – ostało się tu praktykowanie sakramentu pokuty i pojednania.
Siostra Faustyna w okresie dorastania postrzegała siostry zakonne jako stare panny. W wieku siedemnastu lat, pod wpływem rekolekcji oazowych w Harkabuzie w 1979 r., poczuła tęsknotę za Bogiem oraz pragnienie służenia Mu. Po kilku latach buntu i przełamywania się ostatecznie wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr św. Feliksa z Kantalicjo, którego siostry popularnie nazywane są felicjankami. Profesję wieczystą złożyła 4 sierpnia 1990 r. Została posłana na studia teologiczne. Prowadziła katechezę dla dzieci i młodzieży. O wyjeździe na misje zupełnie nie myślała. Do czasu. - W 1999 roku Przełożona Prowincjalna rozesłała do naszych wspólnot zakonnych pismo, które zawierało pytanie o ewentualne przeszkody uniemożliwiające wyjazd na placówkę do Estonii. W tym kraju była już jedna nasza wspólnota, ale poproszono nas do pracy jeszcze w drugim mieście, w Narvie. W modlitwie rozeznałam, że szczególnych przeszkód nie mam i taką dałam odpowiedź, wyrażając tym samym zgodę na ewentualny wyjazd – opowiada s. Faustyna. 27 sierpnia 1999 r. trafiła do Estonii. - Nie chciałam być zakonnicą, a na pewno nie felicjanką. Nie zamierzałam wyjechać na misje. Obcym, w sensie zatroskania, był mi świat byłego Związku Radzieckiego. Pan Bóg jednak, nie zniechęcając się tym, kim byłam i jestem, pozwala mi uczestniczyć w Jego planie zbawiania człowieka – podsumowuje s. Faustyna.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.