Oaza się prywatyzuje

Brak komentarzy: 0

Z prof. Ireną Lipowicz, rzecznikiem praw obywatelskich, rozmawia Łukasz Kaźmierczak

publikacja 27.04.2015 22:13

Z jednej strony mamy wielkie słowa i opowieści o tym, ile zrobiliśmy dla wolności, ale jeżeli chodzi o zajmowanie się najsłabszymi, to już tak różowo nie jest. Zwłaszcza tam, gdzie nie jest to popularne politycznie. Bo np. bezdomni nie pójdą głosować, nie będą użyteczni, więc nie ma się o kogo starać.

 

Mam wrażenie, że prawa człowieka nie są już wcale takie oczywiste jak dawniej. Coraz więcej sporów, coraz więcej kolizji wartości…

Rzeczywiście, następuje pewne przewartościowanie. W ostatnich 20 latach mogliśmy obserwować zwycięski pochód praw człowieka przez świat. Kwestionowały je tylko niektóre państwa – powiedzmy delikatnie – niezbyt cenione w społeczności międzynarodowej. Obecnie sytuacja się komplikuje, a nawet dostrzec można elementy swoistej „kontrofensywy”. Coraz częściej poddaje się w wątpliwość uniwersalny charakter tych praw, wskazując na przypadki ich nieprzestrzegania w Europie Zachodniej i USA, a nie skupiając się na dramatycznym wręcz położeniu wielu ludzi w innych państwach i rejonach świata. Zwiększa to naszą odpowiedzialność.

Kontrofensywa? To już brzmi groźnie.

Co ciekawe, zetknęłam się z tym niedawno nawet na kongresie europejskich rzeczników praw człowieka w Tallinie. Podczas inaugurującego wykładu jeden z estońskich naukowców, wykładających w Londynie, wyraźnie zwątpił w uniwersalny charakter praw człowieka i zaczął je zderzać z wartościami słowiańskimi i z pozytywnym dziedzictwem 60 lat komunizmu…

Może pan profesor z Estonii sobie po prostu trochę poteoretyzował?

– Też tak chciałabym myśleć. Koledzy z Estonii także byli zdziwieni. Ale proszę spojrzeć, co się dzieje w praktyce – choćby w Donbasie, czy za sprawą działań Państwa Islamskiego na Bliskim Wschodzie i w Afryce. To też jest w pewnym sensie pośredni efekt fundamentalnego kwestionowania praw człowieka. Oczywiście w kręgu cywilizacji zachodniej występują dzisiaj również problemy i kontrowersje, lecz dotyczą one zupełnie innego poziomu problemów. Można odnieść wrażenie, że kluczowe wartości schodzą na dalszy plan, a w życiu publicznym króluje pragmatyzm i wszechwładna kategoria interesu, analizuje się to, co nam się opłaca, a co nie. Tak przynajmniej wyglądają sprawy w skali makro.

A mikroskala?

– Ów pragmatyzm przekłada się na konkretne rozwiązania prawne. Także w Polsce: rozmawiamy o budżecie, o tym, co uregulujemy ustawowo, jakie wprowadzimy rozwiązania administracyjne. Ale o wartościach podstawowych, o tym, czym jest wolność, godność, solidarność, już niestety nie. Brakuje solidnej debaty na szczeblu państwowym, dotyczącej tych wartości, powszechnej rozmowy, która byłaby choć trochę z boku bieżących konfliktów i kłótni politycznych. To wpływa potem na regulacje podatkowe czy dotyczące pomocy społecznej.

I to jest potrzebne? Debata o oczywistościach?

– Tak i to bardzo. Bo my o tych niby oczywistościach kompletnie dziś zapominamy, gubimy się w szybko zmieniającym się świecie. Między innymi dlatego od pewnego czasu w Biurze RPO organizujemy cykl otwartych debat Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Ich unikalność polega na tym, że biorą w nich udział także ci, których to bezpośrednio dotyczy. Staramy się, aby z jednej strony byli to naukowcy, organizacje pozarządowe, eksperci, ale jeżeli debata jest np. o wolności, to zapraszamy na nią także byłych więźniów. Jeśli tematem jest godność, to uczestniczą w niej bezdomni ze schroniska św. Łazarza. Bo tylko wtedy możemy zapytać wprost: kiedy i jak wasza godność jest w praktyce naruszana? Jakie znaczenie ma praca dla więźniów?

Te debaty są potrzebne, bo my tak pięknie mówimy często o wolności, o godności człowieka, a równocześnie przegrywamy w Trybunale sprawy dotyczące potrzeby ciepłej kąpieli dla więźniów, albo kwestii umożliwienia im prania odzieży w więzieniu.

Czyli sprawy dotykające elementarnej godności.

– I to jest właśnie konkretny problem. Z jednej strony mamy wielkie słowa i opowieści o tym, ile zrobiliśmy dla wolności, ale jeżeli chodzi o zajmowanie się najsłabszymi, to już tak różowo nie jest. Zwłaszcza tam, gdzie nie jest to popularne politycznie. Bo np. bezdomni nie pójdą głosować, nie będą użyteczni, więc nie ma się o kogo starać. Podkreślam, panuje dziś tego typu pragmatyzm – i widocznie coś innego przynosi dochód, coś innego jest opłacalne.

To samo dotyczy osób starszych.

– Przywołam wstrząsającą historię pewnego powstańca warszawskiego: półtorej godziny oczekiwania w banku, publiczne wyszydzenie przez urzędniczkę, że jeśli ktoś nie potrafi opanować potrzeb fizjologicznych to ma nie przychodzić do banku, a toaleta jest dla personelu, w końcu doprowadzenie do sytuacji, kiedy ten pan zanieczyszcza się przy innych.

Dedykuję tę opowieść wszystkim osobom, które twierdzą, że w Polsce nie ma dyskryminacji osób starszych.

A potem ten pan przegrywa w sądzie, także w drugiej instancji, gdzie występujemy w jego imieniu już jako urząd RPO. Wygrywamy dopiero kasację w Sądzie Najwyższym, dzięki czemu mamy precedensowe orzeczenie, na które warto się powoływać przy różnych sprawach dotyczących godności w relacjach międzyludzkich i międzypokoleniowych.

To jest problem masowy?

- Tak, prawa osób starszych są naruszane. Z jednej strony mamy fenomen Uniwersytetów Trzeciego Wieku – i to jest siła pewnej pozytywnej zmiany w Polsce – a z drugiej silne poczucie uprzedmiotowienia, zwłaszcza osób w wieku 80 plus. To one najczęściej padają dziś ofiarą rozmaitych oszustw. Nie wynika to tylko z ograniczeń zdrowotnych, które nasilają się po 80. roku życia, ale także ze względu na stare przyzwyczajenia. To jest jedno z ostatnich pokoleń poprzedniego ustroju, w którym istniał jeden bank państwowy, wobec czego pracownik banku był traktowany jako funkcjonariusz publiczny, a kiedy przychodził ktoś z ubezpieczeń to był reprezentantem państwa. Stąd myślenie: taki urzędnik mnie przecież nie oszuka.

Dawno i nieprawda…

– Niestety, dziś po drugiej stronie jest pracownik komercyjnego banku, który w specjalnej kartotece może mieć wpisane hasło: „stary, łatwowierny”, czytaj „można mu wcisnąć wszystko”. Taka właśnie sytuacja zdarzyła się w Niemczech, gdzie prowadzono tego typu  kartoteki dotyczące ludzi starszych. Jestem niezmiernie ciekawa, ile było u nas podobnych historii, zwłaszcza w przypadku tzw. polisolokat. A to stwarza zasadnicze pytanie: jeżeli karze się lekarza, który dokonał błędu w sztuce lekarskiej, to analogicznie możemy uznać, że prowadzenie banku i działalności finansowej także jest sztuką. Oczywiście, pomyłki się zdarzają i kredyt czy inny produkt finansowy może otrzymać ktoś, kto nie powinien go nigdy dostać, ale jeżeli tak się dzieje w przypadku 60 proc. klientów tego banku? Albo jeśli jest bank, któremu możemy udowodnić, że sprzedaje 90-latkowi inwestycję mogącą przynieść pierwszy zysk po 20 latach? Skala takich oszustw jest naprawdę niepokojąca. W wydanym przez RPO raporcie na temat osób starszych na rynku usług finansowych wskazujemy na tego typu negatywne praktyki, ale także przedstawiamy zalecenia dotyczące sposobu obsługi seniorów.

 

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 1 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..

Reklama

Reklama

Autopromocja