Bardzo często próbujemy zachowywać się kulturalnie wobec Pana Boga, żeby przypadkiem Mu nie przeszkadzać. Podejmujemy więc działania na własną rękę, ale rezultaty bywają rozczarowujące. Ewangeliczny Jair zrobił odwrotnie – nie zważał na to, co powiedzą inni, kiedy z wiarą błagał Mistrza, by uratował od śmierci jego córkę.
Jezus był otoczony tłumem ludzi. Wielu przyszło z ciekawości, w pogoni za sensacją, a inni, aby spotkać Boga i zmienić życie. Jezus nie postrzegał tłumu jako zbiorowiska ludzi, ale zawsze dostrzegał pojedyncze osoby z ich unikalną historią, dlatego nie przywiązywał wagi do tego, że Jair był przełożonym synagogi. Dzisiaj także Jezus patrzy na każdego z nas z wielką troską i miłością.
On jest życiem
Jair cierpiał, gdyż jego córka była bliska śmierci. Z pewnością słyszał wcześniej o Jezusie. W synagodze wśród uczonych w Piśmie i faryzeuszów zachowanie Mistrza z Nazaretu było szeroko komentowane. Wbrew uprzedzeniom i lękom mężczyzna upadł na kolana przed Chrystusem i ze łzami w oczach prosił Go o pomoc. Chociaż doświadczał rozpaczy, wypełniała go pokora. Dostrzegał, że wszystko, na czym się dotychczas opierał, było nieskuteczne i zrodziło bezradność. Takie sytuacje otwierają na wiarę i osobiste spotkanie z Jezusem, który jest życiem.
Boża rzeczywistość
Gdy przełożonemu synagogi doniesiono, że sprawa jest nieaktualna, bo jego córka już umarła, Jezus zachęcił go do przyjęcia postawy wiary – powiedział: „Nie bój się, wierz tylko!” (Mk 5, 36). Zdumiewająca jest wiara Jaira. Choć inni podpowiadali mu, żeby zrezygnował i nie przeszkadzał Nauczycielowi, on już spotkał Boga i teraz tylko w Nim pokładał nadzieję. Mimo że wyglądało to absurdalnie, poszedł z Jezusem do swojego domu z sercem pełnym wiary i gorąco prosił o cud. Nie patrzył już na rzeczywistość swoimi oczami, ale oczami wiary. Gdy dotarli na miejsce, Chrystus stwierdził, że dziewczynka nie umarła, tylko śpi (zob. Mk 5, 39). W Bożych oczach wszystko wygląda zupełnie inaczej, niż nam się wydaje.
Narzędzie miłosiernego Pana
Pewna wierząca lekarka opowiadała mi kiedyś, że w jej bloku w czasach PRL-u mieszkało pięciu funkcjonariuszy bezpieki. Mieszkańcy bardzo się ich bali. Tak się złożyło, że w niewielkich odstępach czasu każdy z nich poważnie zachorował, a ona pierwsza i jako jedyna udzieliła im pomocy. Gdy się nimi opiekowała, nigdy nie mówiła im o Bogu, tylko z miłością realizowała swoje powołanie, spełniając uczynki miłosierdzia, choć dobrze wiedziała, kim byli. Na koniec tylko jeden z nich nie zdążył poprosić o sakramenty przed śmiercią.
Jak widać, każdy z nas – na wzór Jaira – może stać się narzędziem miłosiernego Pana, który przychodzi, by ulżyć cierpiącym, umacniać słabych i chorych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.