Jan Paweł II zawsze witał mnie słowami: Ignaś, Ignaś, jak się masz? Jak długo się śmiejesz, tak długo jest dobrze. Ignaś, co masz do powiedzenia?. Mówiłem mu, że teraz, jako emeryt, nie mam już żadnych problemów do rozważania z Ojcem Świętym jako Głową Kościoła. Przywożę tylko anegdoty. Niedziela, 28 października 2007
– Były także inne spotkania?
– Możliwości spotkań było coraz więcej. Najpierw wyjazd na Sobór do Rzymu, gdzie mieszkaliśmy razem w Kolegium Polskim. Później uroczystości milenijne, na które wszyscy biskupi – jeśli to tylko było możliwe – udawali się do każdej diecezji, która organizowała takie uroczystości. Tak zacieśniały się więzy naszej przyjaźni. Gdy został później arcybiskupem krakowskim, nasze powiązania były już dość głębokie.
Okazji do spotkań przysparzała także grupa księży byłych więźniów obozów koncentracyjnych, którą Metropolita Krakowski darzył szczególną sympatią. Gdy bp Kazimierz Majdański zorganizował dla tych księży pielgrzymkę do Rzymu, to właśnie abp Wojtyła przewodniczył Mszy św. na Monte Cassino, odprawianej mimo padającego deszczu. On też przedstawiał nas na audiencji w Watykanie Papieżowi Pawłowi VI.
W 1972 r. powstały nowe diecezje. Będąc ordynariuszem koszalińsko-kołobrzeskim, byłem równocześnie w Konferencji Episkopatu Polski przewodniczącym Komisji ds. Środków Społecznego Przekazu. Co roku w styczniu jeździłem do Zakopanego, gdzie w „Księżówce” odbywały się spotkania Komisji Duszpasterskiej. Gospodarzem tych spotkań był, oczywiście, Metropolita Krakowski. Program był tak ułożony, że po obiedzie była przerwa do piątej po południu. On w tym czasie zawsze znikał. Brał narty, pędził na stację kolejki, by wjechać na Kasprowy Wierch i raz, a nawet dwa razy zjechać z niego na nartach. Zawsze o piątej już był z powrotem na obradach. A wieczorami i przy innych okazjach było sporo czasu na przyjacielskie spotkania, by wymienić poglądy, podzielić się swoimi przeżyciami czy pożartować. I tak było aż do pamiętnego poniedziałku 16 października 1978 r., kiedy to kard. Karol Wojtyła został wybrany na papieża.
– Jak Ksiądz Biskup wspomina ten historyczny dzień?
– Właśnie w tym czasie w Rzymie były przewidziane obrady Rady Konferencji Episkopatów Europy (CCEE), na które zostałem wydelegowany przez Konferencję Episkopatu Polski. W sobotę 14 października o piątej po południu zjawiłem się w Kolegium Polskim przy Piazza Remuria, gdzie wcześniej zamówiono noclegi. Nie mogłem już spotkać się z kard. Wojtyłą, by go pożegnać. Przed dwoma godzinami odjechał na konklawe. W niedzielę poszedłem dwukrotnie na Plac św. Piotra, aby obserwować unoszący się nad Kaplicą Sykstyńską czarny dym. W poniedziałek w południe trochę spóźniłem się na plac, z którego Włosi już wracali do domów. Wieczorem stałem przy kolumnadzie Berniniego po lewej stronie, blisko via della Conciliazione. W tym miejscu można było dobrze widzieć dym wydobywający się z komina. Nagle ktoś krzyknął, a za chwilę krzyczało już wielu: „Bianca! Bianca!”. Rzeczywiście, nad Kaplicą Sykstyńską unosił się wyraźnie biały dym. Już nie było żadnej wątpliwości – Ojciec Święty został wybrany.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.