Jan Paweł II zawsze witał mnie słowami: Ignaś, Ignaś, jak się masz? Jak długo się śmiejesz, tak długo jest dobrze. Ignaś, co masz do powiedzenia?. Mówiłem mu, że teraz, jako emeryt, nie mam już żadnych problemów do rozważania z Ojcem Świętym jako Głową Kościoła. Przywożę tylko anegdoty. Niedziela, 28 października 2007
Natychmiast Plac św. Piotra zaczął się napełniać wiernymi z całego Rzymu i turystami. Docierali ze wszystkich stron po usłyszeniu wiadomości w radiu bądź telewizji. Po dłuższym oczekiwaniu pojawiła się procesja i z ust kard. Feliciego usłyszeliśmy słowa: „Anuntio vobis gaudium magnum: Habemus Papam!...”. Włosi reagują spontanicznie, krzyczą, hałasują, słychać niemilknące oklaski. Gdy wreszcie kard. Felici doszedł do głosu i powiedział „Carolum...”, dla Włochów było jasne – „Confalonieri”, tylko on jedyny z włoskich kardynałów miał na imię Karol. Ale przecież ten kardynał z powodu swojego podeszłego wieku nie uczestniczył w konklawe! Ogólne zdumienie, że wybrano takiego staruszka. Ale kard. Felici powoli mówił dalej: „...Sanctae Romanae Ecclesiae Cardinalem Wojtyła!...”. Usłyszeliśmy bardzo poprawnie wypowiedziane „ł”.
Pod nami ugięły się nogi. Wprost nie do wiary! Reakcje ludzi były przedziwne. Stojąca obok Włoszka krzyknęła: „To chyba nie jest Murzyn?!”. Takiego nazwiska jeszcze w życiu nie słyszała. Wyciągnęła szybko „L’Osservatore Romano”, w którym były fotografie i nazwiska wszystkich kardynałów. Za chwilę znów krzyczy: „Polacco! Polacco!”. No i wreszcie ukazał się nowy Ojciec Święty i po włosku pozdrowił: „Sia lodato Jesu Christo...”. Ta sama Włoszka już bardzo radośnie zawołała: „Parla italiano!”. No i rzeczywiście potem Jan Paweł II mówił po włosku. Mówił do Włochów, że przyjechał z dalekiego kraju, że mówi w obcym języku, czyli inaczej w naszym. „Jak się pomylę, to mnie poprawcie...”. Ogólny śmiech i oklaski. Bardzo szybko zjednał sobie Włochów swoją bezpośredniością.
Następnego dnia – we wtorek – zaskoczyła Włochów kolejna wiadomość. Ojciec Święty pojechał do kliniki Gemellego odwiedzić bp. Andrzeja Deskura, który nagle zachorował. Dla Włochów było to czymś niezwykłym, nadzwyczajnym. Odnotowali to jako wielkie wydarzenie. Dzień później sam się przekonałem, że będzie to niezwykły pontyfikat. Wracam w środę z przechadzki na obiad w Kolegium, a tu mówią mi, że wieczorem będę na kolacji u Ojca Świętego. Ja mówię: „Wy sobie kawały róbcie z kimś innym, a nie ze mną. Gdzie biskup z Koszalina pójdzie na wieczerzę do Papieża? Pewnie na głowę upadliście”. „Ale naprawdę! – przekonywał mnie w czasie obiadu ks. rektor Michalik. – Dzwonił ks. Dziwisz, że Ksiądz Biskup ma wieczorem przyjść do Watykanu na kolację!”. Dla mnie było to zupełnie niesłychane. I faktycznie, o określonej porze szofer – ten sam, który wiózł kard. Wojtyłę na konklawe – zawiózł mnie do Watykanu we właściwe miejsce.
Ks. Dziwisz zjechał po mnie windą i udaliśmy się do apartamentów Ojca Świętego. Patrzę – jest też bp Szczepan Wesoły. Okazało się, że w Rzymie było wtedy obecnych tylko dwóch polskich biskupów – bp Wesoły i ja – i Ojciec Święty chciał się z nami spotkać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.