Niektórzy nawet pisali do Prymasa, że ten biskup jest bez wiary, bo w śmietniku ludzie gromadzą się na modlitwę. Tłumaczyłem: szopka betlejemska nie była w lepszym stanie. A kiedy już kościół powstał, to połączył ludzi. To dla Kościoła był trudny czas. Niedziela, 6 stycznia 2008
Alicja Dołowska: – Podczas procesu morderców ks. Jerzego Popiełuszki oskarżony Piotrowski zarzucił Księdzu Arcybiskupowi współpracę z gestapo. Cała Polska doznała wtedy szoku. Powiedział Eminencja wówczas, że to „celny strzał, bo po miłości do Boga zaraz w kolejności jest u mnie miłość do Ojczyzny”. Bolało?
Abp Ignacy Tokarczuk: – Bolało, ale ja się z szykanami liczyłem, ponieważ moja działalność dawała się komunistom we znaki. Wiedziałem, że zrobią wszystko, by we mnie uderzyć, że wiele przykrości może mnie spotkać. Ryzyko prowokacji, aresztowania, a nawet utraty życia wkalkulowałem w swój los. Zdawałem sobie sprawę z tego, że trzeba będzie za swoją postawę zapłacić. Za te wszystkie rzeczy, które udało mi się zrobić. Już wcześniej chcieli mi zaszkodzić. Rozpuszczano informacje, że jestem Ukraińcem, bo w zamyśle szerzących takie pogłoski w diecezji przemyskiej, którą prowadziłem, miały one podważyć zaufanie wiernych do mojej osoby. A w naszej diecezji wiele rodzin doznało krzywd z rąk band UPA, które wymordowały ich bliskich. Z kolei Ukraińcom mieszkającym na naszym terenie mówiono, że biskupem zostałem po to, żeby odbierać im świątynie i przekształcać na katolickie. Ale starałem się zawsze być blisko swoich wiernych, więc wierzono mnie. Odwiedzałem parafie, nawet te najbardziej oddalone.
– Te w Bieszczadach? Jeszcze dziś czuje się tam ślady tragedii. To tragiczna ziemia.
– Ofiary w miejscowości Terka. Tam miejscowi zaczęli mordować Polaków, a potem Polacy wzięli rewanż. Tak, Bieszczady przeżyły tragiczne wypadki w czasie wojny i po wojnie. UPA miała w tych lasach swoje siedziby i magazyny. Działalność UPA trwała do lat 50. Walczyli przeciwko Polakom, ale też z żołnierzami radzieckimi, zapominając, że w tamtej armii też byli Ukraińcy. Dopiero ok. 1950 r., kiedy główny ich dowódca wysadził się w powietrze, mordy się skończyły. Zginęło wielu ludzi.
– W 1965 r. podczas ingresu, obejmując diecezję przemyską, bardzo naraził się Ksiądz Arcybiskup komunistom, określając ówczesny PRL jako „czasy nienormalne”.
– Ależ to był nienormalny czas. Państwo przecież nie przestrzegało zawartych wcześniej umów, więc dlaczego ja miałem to czynić? Wiedziałem, że wypowiem posłuszeństwo prawu sowieckiemu, jeżeli chodzi o stosunek państwa do Kościoła. Politycy twierdzą, że liczy się kompromis. Jednak nie szedłem na kompromis z władzą, ponieważ komunizm zmierzał do unicestwienia religii. Co do tego nigdy nie miałem złudzeń. Zdarzały się, co prawda, okresy odwilży i samokrytyka władzy przyznającej się do „błędów i wypaczeń”, ale wiedziałem, że to tylko manipulacja i dalej będą robić swoje.
– Jeszcze w 1976 r. Ksiądz Arcybiskup powiedział wiernym, że sytuacja Kościoła w Polsce i warunki, w jakich działa, są takie same jak w okresie okupacji. Nie było to przesadne porównanie?
– Przecież była to okupacja narodu przez system. Wspomagana w pierwszej fazie przez NKWD, a potem wierność Rosji. To była Polska, ale zniewolona, system, który czynił państwo własnością partii. Naród nie pogodził się z tą zależnością. Dlatego wiedziałem, że prędzej czy później ten system pozbawiony korzeni tożsamości musi się skończyć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.