Ojciec Święty zaprosił mnie na „Anioł Pański” do Castel Gandolfo i powiedział, że mam jechać do Polski i objąć funkcję nuncjusza apostolskiego, aby odbudowywać to, co tam zostało przerwane przez lata komunizmu, i w nowej rzeczywistości doprowadzić do pełnej normalizacji życia Kościoła w Polsce. Niedziela, 13 września 2009
– Ojciec Święty wiedział, że Ekscelencja był do tego najlepiej przygotowany, bo przez wiele lat pracował w Watykanie, doskonale znał język włoski, znał struktury Stolicy Apostolskiej, a ponadto brał udział w rozmowach przygotowawczych do regulacji stosunków państwo – Kościół.
– W 1969 r., kiedy to nastąpiło umiędzynarodowienie Kurii Rzymskiej, Kongregacja ds. Dyscypliny Sakramentów zwróciła się do Konferencji Episkopatu Polski o przedstawienie kandydata do pracy w tej kongregacji i wtedy kard. Wyszyński przedstawił mnie. Zostałem przyjęty w 1969 r. i pracowałem w tej kongregacji do 18 października 1978 r., kiedy to z woli Ojca Świętego zostałem przeniesiony do Sekretariatu Stanu.
Pracując w Kongregacji ds. Dyscypliny Sakramentów, byłem także powoływany na osobę towarzyszącą abp. Luigiemu Poggiemu w podróżach do Polski, zwłaszcza w latach 1976-77, kiedy był prowadzony intensywny dialog i powołany specjalny Zespół do Stałych Kontaktów Roboczych z Rządem Polskim, a ze strony polskiej – Zespół do Stałych Kontaktów Roboczych ze Stolicą Apostolską. Nawiasem mówiąc, zespół polski zamieszkał w Rzymie na stałe i miał akredytację w Watykanie, a my pracowaliśmy w instytucjach, które przyjęły nas do pracy, wykonując jako dodatkowe zadania, o których przed chwilą mówiłem. Tą drogą wchodziłem w struktury pracy dyplomatycznej i zdobywałem przygotowanie praktyczne, które, myślę, przydało się w pracy i bezpośredniej posłudze Ojcu Świętemu.
– Jako pracownik Kongregacji ds. Dyscypliny Sakramentów był Ekscelencja włączony w nieco inną sferę działania, praca w Sekretariacie Stanu wymagała trochę innego patrzenia na wiele spraw...
– Tak. Ojciec Święty Jan Paweł II był genialnym człowiekiem. W Polsce nie poznaliśmy go do końca. Później poznawaliśmy go coraz bardziej w codziennej pracy i muszę powiedzieć, że było szokujące, jakie pokłady wiedzy i duchowości w nim tkwiły. Nowe powołanie, jakim było papiestwo, wyzwoliło w nim niebywałą siłę i energię. Wystarczy, że powiem, iż 16 października 1978 r. został wybrany na papieża, inauguracja pontyfikatu miała miejsce 22 października, pierwsza podróż zagraniczna – 28 stycznia 1979 r., a w pierwszych dniach marca tegoż roku opublikowana została pierwsza encyklika „Redemptor hominis”, którą własnoręcznie napisał. To obrazuje, jakim tytanem pracy był ten człowiek, jakie pokłady wiedzy nosił w sobie.
Na nasze pytanie: Ojcze Święty, kiedy Ojciec napisał tę encyklikę?, powiedział, że nic go to nie kosztowało, że wszystko przywiózł ze sobą z Polski, a teraz tylko przelał na papier. Cieszę się, że mogę dać temu świadectwo, bo jestem w posiadaniu kopii rękopisu tej encykliki – manuskrypt jest w watykańskim Archiwum – a myśmy się męczyli nad tłumaczeniem tekstu polskiego na język włoski. Muszę jeszcze powiedzieć, że czymś wspaniałym były te dni, miesiące, lata bezpośredniej pomocy Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II, a ogromne zaufanie, jakim nas darzył, zobowiązywało do jak najlepszego wypełniania swoich zadań.
– Proszę się przyznać, czy nie żal było Księdzu Arcybiskupowi wyjeżdżać z Rzymu od takiego Papieża?
– Wyjazd z Rzymu był dla mnie emocjonalnym przeżyciem, bo z Ojcem Świętym był kontakt bezpośredni. Przyjazd do Polski w warunkach, jakie wtedy istniały, to była nowa rzeczywistość. Nowa szansa, ale także świadomość, że owszem, współpracuję nadal z Ojcem Świętym, jednak już z pewnego dystansu, z większą odpowiedzialnością osobistą. Wymagało to także wiele pracy nad sobą. Ale muszę powiedzieć, że znalazłem tutaj, w Polsce – zarówno w środowisku kościelnym, jak i świeckim – dużo otwartości, życzliwości i zrozumienia, że łączy nas ta sama służba Ewangelii, Kościołowi i Ojcu Świętemu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.