Ciemna noc ducha to nie oddalenie się od Chrystusa, ani oddalenie się Chrystusa od nas. To dar – fakt, że niezwykle trudny – dany nam właśnie po to, aby się do Chrystusa zbliżyć i wejść głębiej w Jego Miłość. Bo „…drogi moje nie są jako drogi wasze – mówi Pan”. Wieczernik, 153/2007
A zatem: najpierw jest zachwyt. Potem zachwyt się wycisza i przychodzi normalność. Raz jest lepiej, raz gorzej, raz droga i boku Chrystusa wydaje nam się lekka i cudowna (wtedy, kiedy oddajemy Mu nasze życie), kiedy indziej – mozolna i pod górkę (najczęściej wtedy, kiedy staramy się „być mądrzejsi”, kiedy ulegamy grzechowi, kiedy na siłę staramy się realizować własne pomysły na życie). Błogosławieństwo tego duchowego rytmu polega także na tym, że „wiemy, co nas czeka”. Że kiedy nasza dusza „fruwa” i raduje się bliskością Boga – mamy świadomość, że nie zawsze tak będzie. Ale też – że kiedy jest nam duchowo ciężko i źle, kiedy cały świat wydaje się pusty, możemy pocieszać się tym, że to przecież minie. Że po nocy zawsze przychodzi dzień, bo burzy znowu widać słońce, po zimie musi nastąpić wiosna.
***
A co by było, gdyby dzień nie wstał?
***
Co by było, gdyby nagle okazało się, że ta noc nie ma końca? Że będzie trwała wiecznie? Że nieprzyjaciel – jak we „Władcy Pierścieni” – zasnuł niebo dymem zła tak, że słońce nie rozświetli już mroków?
Co byś zrobił mając świadomość, że już zawsze będzie ciężko i pod górkę? Że zawsze już będziesz musiał zmagać się ze zniechęceniem, z brakiem poczucia Bożej obecności, z duchowym chłodem, z pustką w sercu? Że już zawsze modlitwa czy Eucharystia będą (na poziomie uczuć) ciężkim obowiązkiem, a nie radością? Że już do końca będziesz musiał walczyć z pokusą grzechu, nie mając za grosz satysfakcji ze zwycięstwa? Że miejsce radości wiary i poczucia bliskości Boga zajęła pustka – i że ta pustka wcale nie zniknie jutro, pojutrze ani za rok?
Wielu świętych przeżywało taki czas. Czas beznadziei, poczucia opuszczenia, duchowego zimna, pustyni wiary. Czas, kiedy wszechogarniająca świadomość pustki i oddalenia od Boga jest tak silna, że człowiek (znowu – mówimy o poziomie uczuć i emocji) po prostu nie wierzy już w to, że kiedykolwiek może być inaczej.
Nie, nie chodzi – mówiąc językiem Ignacego – o „nieco dłużej trwające strapienie”. Chodzi o stan, który może trwać miesiącami, latami, a nawet do końca życia. Porównanie go ze „zwykłym” strapieniem to jak porównanie chwilowego złego nastroju do ciężkiej, klinicznej depresji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.