Ciemna noc ducha to nie oddalenie się od Chrystusa, ani oddalenie się Chrystusa od nas. To dar – fakt, że niezwykle trudny – dany nam właśnie po to, aby się do Chrystusa zbliżyć i wejść głębiej w Jego Miłość. Bo „…drogi moje nie są jako drogi wasze – mówi Pan”. Wieczernik, 153/2007
Wielu świętych przeżywało taki czas, wielu też o nim pisało. Dzięki nim wiemy, że nie jesteśmy sami w naszych cierpieniach, że inni także przed nami szli taką drogą. Wielu dzieliło się swoimi doświadczeniami, wielu także pisało, że ten czas – choć potwornie trudny, choć bolesny i mozolny – może być (co za paradoks!) czasem niezwykłego zbliżenia się do Chrystusa. Tak, właśnie zbliżenia – choć nasze uczucia próbują nam wmówić, że nigdy jeszcze Chrystus nie był tak daleko…
Nikt chyba nie opisał tego doświadczenia tak głęboko – i tak wymownie – jak święty Jan od Krzyża. Tytuł jego poematu – „Ciemna noc duszy” – stał się wręcz synonimem tego czasu duchowego cierpienia i poczucia osamotnienia.
Nie śmiałbym tu analizować słów doktora Kościoła i jednego z najważniejszych tekstów mistycznych w naszej historii. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na trzy aspekty tego, o czym pisze Jan od Krzyża, na trzy myśli, które każą zupełnie inaczej spoglądać na „noc ciemną”.
Po pierwsze – wielki mistyk pisze jednoznacznie o tym, kiedy w życiu człowieka czas taki może nastąpić:
W tę ciemną noc zaczynają wstępować dusze wtedy, gdy Bóg wyprowadza je ze stanu początkujących. Dzieje się to wówczas, gdy dusze rozmyślające już na drodze życia duchowego zaczyna Bóg podnosić do stanu doskonałych, czyli do zjednoczenia duszy z Bogiem.
„Gdy Bóg wyprowadza je ze stanu początkujących”. Kiedy byliśmy na etapie „duchowych dzieci”, zapewne nie znieślibyśmy takiego doświadczenia. Zapewne odpadlibyśmy od Chrystusa, zerwali ścisłe więzi, jakie nas z Nim łączą. A przecież Bóg nigdy nie daje nam ciężarów ponad nasze siły. Jeśli zatem nakłada na nasze barki taki ciężar – czy też dopuszcza jego obecność – to tylko wtedy, kiedy jesteśmy w stanie go dźwigać.
Życie duchowe to droga. Kto na tej drodze przystaje – już zaczyna się cofać. Nie możemy całe życie być „początkującymi” w relacjach z Bogiem – tak samo, jak nie da się całego życia spędzić w stanie zakochania w drugim człowieku. Albo zakochanie przerodzi się w prawdziwą miłość (ze wszystkimi jej konsekwencjami, tymi radosnymi i tymi trudnymi), albo wygaśnie. Trudności i strapienia nie oznaczają wygaśnięcia miłości – oznaczają jedynie przejście na następy jej etap. A „noc ciemna” to etap jeszcze głębszego zaangażowania, głębi miłości dla której najważniejsze jest dążenie do jedności z Ukochanym – nawet za cenę cierpienia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.