Każdy odbiera człowieka po swojemu. Poznałam Ojca Franciszka zaraz po jego święceniach kapłańskich, kiedy trafił do naszej parafii. Ludzie z naszej parafii, patrząc na niego stwierdzali, że to jakiś taki „inny ksiądz”. Wieczernik, 165/2009
Wieczernik: Niewielu z nas miało okazję spotkać osobiście ks. Franciszka Blachnickiego. Jan Paweł II nazwał go gwałtownikiem Bożym. Jednak z drugiej strony ci, którzy słuchali jego konferencji narzekali na to, że często były one… nudne. Gdy słucha się opowieści o nielegalnych budowach i różnych sposobach walki z systemem komunistycznym, można pomyśleć, że założyciel naszego Ruchu był kimś w rodzaju szaleńca. Trudno z tak sprzecznych informacji utworzyć spójny obraz ks. Franciszka. Pani nie tylko spotkała go w swoim życiu, ale przez wiele lat, była pani również jego bliską współpracownicą. Jaki był Ojciec założyciel naprawdę?
Dorota Seweryn: Każdy odbiera człowieka po swojemu. Poznałam Ojca Franciszka zaraz po jego święceniach kapłańskich, kiedy trafił do naszej parafii. Ludzie z naszej parafii, patrząc na niego stwierdzali, że to jakiś taki „inny ksiądz”. Ja mogę jedynie mówić o moich własnych odczuciach. Gdy go poznałam, miałam 16 lat i odebrałam go przede wszystkim jako człowieka równego. Chodzi mi o to, że nigdy nie miał takich „falowań”, by raz narzekać, a potem chwalić. Nie, zawsze był równy.
W.: Rozwińmy tę myśl. Jak ta równość ks. Franciszka przejawiała się w życiu codziennym? Jak postępował z ludźmi?
D.S.: W spotkaniu z każdym człowiekiem przyjmował to, że jest ono takie, jakie jest. Dla niego każdy człowiek był dany i zadany czy spotkanie z nim było łatwiejsze czy trudniejsze. Przede wszystkim nigdy nie denerwował się na nikogo bez powodu, albo nie mając racji. Denerwował się tylko na sprawę, a nie na człowieka. Nie krzywił się i nie boczył. Nigdy nie używał obraźliwych słów, nie poniżał człowieka.
W.: A jak zachowywał się względem współpracowników?
D.S.: Był wymagający. Wymagał dużo od siebie i od swoich współpracowników. Oczekiwał, żeby byli sumienni, oddani Bogu, pracowici, zaangażowani w to, co robią. Potrafił się zdenerwować i powiedzieć „Co to za partacka robota?”, gdy coś było zrobione niedbale, ale nie było w tym obrazy człowieka.
W.: Czyli był raczej stanowczy a nie łagodny?
D.S.: To zależy czego to dotyczyło. Jeżeli była to praca, to mówił „robimy to w ten a ten sposób”. My czasami nie zgadzaliśmy się z nim, dyskutowaliśmy, ale i tak przeprowadzał swoją wolę, bo wiedział, że się mylimy, a on ma rację.
W.: Wygląda na to, że ks. Franciszek był surowy?
D.S.: Na zewnątrz można było myśleć, że Ojciec był surowy, ale jak tylko się odezwał, to wiadomo było, że jest dobry. W jego oczach było widać dobro. Były łagodne i ciepłe. W jego podaniu ręki także było czuć, że było się dobrze przyjętym. Stwarzał od razu przy sobie poczucie bezpieczeństwa. Można było mieć do niego absolutne zaufanie. Nigdy niczego nie powtarzał nikomu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.