Wiara kojarzy się nam raczej z rzeczywistością wstydliwą, której lepiej nie dotykać, nie zgłębiać. Nie taktujemy jej jak części własnego życia, ale jak coś wielkiego i przerażającego. Mamy też różne grzechy na sumieniu, więc wolimy podchodzić do wiary z dystansem. Przegląd Powszechny, 10/2007
– Ale są jeszcze księża, w których pokutuje myślenie, że tylko oni mają prawo decydować o budowaniu Kościoła, czy nawet swojej parafii i nie dopuszczają świeckich.
– Tak, ale trzeba się zastanowić, czy postępowanie tych księży jest sensowne i buduje Kościół, czy też nie. Za 20 lat taka parafia pewnie przestanie działać, bo już nikt nie będzie tam przychodził. Takim księżom należy wpoić zasadę, że bez świeckich nic nie da się zrobić w Kościele. Naprawdę! Ja z kolei znam wielu fajnych duchownych, którzy doskonale to rozumieją. Ksiądz jest niezbędny, bo odprawia mszę, sprawuje sakramenty, ale Kościół budujemy razem. Świeccy też powinni zrozumieć, że muszą brać odpowiedzialność za pewne rzeczy, a ksiądz nas we wszystkim nie wyręczy.
Druga sprawa, o której Pani powiedziała: że księża mają inne podejście niż ja. Zdarza się tak, ale nie zawsze. Pierwsze, wewnętrzne recenzje mojej książki były bardzo rozchwiane. Mówiąc obrazowo, jeździłem od bandy do bandy. Jedni księża pisali, że książka jest fantastyczna, nadaje się na zajęcia dla kleryków, do szkoły. A inni mówili, że zdradziłem Jezusa i powinienem się poważnie zastanowić, co Mu powiem, jak się wreszcie z Nim spotkam twarzą w twarz. Ludzie mają różne podejścia. Jestem człowiekiem dorosłym i wiem, że jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził, i tyle. Żyję w Kościele i taki mam pogląd na tę sprawę. Jeśli ktoś się nie zgadza, proszę o kontrargumenty, a nie zarzut, że zdradzam Jezusa.
– Przywołuje Pan w książce różne postacie z Biblii, one też pomagają nam w pracy nad wiarą. Jest Dawid, Jeremiasz, Piłat, Noe... Ale Pismo Święte obfituje w bohaterów. Dlaczego zajął się Pan tylko tymi?
– Rzeczywiście, o każdej z postaci Pisma Świętego można wiele napisać, a już najciekawsi są bohaterowie drugoplanowi, których często pomijamy w naszych codziennych rozważaniach, jak Tamar czy osoby z Księgi Tobiasza. O postaciach Starego Testamentu pisał już Tadeusz Żychiewicz w swojej książce „Stare Przymierze”. Z ogromną czułością i empatią wchodził w losy tych bohaterów. Jest on dla mnie absolutnym wzorem. Natomiast wybrałem właśnie te postacie, ponieważ dotykają konkretnego problemu. Jeremiasz jest przykładem zmagania się ze swoim życiem i powołaniem, które Opatrzność nam zsyła. Dawid mówi nam wiele o grzechu, o tym, że wchodząc w rzeczywistość, która jest strasznym syfem, jesteśmy przekonani, że robimy najpiękniejsze rzeczy na świecie. Piłat, cytuję tutaj Tony’ego Blaira: „W nim najciekawsze nie jest to, że on był człowiekiem złym, ale o mały włos nie stał się człowiekiem dobrym”. To jest dylemat, który każdy przerabia w swoim życiu. A Noe to facet, z którego zrobiono wariata. Słońce świeci, a on mówi wszystkim, że będzie potop i buduje jakąś arkę. Te postacie są niezwykłe, można bajać o nich godzinami. Kiedy opowiadam o nich moim znajomym, czy teraz w czasie różnych spotkań wokół książki, to ludziom zaczynają się oczy świecić. A to wszystko jest przecież w Biblii, na wyciągnięcie ręki. Ja nie produkuję drzwi, framug, ani kluczy, po prostu przychodzę i przekręcam kluczyk. Czasami takie jest moje zadanie i tyle. Te postacie są dla mnie bardzo ważne, weszły w mój obieg myślenia, w emocje. Z wieloma z nich się zaprzyjaźniłem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.