W polskim Kościele nie dostrzega się często różnicy między porządkiem aksjologicznym i prawnym. To najpewniej główne źródło jego kłopotów z demokracją, które wystawia hierarchię Kościoła na krytykę. Niektóre środowiska twierdzą, że Kościół nie potrafi uznać rozróżnienia między aksjologią i prawem stanowionym. Przegląd Powszechny, 4/2008
Tak naprawdę jest to pytanie o to, jakie miejsce w życiu publicznym demokratycznego państwa powinien zajmować Kościół głoszący – jak twierdzą jego liczni przedstawiciele – wartości niepodważalne i prawo moralne wywiedzione z biblijnego objawienia. Można wierzyć, że biblijny Dekalog to najlepsza konkretyzacja uniwersalnego prawa moralnego (czyli, używając tomistycznego języka – prawa naturalnego). Według argumentacji Akwinaty, jednak nie wszystkie przepisy prawa Bożego (czy też dyrektywy wywiedzione z prawa naturalnego) powinny być wpisywane do kodeksów prawa stanowionego w państwie. Kto bowiem przez tworzenie poszczególnych regulacji prawnych zdaje się obiecywać społeczeństwo bez skazy, kusi do złego. Pierwszym zadaniem Kościoła jest zatem kształtowanie sumień, a nie formułowanie przepisów prawa państwowego. Zadanie to Kościół wypełnia przede wszystkim przez konsekwentne oraz gorliwe nauczanie o tym, co w katolickiej refleksji uznaje się za godziwe i moralnie dobre.
Nie można jednak wykluczyć, iż w pewnych szczególnych (na pewno nie wszystkich) przypadkach kształtowanie moralnej świadomości przez nauczanie wsparte może być również przez odniesienie do zgodnych z nim przepisów prawa państwowego. Św. Tomasz wspominał w tym kontekście o zakazie zabójstwa i kradzieży. Skoro zatem Kościół widzi w aborcji zabójstwo człowieka, nikogo nie powinno dziwić, iż biskupi chcą dążyć do formułowania jej prawnego zakazu w państwie. Tyle tylko, że we współczesnej Polsce dążenie to nie może obywać się bez respektu dla demokratycznych reguł. Owego dążenia nie wolno również przemieniać w zamiar wprowadzania moralnego absolutyzmu do prawa państwowego. Twierdzenie takie trudno jest dziś uznać wielu katolikom – także tym, którzy są aktywnymi politykami utożsamiającymi się z Kościołem (o czym świadczy chociażby przykład Marka Jurka i jego zwolenników).
Z drugiej strony słuszne rozdzielenie prawa Bożego i prawa państwowego służy również za oręż tym, którzy chcieliby pozbawić Kościół jakiegokolwiek uczestnictwa w debacie publicznej i wpływu, jaki może on wywierać swoim nauczaniem na kształt demokratycznego konsensu wyrażanego w prawodawstwie. W państwie demokratycznym jednak Kościół ma prawo, podobnie jak grupy uznające inne aksjologie, do uczestnictwa w debacie. Może także proponować, by elementy wyznawanego przez jego członków systemu wartości znalazły swoje odbicie w państwowej legislacji. Obecność tych elementów w prawie państwowym nie powinna być jednak rezultatem przymusu, jaki na prawodawcę wywrzeć by mogły kościelne instytucje. Może ona co najwyżej być efektem kompromisu osiągniętego w debacie publicznej, w której do głosu dochodzą różne światopoglądy. Ów kompromis to stała cecha nowoczesnej demokracji. Inna sprawa, że Kościół oraz inne wspólnoty religijne zajmują w debacie publicznej i w osiąganiu takiego kompromisu rzeczywiście miejsce szczególne.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.