Współcześnie dyskurs dotyczący seksualności z powodzeniem podejmują media – niekwestionowana czwarta władza w społeczeństwie. Cechą nowoczesnej kultury jest komercjalizacja seksualności i powszechna fascynacja seksem. Przegląd Powszechny, 12/2008
Popęd płciowy ulega autonomizacji i funkcjonuje w oddzieleniu od miłości seksualnej, może degradować się do prostego poszukiwania satysfakcji, do autoerotyzmu i niepokojącej infantylności zachowań. Banalizacja seksu związana jest z uznaniem, że jego aspekty techniczne, sprawnościowe i rekreacyjne są podstawowe.
Socjologowie zauważają, że od lat siedemdziesiątych konsekwentnie dąży się do „odmoralnienia” seksu i przesuwa granice tego, co dozwolone. Seks – pojmowany jako przedmiot konsumpcji czy kultu, jako działanie ludyczne lub jako miara ludzkiej godności, jako niewinne igraszki lub jako przemoc – stał się przedmiotem dwóch sprzecznych dyskursów.
Termin „seks” określa rodzaj społeczno-kulturowego spektaklu, który rozgrywany jest przez kobiety i mężczyzn wokół sfery seksualnej. Przez całe wieki wchodził on w zakres obowiązków małżeńskich: jego celem było zaspokoić pragnienie mężczyzny i potrzebę przedłużenia gatunku. Uczciwa kobieta nie doznaje rozkoszy, pożądanie i przyjemność były uznanymi przywilejami mężczyzn – w czasie stosunku „uczciwa” kobieta zamykała oczy i obmyślała menu na następny tydzień.
Według Anthony’ego Giddensa, rewolucja seksualna ostatnich trzydziestu czy czterdziestu lat to nie tylko, ani nawet przede wszystkim, neutralny płciowo rozkwit swobody seksualnej. Składają się na nią dwa podstawowe elementy: wyzwolenie seksualne kobiet oraz rozkwit homoseksualizmu, tak męskiego, jak kobiecego. Podaje się dziś w wątpliwość stereotyp, że kobiety pragną miłości, a mężczyźni poszukują jedynie doznań seksualnych. Jego zdaniem, te nieaktualne wyobrażenia na temat kobiet i mężczyzn mogłyby zostać całkowicie zmienione, a nawet odwrócone.
Badania potwierdzają, że emocjonalna bliskość i intymność z partnerem są dla kobiety ważniejsze niż osiąganie orgazmu. Dla kobiety grą wstępną jest wszystko, co dzieje się w ciągu 24 godzin przed stosunkiem, a dla mężczyzny – to 3 minuty poprzedzające stosunek. W badaniu, przeprowadzonym przez Millward Brown MSG/KRC na zlecenie firmy Janssen Cilag na temat życia seksualnego i antykoncepcji, ponad 12% Polek na pytanie: Czy prowadzi Pani życie seksualne? – odpowiedziało: Nie wiem. Prawdopodobnie oznacza to w istocie odmowę odpowiedzi; chyba że jest specyficzną formą krytyki partnera.
W koncepcji Strenberga istnieją trzy komponenty miłości: namiętność, intymność i zaangażowanie. W różnych związkach różne jest nasilenie tych komponentów. Namiętność wiąże się z seksualnością. Jest to bardzo gorące odczuwanie drugiego człowieka, są to silne emocje związane z pociągiem seksualnym. Oczywiście mitem jest, że namiętność będzie trwała przez całe życie. Badania wykazują, że jest ona najsilniejsza przez kilka pierwszych lat trwania związku. W późniejszych latach seks zdecydowanie odchodzi na dalszy plan.
Drugim ważnym elementem jest intymność. Bez namiętności związek przetrwa, nawet może bardzo dobrze funkcjonować, ale bez intymności chyba już nie. Intymność to bliskość, szczerość, bycie sobą w kontakcie z drugim człowiekiem. Intymność może również zastąpić namiętność. Trzecia sprawa to zaangażowanie. Jest ono bardzo ważne, ale okazuje się, że jeżeli jest TYLKO zaangażowanie, to związek umiera.
Jego wyrazem są słowa przysięgi małżeńskiej, to znaczy deklaracja tego, że będziemy ze sobą na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie; obejmuje ono takie sfery życia jak wydawanie pieniędzy, budowanie domu, wychowywanie dzieci. Jeśli nie ma nic ponad to, w związek wdziera się rutyna i nuda. Zaangażowanie jest oczywiście istotne, ale nie tworzy ono „kleju” spajającego związek, którym jest na początku namiętność, a potem intymność. Ważne jest, by te 3 komponenty w związku funkcjonowały, ale namiętność nie jest najważniejsza.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.