Święci o upadłych

Święty Cyprian w podejściu miłosierdzia nie akceptował zbytniej masowości zjawiska i niestosownego przyspieszenia. Równocześnie nie szczędził mocnych słów zwolennikom rygoryzmu. Pychą było w jego opinii przeświadczenie, że można oddzielić kąkol od pszenicy. W drodze, 10/2006




Cóż ja mogę?
Nikt nie zastąpi biskupów w rozmowie z upadłymi, zwłaszcza gdy są to grzechy publiczne, popełnione przez duchowieństwo. Rozmowa, na wzór spotkania Jezusa z Piotrem, ma prowadzić do prawdziwej skruchy, żeby jak święty Piotr byli gotowi na wszystko - zrób ze mną, co chcesz, Mistrzu. Owocem dojrzewającej w sercu Piotra skruchy było też nieobrażanie się na to, że Jezus kwestionuje jego odpowiedzi, kwestionuje miłość.

Przełożeni Kościoła polskiego napisali bardzo mądry i precyzyjny memoriał dotyczący przypadków współpracy duchowieństwa ze służbami PRL. Logicznym następstwem memoriału jest teraz prowadzenie przez biskupów i przełożonych zakonnych rozmów z braćmi podejrzanymi o współpracę, rozmów na wzór spotkania Jezusa z Piotrem nad jeziorem Genezaret. I tutaj mają twardy orzech do zgryzienia. Bo nie chodzi tylko o same rozmowy. Problemem jest, jak do nich doprowadzić, jeżeli brat nie przyznawał się przez wiele lat albo jeżeli dokumenty sugerują winę, a on nadal milczy. Jak doprowadzić do pax Ecclesiae - obdarzenia pokojem Kościoła? I to w sposób, który pomoże bratu uporać się z pytaniem, „co się tak naprawdę stało”, a jednocześnie zapewni wspólnocie Kościoła, pozostałym braciom i siostrom pokój. Święty Cyprian pisał o ryzyku związanym ze sposobem traktowania zagubionych - błąd bowiem może spowodować, że:

w dzień sądu będzie nam przypisana wina, iż nie leczyliśmy chorej owcy i z powodu jednej chorej straciliśmy wiele zdrowych (List 55,15).

Z powodu błędnego sposobu traktowania jednej chorej owcy można stracić wiele zdrowych! To ogromna odpowiedzialność.

Unikanie publicznej pokuty przez tych, którzy upadkiem zgorszyli wspólnotę Kościoła, to kłopot nienowy. Wiedział o nim Tertulian, pisząc w II wieku dzieło O pokucie:

Wielu jednak tej sprawy publicznego oskarżenia albo unika, albo odkłada ją z dnia na dzień. Przypuszczam, że więcej pamiętają o własnym zawstydzeniu aniżeli o zbawieniu. Ci stają się podobni do tych, którzy nabawili się choroby na wstydliwych częściach ciała i wstydzą się lekarzy, i w ten sposób giną jako ofiary nierozumnej swej wstydliwości. Oczywiście, że zadośćuczynić obrażonemu Panu jest sprawą honoru, a pozwolić się wyleczyć z choroby czymś nie do zniesienia! Doskonały jesteś z tym wstydem, gdy grzeszysz, potrafisz wysoko trzymać głowę, tylko gdy przepraszasz, tracisz tupet! U mnie natomiast wstyd nie ma miejsca, ponieważ z bezwstydu więcej zyskuję. Sam wstyd niejako napomina człowieka, mówiąc: „o mnie się nie martw, korzystniej mi jest zginąć dla ciebie”. To prawda, że wystawienie się na taką próbę jest rzeczą przykrą, zwłaszcza gdy spotkasz się z docinkami szyderców, gdzie jeden natrząsa się z upadku drugiego, gdzie upadek jednego służy drugiemu za podstawę dumy. A przecież jesteś wśród braci i współsług, gdzie nadzieja, bojaźń, radość, boleść, cierpienie są wspólne, bo wspólny Duch od wspólnego Pana i Ojca pochodzi. Dlaczego ty ich nie traktujesz jak siebie samego? (O pokucie 9-10).
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...