Kazanie nie powinno trwać dłużej niż 12 minut, jeżeli ksiądz nie chce, by jego słuchaczy spotkał los nowotestamentowego Eutycha. W polskim Kościele jednak tak krótkie, przemyślane, płynące z serca kazanie to rzadkość. W drodze, 6/2009
Mówić do konkretnego człowieka. Świetnie rozumieli to jezuici. Już w XVII i XVIII wieku tworzyli coś w rodzaju bazy danych, zawierających przykłady kaznodziejskie. Ważne było, aby te przykłady ściśle dotyczyły życia tych, do których przemawiali. A więc w budzące grozę egzempla wplatali nazwiska donatorów klasztornych (tych zazwyczaj spotykało pasmo pośmiertnych nagród) na równi ze szkodnikami, pustymi kobietami, złodziejami wymienianymi z nazwiska (ci z kolei zasługiwali na wymyślne męki).
Im osoba była bardziej znana w Polsce, tym lepiej dla kaznodziei, który posługiwał się nią jako złym lub dobrym przykładem. Zawsze jednak obudowując ów przykład wiarygodną historią: jak to któryś parafianin widział taką zbłąkaną duszę, co mówiła, jak wyglądała. Szło przecież o uwiarygodnienie przykładu wykorzystanego w kazaniu.
Grzech trzeci: atrakcyjność za wszelką cenę
Kaznodzieja nie ma łatwo. Jeśli opowiada rzeczy nieprzystające do życia parafian – niedobrze. Jeśli chce za bardzo zbliżyć się do ludzi, za wszelką cenę przykuć ich uwagę – też źle. I to bardzo.
Niedziela Dobrego Pasterza w jednej z parafii gdzieś w Polsce. Kończy się ewangelia. Ksiądz głoszący kazanie otwiera nagle boczne drzwi kościoła, wchodzi do środka, bierze na ramiona jedną z dziewczyn i niczym zagubioną owieczkę niesie aż do ołtarza. Zdezorientowani ludzie chichoczą. Zaczyna się kazanie – mało kto słucha z uwagą. Wszyscy żyją niedawnym ekscesem. A ksiądz chciał tylko unaocznić, jak bardzo dobry jest Jezus.
Inny przykład: w czasie wielkopostnego kazania o wstrzemięźliwości od alkoholu, ksiądz nagle wyciąga spod ambony reklamówkę z puszkami po piwie i rozsypuje je po kościele. Ks. Przyczyna: – To przerost formy nad treścią. Obserwuję czasem, że księża podczas kazań używają środków, które do niczego nie prowadzą. Są celem same w sobie. Skupiają na sobie uwagę słuchaczy, nie prowadząc głębiej. Tutaj – zdaniem ks. profesora – dużą winę ponoszą media. To one wyznaczyły sobie i zapraszanym przez siebie gościom rolę zabawiaczy.
Przyzwyczaiły w ten sposób odbiorców, że co nie jest zabawne, atrakcyjne – nie ma wartości. – Tendencja do zabawiania przechodzi teraz także, niestety, na księży głoszących kazania. Ludzie chcą zabawy. Nie chcą poważnych, głębokich przemyśleń. Widać to dobrze na przykładzie telewizji: jeśli coś jest za trudne, ludzie zmieniają program.
Księża zafascynowani kulturą masową próbują naśladować pewne zachowania typowe dla mediów. Używają takich środków, żeby być atrakcyjni. Stąd ta dziewczyna na ramionach albo rozsypywane puszki. Stosowanie takich urozmaiceń jest do przyjęcia (też: nie zawsze) w homiliach dla dzieci. Gdy ksiądz w czasie kazania dla dorosłych zachowuje się jak szołmen, czasem jest to na granicy dobrego smaku.
Idealnym użyciem rekwizytu podczas kazania wydaje się zdarzenie, o którym wspomina ksiądz Jan Twardowski. Gdy był dzieckiem, podczas którejś z mszy na ambonę – jeszcze usytuowaną wysoko, z drzwiczkami, ze schodkami – wgramolił się niemłody już kapłan. Miał mówić coś o przemijaniu, życiu wiecznym…
Zanim zaczął, potrącił jednak trupią czaszkę, która leżała pod balustradą. I owa czaszka, na oczach wiernych sturlała się z łoskotem – schodek po schodku – aż na sam dół. Ksiądz mężnie wytrzymał ciszę, potoczył po zebranych spojrzeniem i powiedział – „Amen”. Wystarczyło. Mały Jan zapamiętał kazanie do końca życia.
– Kaznodzieje dzisiaj chcą zaspokoić gusta ludzi – mówią ci, którzy ich szkolą. A te z każdym rokiem są coraz niższe. Księża schodzą więc coraz niżej za gustami ludzi, chcąc się im przypodobać. Tworzy się błędne koło.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.