Wskrzeszenie i Zmartwychwstanie. Tygodnik Powszechny, 8 kwietnia 2007
Jarosław Borowiec: – Gdzie jest granica naszych pytań o zmartwychwstanie?
Zbigniew Mikołejko: Zmartwychwstanie jest pewnym paradoksem, bo chociaż mówimy o „wydarzeniu", to jednak jest ono czymś ponad- czy pozahistorycznym. Nie mamy w związku z tym żadnych narzędzi poznawczych, którymi moglibyśmy się bezpiecznie posłużyć. Granicą naszego poznania jest bowiem śmierć. Nie umiemy odpowiedzieć na pytanie, które postawił Słowacki: „Co widzi trupa źrenica przeszklona?"; nie zobaczymy śmierci okiem umarłego. Nie potrafimy dotrzeć do tego, co jest poza granicą życia, a zmartwychwstanie ma się dokonać właśnie tam. Przenosimy więc w tę sferę obrazy z naszego doświadczenia, a przecież nie ma tam dla nich żadnej analogii. Możemy zatem pójść tylko tak daleko, jak daleko poprowadzi nas człowieczeństwo – i wszystko jedno, czy dotyczy to Chrystusa, czy zwykłego człowieka. Pełnia człowieczeństwa polega na tym, że w podążaniu ku tej granicy i poza nią doznaje się wszystkiego, łącznie z rozkładem ciała. Jezus doznał także i tego. Na Jego boskość możemy tym samym spojrzeć wyłącznie poprzez Jego człowieczeństwo.
Czym jest zatem w tej perspektywie zmartwychwstanie? Tym, o czym mówi Nowy Testament. Nie bez racji pierwsi chrześcijanie wynaleźli dlań piękne pojęcie „anastasis" – pustki, która oznacza pełnię. Ogarnia ono zespolenie zdarzeń, których nie obejmuje ani rozum, ani zwykłe doświadczenie: wypełniło się – nie ma Go – zmartwychwstał.
Ks. Józef Naumowicz: Ta granica jest dobrze ukazana w rozmowie Marty z Jezusem o zmartwychwstaniu. Marta rozumie nauczanie Jezusa, zna też całą tradycję Starego Testamentu. Jest świadoma, co stanie się z jej bratem na końcu czasów: „Wiem, że zmartwychwstanie przy zmartwychwstaniu ostatniego dnia". Ale na słowa Chrystusa: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Jeśli ktoś wierzy we mnie, choćby i umarł, żyć będzie" – nie odpowiada: wiem, rozumiem, ale: wierzę. Tu nie wystarczy pozostać w obszarze rozumu, który zatrzymuje się tam, gdzie kończą się pojęcia czasu i przestrzeni. Zmartwychwstanie to dotyk wieczności.
ZM: Przepraszam, że przywołam tu Nietzschego, uchodzącego w oczach niektórych za proroka radykalnego ateizmu. Mówi on, że wieczność nie jest kontynuacją czasu czy jego zaprzeczeniem, ale jakby jego drugim obliczem czy wymiarem. Możemy jej wszakże dotknąć tylko jak gdyby w przebłysku. Kiedy więc autor „Zaratustry" mówi o śmierci Boga i o śmierci w ogóle, pokazuje ów przebłysk, który ujawnia się m.in. poprzez niesłychane napięcie między dwiema inicjacjami w śmierć, jakie zna nasza tradycja. Jedną jest inicjacja z Platońskiego „Fedona", gdzie rytuał wchodzenia w śmierć odbywa się w ciszy i milczeniu. Sokrates odchodzi w spokoju, nieruchomy i milczący: kładzie się na łożu i przykrywa twarz płaszczem. To wymowny znak: jego twarzy jakby nie ma w tym cierpieniu, a ważne staje się przekonanie o wyzwoleniu z choroby życia i wędrówce duszy w świat wiecznych i boskich idei. Z drugiej strony mamy śmierć Chrystusa i ten Jego straszliwy krzyk. Najpierw wyraźny i zrozumiały, wydobyty z udręczonego ciała w poczuciu bezgranicznego opuszczenia: „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił!". A później krzyk bez słów, jeszcze straszliwszy i jeszcze bardziej ludzki – ten krzyk, o którym mówi Pismo, że Jezus zawołał donośnym głosem i skonał.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.