Encyklika i klinika

Naprotechnologia: skuteczna i tania alternatywa dla in vitro? Pseudonaukowa metoda dla katolików, którzy boją się sztucznej prokreacji? A może wyzwanie dla współczesnej medycyny, by była bardziej ludzka? Tygodnik Powszechny, 28 września 2008


Zaskoczenia


Prostota naprotechnologii zrobiła wrażenie także na Marii Środoń, dyrektorce Fundacji MaterCare na Europę Wschodnią. Fundacja wspiera promocję naprotechnologii w Polsce, w zeszłym roku organizowała konferencję, na której gościł m.in. dr Boyle. Środoń studiowała medycynę i historię w Cambridge, gdzie kiedyś przyjechał z wykładami dr Hilgers. – Więcej mi dał jego wykład o płodności niż 18 wykładów innego profesora. Tam były długie nazwy preparatów do wywoływania lub hamowania jajeczkowania, a Hilgers pięknie mówił o fizjologii. Opierał się na naturze i zdrowym rozsądku – wspomina.

MaterCare prowadzi w Niepokalanowie warsztaty dla małżeństw, które mają problemy z płodnością. W grudniu 2007 r. wykład o naprotechnologii poprowadziła tam Agnieszka Pietrusińska – pierwszy polski instruktor. Słuchali jej Kasia i Rafał (imiona zmienione) z zachodniej Polski, małżeństwo od czterech lat, rodzice Józefinki, która żyła w łonie mamy osiem tygodni. – Nie rozumieliśmy tej śmierci, ale Pan Bóg pięknie nas przez nią przeprowadził. Napłakaliśmy się, mieliśmy wewnętrzne przeświadczenie, że to dziewczynka. Nadaliśmy dziecku imię. To nie był dla nas jakiś zarodek czy komórki, ale człowiek, nasza córeczka – opowiada Kasia.

Swoje problemy z płodnością też starali się rozumieć w perspektywie wiary. Prosili, żeby Bóg wypełnił im pustkę. Dziś niepłodność i poronienie nie są dla nich tematami tabu... Pracują w parafialnej poradni rodzinnej. Stosowali NPR, przez pół roku wydali na leczenie ponad 2 tys. zł. Jedni lekarze uspokajali, kazali czekać, inni namawiali na in vitro. Oni nie akceptowali standardowej procedury badania nasienia – przy pomocy pornografii i masturbacji. Chcieli zgodnie z własnym sumieniem, w małżeńskim łóżku, więc sprowadzili specjalną belgijską prezerwatywę, która nie niszczy spermy.

Przed wykładem w Niepokalanowie Kasia i Rafał byli sceptyczni: co ich może jeszcze zaskoczyć? Ale zaskoczyło. Pół roku temu zaczęli spotkania z instruktorką, głównie przez internet. Coś już wynika z literek i naklejek, jakieś odstępstwa od normy. Teraz czekają na konsultację z lekarzem z USA. Na razie nic nie płacą, wydatki zaczną się przy badaniach.

Maria Środoń uważa jednak, że naprotechnologia nie powinna się opierać na wolontariacie, tak jak w Polsce naturalne metody planowania rodziny. Nie można sobie pozwolić na „radosną twórczość”, instruktorzy i lekarze powinni się ze swojej profesji utrzymywać.



Kontrowersje


Profesjonalizm i naukowa wiarygodność NaPro spotykają się jednak z ostrą krytyką. Europejskich lekarzy zniechęca „amerykański styl” – nazwa metody, otoczka marketingowa, bombastyczny jak na Europę styl promocji. Ale krytycy oskarżają Hilgersa przede wszystkim o ideologizację medycyny. Prof. Jerzy Radwan z warszawsko-łódzkiej Kliniki Leczenia Niepłodności „Gameta” zalicza Hilgersa do – jak mówi – nawiedzonych pseudoprofesorów, odstraszających od in vitro pary, które się do tej metody kwalifikują. Uważa, że NaPro to mamienie fałszywymi nadziejami par, które mają małe szanse na poczęcie z powodu np. wieku, zaawansowanej endomeriozy, niedrożności jajników. Podobnie wypowiadała się prof. ginekologii i położnictwa Anita Nelson z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles na łamach „Washington Post” w 2006 r.: „Mam szacunek do przekonań religijnych, ale jestem głęboko wstrząśnięta, kiedy ktoś proponuje leczenie albo rozpowszechnia stwierdzenia, których skuteczności i bezpieczeństwa dla pacjentów nie udowodniono naukowo”.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...