Zwyczajna świętość

Nieraz podziwiamy kogoś wielkiego, ale wcale nie chcemy wchodzić z nim w zażyłość i dlatego najchętniej stawiamy go na pomniku. Tymczasem Papież, który już za życia był nazywany wielkim, chciał być blisko ludzi i taki pozostał. Tygodnik Powszechny, 19 października 2008


Papieska pastorałka

Pożegnalne, jak się okazało, spotkanie z ojczyzną w Kalwarii Zebrzydowskiej podczas ostatniej pielgrzymki w 2002 r. Papież rozpoczął modlitwą przed cudownym obrazem Matki Bożej. Wprawiło to w zakłopotanie sprawozdawców telewizyjnych i radiowych, którzy przez pół godziny ciszę tej modlitwy musieli zapełnić komentarzem. Kanonista dostrzeże w geście Jana Pawła II ćwiczenie się „w praktykowaniu cnoty wiary”. Tymczasem dla Papieża, ale także dla nas wszystkich, było oczywiste, że bez modlitwy nie będzie mógł być dla nas w takim stopniu, jak był.

Z niezliczonych świadectw bliskości Karola Wojtyły z ludźmi wspomnę osobiste wydarzenie. Na przełomie lutego i marca 1971 r. metropolita krakowski wizytował parafię w Prokocimiu. Odwiedził także oddział hematologii znajdującego się w tej dzielnicy szpitala dziecięcego. Pamiętam poruszenie personelu medycznego, który uprzedził nas, że przyjdzie ktoś ważny. Przyszedł sympatyczny ksiądz, który rozmawiał z nami, brał nas na ręce i stawiał krzyżyk na czole. Sądzę, że jako kilkuletnie dzieci bardziej przeżylibyśmy spotkanie np. ze Świętym Mikołajem. Po latach uświadomiłem sobie, że kard. Wojtyła był tam przede wszystkim ze względu na lekarzy, zmagających się co dnia z własną bezsilnością wobec białaczki i śmierci małych pacjentów.

Otrzymanie najwyższego urzędu w Kościele niczego nie zmieniło. Znany jest fakt, że Papież tuż po inauguracji pontyfikatu „uciekł” z Watykanu, by odwiedzić chorego przyjaciela – kard. Deskura. Ale nie skupiał się jedynie na cierpieniu. Jeśli świętość jest pełnią człowieczeństwa, to ważne są nie tylko momenty zmagania się z życiem, ale także chwile radości i beztroski.

Papież umiał „cieszyć się życiem”, jak sam napisał w liście do osób w podeszłym wieku, umiał także wyśmienicie się bawić. (Zabawa, swoją bezinteresownością i zaangażowaniem całego człowieka – zdaniem jego następcy na Stolicy Piotrowej, Josepha Ratzingera – przypomina nam o raju).

„Gazeta Wyborcza” w 2001 r. udostępniła nagranie ze spotkania Papieża z księżmi i siostrami studiującymi w Rzymie, które odbyło się w lutym 1981 r. (nagrania dokonał obecny biskup pomocniczy lubelski Mieczysław Cisło). Papież śpiewa z pamięci góralską pastorałkę „Oj, maluśki, maluśki” – śpiewa sam, gdyż obecni nie pamiętają słów. Gdy przebrzmiała ostatnia zwrotka, zaczyna improwizować – na poczekaniu wymyśla kolejne trzy. W dwóch pierwszych „rozbraja” chłodną dostojność pałacu apostolskiego, odwołując się do domowego ciepła kolęd: „A my tak tu siedzimy, tak cięgiem śpiewamy / A do jakiejśmy chałupy weszli, nic nie uważamy”. „A ta chałupa dość nas jeszcze znosi / i żebyśmy śpiewali kolędy, uprzejmie nas prosi”. Nie byłby sobą, gdyby nie spuentował spotkania w trzeciej zwrotce: „Chyba że się to śpiewanie już sprzykrzyło komu / To niech wstaje, nogi za pas zabiera i wraca do domu”.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...