Katolicka kamasutra czy chrześcijańska tantra

Karani jesteśmy przez nasze grzechy, a nie za nie. Sprowadzenie etycznego dyskursu o seksie i seksualności do tego, co „nie wolno”, jest teologicznym i duchowym błędem przypominającym sprowadzanie chrześcijaństwa do nauki o grzechu. Tygodnik Powszechny, 21 czerwca 2009


Biorąc te dwuznaczności pod uwagę, zgadzam się z tezą Sporniaka, że domaganie się „czystej cielesnej intymności” będącej synonimem braku agresji jako tendencji do dominowania w trakcie aktu seksualnego jest opisem współżycia ludzi aseksualnych bądź nieznanych nam istot. Seks wymaga obecności dwóch osób, ich podniecenia, przyjemności, fantazji, lęków, tęsknot, nadziei. Dominacja nie musi mieć jednak charakteru wykorzystania, ale stanowić rozwiązanie pomiędzy kontrolą a poddaniem się wynikającym ze wzajemnego zaufania.

Reinterpretacja Augustyna i nowej „teologii ciała” powinna nas chronić przed zgubną alternatywą, która jest w nich ukryta: gdy kocham, nie pożądam, a gdy pożądam, nie umiem kochać – bo taka mentalność prowadzi do kłopotów nie tylko w łóżku, ale i w życiu. Augustyn nie był erotomanem, ale sobie z tym nie poradził. Freud pokazał, że seksualność i agresja, a także towarzyszące im fantazje i zachowania to nasze najbardziej podstawowe zasoby pozwalające na rozwiązywanie problemów.

Hedonizm i miłość

W rehabilitacji pożądania Sporniak podkreśla, że „to nie my mamy naszą duchową miłością uzdrawiać i uszlachetniać »cielesne przejawy« relacji małżeńskiej. To nasza miłość ma wciąż dorastać do tego, co dzieje się w akcie małżeńskim”, bowiem „najbardziej wyraźnym falsyfikatorem kościelnej nauki o pożądaniu jest mechanizm samoobrony wpisany w samą seksualność: im bardziej się od siebie oddalamy, tym szybciej pożądanie wygasa”.

W tym stwierdzeniu zawarta jest słuszna obserwacja, że ciało i umysł są aspektami doświadczenia seksualnego i nie da się ich od siebie oddzielić. Nie da rady „uprawiać seksu bez opamiętania”, jak sugerują zwolennicy wyzwolonej seksualności, bo ci, którzy wierzą w takie hasła, wyrażają tęsknotę za uproszczeniem doświadczenia seksualnego przez odłączenie somy od psyche, ale to nie jest możliwe.

Ludzka seksualność nie jest więc ze swej natury prymitywna, choć może być zwulgaryzowana. Hedonista nie potrafi cieszyć się seksem, on się od niego nie potrafi uwolnić. Rację miał pewien średniowieczny teolog, gdy mówił: „Obrażamy Boga tylko wtedy, kiedy szkodzimy sobie”.

Ma to jedną istotną implikację dla rozumienia sakralności seksu. Karani bywamy przez nasze grzechy, a nie za nie. To ważne, aby o tym pamiętać. Sprowadzenie bowiem etycznego dyskursu o seksie i seksualności do tego, co „nie wolno”, jest teologicznym i duchowym błędem podobnym do tego, jaki ma miejsce, gdy chrześcijaństwo sprowadzamy do nauki o grzechu. Wtedy „nieubłagana siła nieświadomej moralności” zdominuje życie seksualne katolików, co w skrajnych przypadkach, nie tak jednak rzadkich, kończy się nerwicami.

Chrześcijańska tantra

Rehabilitacja pożądania, o jakiej na swój sposób piszą Sporniak i Knotz, jeśli nie ma pozostać jedynie na poziomie „katolickiej kamasutry”, której możliwości ruchu są ograniczone nie tylko pozycjami, oznaczać musi przeżywanie pragnienia jako przyjemności.

Ma rację francuski filozof André Comte-Sponville, gdy mówi, że ten, „kto sądzi, iż pożądanie seksualne jest pragnieniem orgazmu (który tymczasowo znosi pożądanie), nie pojął jeszcze, na czym polega bogactwo i przyjemność życia erotycznego. Gdyby chodziło tylko o jak najszybszy orgazm, to masturbacja byłaby skuteczniejsza i większość ludzi by się nią zadowoliła”.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...