Mistrz mojego rzemiosła

Ankieta była przygotowywana z okazji jubileuszu 75-lecia urodzin Ryszarda Kapuścińskiego. Zaprosiliśmy do niej kilku utalentowanych reporterów średniego pokolenia, by wypowiedzieli się o autorze Cesarza. Dziś teksty jubileuszowe stają się nieuchronnie pożegnaniem. Postanowiliśmy ich jednak nie zmieniać, by ocalić nutę radosnego dialogu z Mistrzem. Znak, 2/2007




Kapuściński szczodrze dzieli się ze swoimi czytelnikami opiniami o pracy reportera i o reportażu. Pisze o tym w Lapidariach, mówi w wywiadach i na spotkaniach. Te wywiady, wykłady i spotkania go męczą, bo nie tylko zabierają mu czas, ale – przede wszystkim – spokój konieczny do pracy. Zabierają mu niezbędną samotność.

To jest tajemnica zawodu reportera: by pisać, musimy być wśród ludzi bliżej niż inni, słuchać ich uważniej niż inni, starać się poczuć możliwie mocno to, co i oni czują. Dzięki ludziom żyjemy. Ale też – nadchodzi taki czas – musimy być sami, musimy się od ludzi izolować, przed ludźmi zamykać: „jeśli nie wyłączę telefonu, nie mogę pracować”. Wtedy nasi bohaterowie wracają do nas ze zdwojoną siłą, ich pogmatwane historie, ich łzy i cierpienie osaczają nas i przenikają w głąb. To, moim zdaniem, jest najbardziej tajemniczy, intymny i zarazem kluczowy moment w procesie pisania. W hałasie on nie nadchodzi nigdy.

Kapuściński nauczył mnie, by w pracy nie bać się swojej samotności. Przeciwnie: wierzę, że ona jest moim sprzymierzeńcem. Mam wyruszyć sam w podróż, zawsze z pomocnymi lekturami w bagażu, słuchać ludzi w możliwie kameralnych warunkach, wracać wieczorami do hotelu bez żadnego strachu, przyjechać wreszcie do domu, zamknąć drzwi, doczytać to, czego nie zdążyłem wcześniej, myśleć w ciszy i spróbować napisać pierwsze zdanie bez niczyjej pomocy.

Ręcznie! „Na kartce zwykłym ołówkiem kulkowym”. Kapuściński w swojej pracowni – podobnie zresztą jak Hanna Krall – nie ma komputera, bo uważa, że „rytm prozy wymaga ręcznego pisania. Wydaje mi się mało prawdopodobne – powiedział tak kiedyś przez komputer na internetowym czacie – żeby porządną prozę można było napisać na komputerze”.

I to mnie martwi, bo o ile z tą samotnością jakoś się polubiłem, to z ołówkiem kulkowym zaprzyjaźnić się nijak nie potrafię.

***


WOJCIECH TOCHMAN, ur. 1969, reporter „Gazety Wyborczej”. Wydał m.in.: Schodów się nie pali (2000), Jakbyś kamień jadła (2002), Córeńka (2005).
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...