Jeśli nam się uda doprowadzić do porozumienia o dwustronnej wzmocnionej współpracy z Amerykanami i będzie to projekt z istotnym pakietem dodatkowych korzyści obronnych i pozaobronnych, wówczas decyzja w sprawie tarczy powinna być pozytywna. Jeśli nie, powinniśmy odmówić i skoncentrować się na budowie systemu sojuszniczego w ramach NATO. Znak, 4/2007
Dyskusja o ewentualnej lokalizacji elementu tarczy antyrakietowej w Polsce musi być oczywiście wielowątkowa. Wydaje się jednak, że wszystkie te wątki dadzą się pomieścić w poszukiwaniu odpowiedzi na dwie podstawowe grupy pytań strategicznych.
Po pierwsze: czy obrona przeciwrakietowa w ogóle ma sens we współczesnym środowisku bezpieczeństwa i na czym ona w istocie rzeczy polega?
Po drugie: czy gdyby okazało się, że obrona przeciwrakietowa ma sens, to Polska powinna angażować się w jej rozbudowę, a jeśli tak – to na jakich warunkach?
ISTOTA OBRONY PRZECIWRAKIETOWEJ
Rozpocznijmy od pierwszego problemu. Otóż niewątpliwie przeważa dzisiaj pogląd, że obrona przeciwrakietowa jest realnym problemem strategicznym. Przemawiają za tym wnioski zarówno z analiz historycznych, jak i ocen oraz prognoz co do przyszłego kształtowania się środowiska bezpieczeństwa.
Kolejny etap historycznego wyścigu
Historia sztuki wojennej to w istocie historia nieustannej rywalizacji między zaczepnymi i obronnymi środkami walki. Symbolizuje ją odwieczne zmaganie miecza i tarczy – mające dziś swą kontynuację w relacjach czołg/artyleria przeciwpancerna czy też samolot/obrona przeciwlotnicza. Nie ulega wątpliwości, że mieczem czasów współczesnych są rakiety. Dlatego czymś zupełnie naturalnym jest rozwój przeciwrakiet. To obiektywna tendencja rozwoju systemów uzbrojenia. Nie da się jej zignorować ani zahamować. Rozwój obrony przeciwrakietowej jest nieunikniony.
Asymetryczne zagrożenia nuklearne
Warunki dzisiejszego i przyszłego środowiska bezpieczeństwa niejako potęgują tę tendencję. Szczególnie istotne znaczenie ma tu pojawienie się nowej – w stosunku do jeszcze niedawnego okresu zimnej wojny – jakości w postaci zagrożeń, które nazywam asymetrycznymi zagrożeniami nuklearno-rakietowymi.
Jest to następstwem proliferacji (rozpowszechniania się) broni masowego rażenia i technologii rakietowych. Pojawiają się ich nowi dysponenci – w tym państwa nieprzewidywalne lub trudno przewidywalne, tzw. państwa zbójeckie. Coraz bardziej prawdopodobny staje się dostęp do broni masowego rażenia podmiotów niepaństwowych, w tym w szczególności organizacji terrorystycznych.
O ile w relacjach między mocarstwami nuklearnymi w okresie zimnej wojny równowagę strategiczną zapewniało odstraszanie nuklearne oparte na regule wzajemnego gwarantowanego zniszczenia (mutual assured destruction, MAD), o tyle w świecie obecnym – w którym istnieją zarówno mocarstwa nuklearne, jak i pomniejsi właściciele broni nuklearnej, zwłaszcza podmioty niepaństwowe – ta zasada nie działa już wystarczająco wiarygodnie, aby na niej mocarstwa mogły opierać swoje bezpieczeństwo.